Łukasz Simlat o filmie "Sezony" i powrocie kultowej produkcji sprzed 20 lat
Beata Łajca
Bywalcom teatrów nie trzeba go przedstawiać, a miłośnicy seriali znają go zapewne "Rojsta". Łukasz Simla zamienia teatralne kulisy na plan filmowy, a w nowej roli łączy obydwa te światy. W "halo tu polsat" opowiedział o filmie "Sezony", który właśnie jest emitowany w kinach, a także o tym, jak to jest wrócić do postaci granej 20 lat temu w jednym z najbardziej znanych filmów w Polsce.
Łukasz Simlat od 17 lat jest zatrudniony w warszawskim Teatrze Powszechnym i na szklany ekran wchodził "małymi kroczkami". Zaczęło się epizodem w serialu "Dom" i kolejnymi niewielkimi rolami. Potem pojawił się w II części "Bożej podszewki" i chociaż na planie spędził tylko jeden dzień, to reżyserka Izabella Cywińska od razu go zauważyła i wkrótce obsadziła w ambitnej roli Arka w "Kochankach z Marony". Potem przyszła pora na postać Michała Kwiecińskiego w obsypanym nagrodami filmie "Statyści" i Adasia we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Teraz możemy go oglądać w głównej roli w filmie "Sezony". Czy to oznacza, że powoli zmienia profesję i z aktora teatralnego zmienia się w filmowego?
Łukasz Simlat o filmie "Sezony"
Krzysztof Ibisz chciał wiedzieć, czy Łukasz Simlat marzył, aby zostać aktorem filmowym, czy to był tylko przypadek. Aktor wyznał, że myślał o tym od początku swojej kariery, ale teatr i film to dwie zupełnie inne bajki.
"Takie były zakusy, taki był już pomysł od początku, z taką niewiedzą, czy to będzie miłość odwzajemniona. Ale to są dwie zupełnie przeróżne rzeczywistości - teatr z filmem. Tego nie potrafię porównać", powiedział.
Film "Sezony" gromadzi tłumy widzów w całej Polsce, a naszemu gościowi jest wyjątkowo bliski, bo opowiada o "teatralnym zapleczu", w którym toczy się całe życie aktora, a o którym widzowie nie mają pojęcia.
"To jest taki scenariusz, kiedy przy pierwszym czytaniu człowiek ma poczucie, że intuicyjnie wiele mu podpowiedział, bo jest sprawnie i bardzo dobrze napisany. Ale przede wszystkim traktuje i kłoni się w stronę tej mojej jurysdykcji. Ludzie nie znają zaplecza teatralnego, nie wiedzą, jakimi to się prawami rządzi. Jak te kulisy pachną. Ten scenariusz, przede wszystkim, tego zaplecza nie wynosi na koturn, tylko wręcz przeciwnie, pokazuje prozaiczność sytuacji, jaką jest życie w kulisach teatralnych", mówił Łukasz Simlat.
Bohater, w którego się wcielił, gra w trzech spektaklach jednocześnie, a ich tematyka została dobrana tak, żeby korespondowały z życiem prywatnym. Krzysztof Ibisz był ciekaw, czy Łukaszowi zdarzało się grać w kilku sztukach naraz. Aktor przyznał, że to całkiem normalna rzeczywistość aktora etatowego.
"To jest taki rodzaj też sportu, gdzie człowiek ma na tej tapecie czasami naście tych spektakli i przychodzi do teatru, bo wie, że ma być w teatrze i tylko pyta - tytuł? Aha. Dobra, to już wiem", podsumował Simlat.
Do "Rojsta" musiał nauczyć się jąkać. Ale to nie była najtrudniejsza rola
Łukasza Simlata fani serialu "Rojst" znają jako sierżanta Mika. Aktor wspomniał, że scenariusz, taki jak do tej produkcji, nie zdarza się często. Podobnie jak rola, która wymaga od aktora nauki jąkania. Podszedł do tego bardzo rzeczowo - znalazł jak najwięcej informacji o różnych rodzajach jąkania i wybrał ten, który jego zdaniem najbardziej pasował do jego postaci. A bohater, w którego się wcielił, był wyzwaniem. Jak mówił, dla widzów Mika mógł być na początku dość odrzucający, ale w końcu go pokochali.
Ale mimo to rola Miki wcale nie była najtrudniejszą w jego mniemaniu. Paradoksalnie, największym wyzwaniem okazała się niewielka, trzecioplanowa rola szlachcica Wąchowskiego w filmie "Kos".
"Bardzo dużo czasu musiałem spędzić nad tym, żeby wymyśleć tego człowieka i w tym jest cała trudność. Jaki on ma być jaka ma być jego przywara, żeby spełnił swoje zadanie", opowiedział Łukasz Simlat.
Szlachcic Wąchowski jest postacią jednoznacznie negatywną. I granie takich ról nie jest ulubionym zadaniem naszego gościa, chociaż do tego podejścia musiał dojrzeć.
"W trakcie upływu lat zauważam taką prawidłowośc, że boję się albo męczy mnie, jak dostaję na tapetę coś, co będzie mnie warunkowało do generowania bardzo złych emocji. Wiem, że to nic dobrego dla naszego organizmu nie robi", wyznał. Ale ma w swoim dorobku też takie role, za którymi tęskni i niedawno nadażyła się okazja by jedną z nich wskrzesić.
Powrót ikony po 20. latach - "Vinci 2" wchodzi do kin w 2025 roku
Właśnie zakończyły się zdjęcia do filmu "Vinci 2", w których Łukasz Simlat miał okazję wrócić do roli policjanta "Kudry". I chociaż docenia serie filmowe, to mówił wprost, że czuje presję. Aktor wyznał też, że nie ogląda swoich starych ról, bo dostrzega za dużo niedociągnięć. Ale dawna rola była jedną z tych, do których wraca z przyjemnością.
"Przez te 20 lat kilka razy mi przemknęła przez głowę taka myśl, że czemu taka sytuacja ikoniczna, nie doczekała się drugiej części. I nagle rok temu dzwoni telefon i to pytanie jest zadane, czy wziął bym udział w filmie Vinci 2", opowiedział i dodał:
"Co my damy temu filmowi po 20 latach? To mnie najbardziej interesuje, jak myśmy się zmienili i jak inny może być film".
Łukasz Simlat w serialu "Matka" u boku Olgi Bołądź
W Polsat Box Go jest dostępny pierwszy sezon serialu "Matka", w którym Simlat gra u boku Olgi Bołądź. To nie było ich pierwsze "zawodowe" spotkanie, bo wcześniej grywali razem na deskach teatru. Przed kamerami od razu poczuli się ze sobą swobodnie.
"Jak człowiek się tak zna, od wielu, wielu lat i spędził mnóstwo godzin na deskach teatralnych i w tych kilometrach, w tych trasach... to nie ma najtrudniejszej rzeczy w tym zawodzie, czyli przełamywania lodów, tego pierwszego wstydu", wyznał aktor.
Prowadzący "halo tu polsat" byli ciekawi, czy widzowie mogą liczyć na powrót Łukasza do serialu, ale póki co, nie chciał niczego zdradzić.
Materiał zawierał linki partnerów reklamowych
Zobacz także: