Chleb w jajku i "schabowy" z mortadeli. Te proste dania to hity PRL
Beata Łajca
Mówimy o nich – czasy słusznie minione, a jednak wielu z nas z rozrzewnieniem wspomina epokę PRL. Życie nie było łatwe, a gotowanie z tego, co akurat "rzucili" do pustych sklepów, bywało wyzwaniem. Ale nasze babki i matki potrafiły wyczarować istne cuda z ziemniaków, chleba, czy cebuli. Pamiętacie jeszcze smak tych prostych dań? To jak podróż w czasie!
Kuchnia PRL-u była prosta, biedna i... zaskakująco smaczna. Wielu z nas smak tych szybkich dań kojarzy się z dzieciństwem. Bo kto nie jadł chleba z cukrem, albo "schabowych" z mortadeli?
Prawie jak schabowy, prawie jak mielony
Dzisiaj możemy sobie zrobić porządnego schabowego, kiedy tylko mamy na to ochotę. Ale w tamtych czasach nie było to takie proste. Konkretny kawałek mięsa na talerzu był jak święto. Ale sprytne gospodynie domowe wykorzystywały to, co było bardziej dostępne i robiły "schabowe" z mortadeli.
Dzisiejsza mortadela może być nawet smaczniejsza od tamtej i kultowe kotlety da się łatwo powtórzyć. Wystarczy pokroić mortadelę w grube plastry, zanurzyć w roztrzepanym jajku, potem w bułce tartej i usmażyć na gorącym oleju.
A gdy nie było nawet mortadeli, sprytne gospodynie robiły "udawane mielone" z... jajek. Kotlety jajeczne to hit PRL-u - w końcu czego, jak czego, ale jajek nie mogło zabraknąć w żadnej kuchni. Jak zrobić dobre kotlety jajeczne?
Wystarczy kilka ugotowanych i jedno surowe jajko. Te ugotowane wystarczy rozgnieść widelcem na papkę, połączyć z surowym, doprawić sola i pieprzem, dodać panierkę, na koniec, oczywiście, usmażyć na głębszym tłuszczu, zupełnie tak, jak mielone. Mniam!
Chleb na śniadanie, na obiad i na deser
Papieru toaletowego mogło zabraknąć, ale chleb musiał być zawsze. A jak był, to zjadało się go do ostatniej kromki. Dzisiaj dużo mówi się o kuchni zero waste, a naszym babciom nikt nie musiał wbijać do głowy, że jedzenia nie wolno marnować.
Robiły więc z chleba... prawie wszystko. Sławna, zwłaszcza na Śląsku, była (i jest do dzisiaj) zupa zwana wodzionką, czyli potrawa składająca się z wody, omasty i pokrojonego chleba. Kawałki chleba albo bułki trafiały też do zupy mlecznej, żeby była trochę bardziej sycąca.
Suchy chleb nadawał się idealnie na śniadanie czy kolację, wystarczyło zamoczyć go w jajku i usmażyć na patelni. To, co dzisiaj nazywamy tostami francuskimi, w PRL jadło się na słodko z cukrem, lub na słono z solą i pieprzem.
Chleb wystarczał także wtedy, gdy była ochota na coś słodkiego. Trzeba było tylko pokropić go wodą i posypać cukrem. Tę przekąskę znamy także w wersji na słono, z solą, albo na bogato - ze śmietaną.
Ziemniaki i cebula - to podstawa!
Zwyczaj gromadzenia zapasów ziemniaków i cebuli niektórym z nas pozostał do dziś. I słusznie! W PRL z tych dwóch składników można było stworzyć setki dań, a i dzisiaj w niektórych domach są podstawą kuchni. Chociaż zwykle pojawiają się w nieco lepszym towarzystwie.
Starte ziemniaki, cebulka, sól i pieprz, a czasem także boczek, słonina lub kawałek kiełbasy, jeżeli akurat były w lodówce. Co można z tego stworzyć? Najprostszą babkę ziemniaczaną. Składniki wystarczy połączyć i upiec w piekarniku. Ta potrawa jest regionalnym daniem głównie na Podlasiu, ale z braku innych składników, gościła na stołach całej Polski. I była prawdziwym rarytasem.
A cebula obowiązkowym dodatkiem wszystkich wytrawnych dań, chociaż świetnie smakowała także solo. W najprostszej wersji pokrojona w kostkę lub piórka na kromce chleba. W bardziej wyszukanej - duszona na patelni, lekko skarmelizowana, słona i słodka jednocześnie. Aż ślinka leci na samą myśl!
Latem owoce w roli obiadu
Sezonowe owoce - truskawki, wiśnie czy czereśnie, kiedy się pojawiały, od razu przejmowały szturmem PRL-owskie kuchnie. Skoro były dostępne, to trzeba było je wykorzystać do ostatniej sztuki. Chociażby w zupie czy daniu głównym.
Zupa owocowa to nic innego jak owoce zagotowane w wodzie z odrobiną cukru, a w wersji luksusowej - także ze śmietaną. Taką zupę można było jeść na ciepło i na zimno, w towarzystwie kromki chleba albo makaronu.
A sam makaron smakował latem idealnie w towarzystwie rozgniecionych truskawek albo wiśni. Wielu z nas właśnie makaron z truskawkami najbardziej się kojarzy z wakacyjną beztroską. Można go zrobić w kilka minut, minimalnym kosztem i, co najważniejsze, całkiem dobrze się najeść.
Zupa-nic i deser (prawie) z niczego
Skoro mowa o jajkach, nie sposób pominąć kultowej PRL-owskiej potrawy - zupy-nic. Taką zupę, nie-zupę, przygotowywało się, gdy w lodówce zostało już tylko mleko i jajka. Aby odtworzyć ten smak dzieciństwa wystarczy ubić żółtka z cukrem i zagęścić nimi mleko. Potem ubić same białka i kłaść je łyżką na zupę. Takie proste, a takie smaczne!
Podobnie jak pewien jajeczny deser, który jadł absolutnie każdy z nas, nie bojąc się o konsekwencje. Kogel-mogel, czyli surowe jaja ukręcone z cukrem, a w wersji na bogato - z odrobinką kakao. Dzisiaj odszedł już w zapomnienie w tradycyjnej formie, ale niektórzy przygotowują go w pieczonego, podobnie do puddingu. Ale bądźmy szczerzy - do tamtego kogla-mogla nawet się nie umywa.
Zobacz także: