Śpiewający perkusiści z Tarchomina, czyli Sidney Polak i Hugo w "halo tu polsat"
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.
Łączy ich rodzaj nieustępliwej muzycznej pasji, ale i dawne sąsiedztwo. Poznali się wiele lat temu, na warszawskim Tarchominie, grali w różnych - choć równie kultowych - zespołach, a dziś - mimo własnych dróg - wciąż spotykają się przy tych samych bębnach. Sidney Polak i Hubert Gasiul, czyli Hugo, opowiedzieli w "halo tu polsat" między innymi o początkach wspólnych losów oraz o perkusistach stających się... frontmanami.

Od bębnów do mikrofonów, czyli jak perkusiści zostają frontmanami
Jak w wielu podobnych przypadkach bywa - zaczęło się od sąsiedztwa (i to całkiem bliskiego).
"Tarchomin faktycznie nas zbliżył lata temu, byliśmy sąsiadami", wspominał Hugo.
"To samo osiedle. Blok naprzeciwko", dodawał Sidney.
Właśnie tam, w północnej części Warszawy, narodziła się znajomość, która z czasem przerodziła się we współpracę (i nie tylko).
"Hubert grał wtedy w Wilkach i zrobił imprezę. Przyszedł [Robert] Gawliński, a ja mniej więcej wtedy wydałem swoją pierwszą płytę. Gawliński powiedział wtedy: »Przyjmuję cię w poczet polskich tekściarzy«", opowiadał Polak.
Dla młodego muzyka był to moment symboliczny - wejście w świat autorów, którzy potrafią łączyć tekst z emocją.
"Napisana wtedy piosenka to właśnie ta, którą zagramy - choć w zupełnie innej konfiguracji. Skoro razem śpiewamy i razem gramy na bębnach, zrobimy coś nowego: ja zagram na bębnach do piosenki Huberta, a Hubert do mojej", zapowiadał Sidney (występ obu artystów, podobnie jak i wszystkie odcinki "halo tu polsat", zobaczyć można zaś w Polsat Box Go).
Sidneya i Hugona łączy jednak nie tylko rytm, ale i podobna droga, obaj zaczynali w zespołach, które dziś uznaje się za kultowe - Polak w T.Love (gdzie gra zresztą po dziś dzień), a Gasiul w Wilkach. Obaj też w pewnym momencie postanowili stanąć na scenie samodzielnie.
Solowa kariera przyszła dla Huberta po wielu latach - ale, jak sam mówi, "nigdy nie jest za późno".
"Leonard Cohen swoje wielkie hity tworzył po siedemdziesiątce. Ja śpiewam niskim głosem, więc ten głos będzie się starzał razem ze mną. Będzie się osadzał", opowiadał.
Oboje zgodnie przyznawali również, że głos Sidneya niezmiennie "brzmi młodo".
"Trochę czasu minęło, ale tylko lepiej śpiewam. Dbam o głos i nie używam żadnych polepszaczy", przyznał sam zainteresowany.
Goście "halo tu polsat" wspólnie wrócili też do chwili, gdy dane było im współpracować w ramach jednego projektu.
"Był moment, kiedy Hubert grał w moim zespole. Przyszedł i mówi: »Mógłbyś mi trochę więcej zapłacić«. A ja na to: »Załóż swój zespół, będziesz sobie sam płacił«", przypominał Sidney, dodając jednocześnie, że "czuje się jednym z ojców solowego projektu Hugona".
"Sidney był dla mnie wzorem do naśladowania", przyznawał z kolei Hubert.
"Perkusiści w środowisku są postrzegani jako ci najgłupsi. Ale po mojej pierwszej płycie wielu perkusistów przychodziło i mówiło, że zrobiłem dobrze, że pokazałem, że perkusiści też potrafią", kontynuował historię Polak.
"Mnie mówili, że robię głupotę. Że będę musiał stać na froncie, że zawsze trzeba być przygotowanym, uśmiechniętym. Bo gdy perkusiści mają gorszą formę, siedzą z tyłu, trzymają się »szparagów« i grają", uzupełniał z kolei Hugo.
Obaj pokazują tymczasem, że z perkusji do mikrofonu wcale nie jest tak daleko - że rytm można zamienić w opowieść, a dźwięk w emocję. I że przyjaźń, jeśli przetrwa scenę, trasy i lata, staje się czymś więcej niż zawodowym partnerstwem. Staje się wspólnym biciem serca.
Zobacz też: