Wielka miłość czy... wygodny pretekst? Niekoniecznie romantyczna historia Edwarda VIII i Wallis Simpson
Gdy w roku 1936 brytyjski tron obejmował starszy z synów króla Jerzego V, o rozpoczynającej się "nowej epoce" z równym zapałem rozprawiano w niemal każdym zakątku wciąż trwającego imperium – od Montrealu, przez Pretorię, aż po Sydney. Edward VIII miał nadać Koronie ludzką twarz, wymiatając z zimnych korytarzy Pałacu Buckingham wszechobecne ślady pruderyjnego etosu, a mimo to 327 dni wystarczyło, by edwardiański mit stracił królewski charakter, sprowadzając się do jednego tylko nazwiska – Wallis Simpson. Ile prawdy jest jednak w nieustannie romantyzowanej historii abdykanta i Amerykanki? I czy w istocie chodziło jedynie o wielkie uczucie?

Najpierw ona, potem Korona. Krótka historia kryzysu abdykacyjnego
"Mam nadzieję [...], że mój najstarszy syn nigdy się nie ożeni i nie będzie miał dzieci" – miał rzec niegdyś Jerzy V, podkreślając brak wiary w synowskie zdolności "przedłużenia monarchii". O ile bowiem uznać za królewskie przymioty zamiłowanie do dworskiej ceremonialności, uległość wobec wielowiekowej tradycji czy swobodę w formułowaniu frazesów, o tyle Edward w istocie nie nadawał się na monarchę – choć Brytyjki i Brytyjczycy zdawali się nie traktować ekscentrycznego stylu bycia następcy tronu w kategoriach wad, dopatrując się w nim szans na "nowe otwarcie" w przyszłości.
Szybko okazało się jednak, że katalogi "zachowań dozwolonych" księcia i króla różnią się diametralnie. Gdy 20 stycznia 1936 roku do historii przeszła więc epoka Jerzego V, a jego miejsce zajął Edward VIII, postanowiono ukrócić wszystko, co "nielicujące z powagą monarchii". Nieskutecznie. Nowy monarcha, przyzwyczajony do hulaszczego trybu życia, całonocnych zabaw i podniebnym wojaży (a "roczny" król wyjątkowo upodobał sobie samolotowe rejsy), nie zamierzał bowiem rezygnować z doczesnych uciech na rzecz abstrakcyjnych wartości brytyjskiego imperium. I choć w tym przypadku "przymknięcie oka" nie niosłoby za sobą poważniejszych skutków, inaczej miała się kwestia królewskiej towarzyszki.
Znany z licznych romansów Edward od 1934 roku kojarzony był wszak przede wszystkim z jedną kobietą – Wallis Simpson, dwukrotnie zamężną już Amerykanką, która miała wkrótce odmienić losy brytyjskiej Korony. Co prawda brytyjska prasa milczała na temat domniemanych relacji łączących tę dwójkę (jako że – według ówczesnych konwenansów – mediom nie wypadało komentować poczynań członków i członkiń rodziny monarszej), jednak sam zainteresowany zdawał się nie dbać o wymaganą odeń dyskrecję, czego wyraz dał już kilkanaście godzin po śmierci ojca, przyglądając się królewskiej proklamacji w towarzystwie Wallis właśnie.
Atmosfera zagęszczała się z każdym kolejnym miesiącem – zagraniczna prasa wprost pisała zaś o "amerykańskiej metresie" nowego władcy. W październiku 1936 roku sąd w Ipswich orzekł o warunkowym rozwiązaniu drugiego małżeństwa Simpson, w teorii nic nie stało więc na przeszkodzie do kolejnego ślubu. Teoria w zderzeniu z praktyką doprowadziła jednak do wybuchu jednego z największych kryzysów konstytucyjnych w historii Wielkiej Brytanii.
Gdy w listopadzie Edward poinformował bowiem premiera Stanleya Baldwina o planach rychłego ożenku, ten wyraził kategoryczny sprzeciw, wskazując, że podobny związek byłby "moralnie nie do zaakceptowania" – podobne stanowisko wyrażał niemal cały brytyjski establishment (choć wyjątkiem był między innymi Winston Churchill), rodzina królewska oraz Kościół Anglii (którego nominalną głową pozostawał sam monarcha). W międzyczasie swoją dezaprobatę dla zamiarów Edwarda wyraziły także rządy dominiów (w tym Kanady, Australii i Południowej Afryki), a obie strony "sporu" odrzuciły także zamysł zawarcia związku morganatycznego.
Na początku grudnia Baldwin przedstawił królowi trzy propozycje wyjścia z powstałego impasu: rezygnację ze starań o ślub, zawarcie małżeństwa bez zgody rządu (a tym samym jego dymisję i pogłębienie trwającego kryzysu) oraz abdykację. Pozbawiony realnego poparcia Edward podjął wówczas decyzję o zrzeczeniu się tronu, którą 11 grudnia 1936 roku przekazał Brytyjkom i Brytyjczykom na falach BBC.
"Uznałem za niemożliwe dźwiganie wielkiego ciężaru odpowiedzialności i wypełnianie królewskich obowiązków tak, jak bym tego chciał, bez pomocy i wsparcia kobiety, którą kocham", mówił wówczas.
Dzień później były już król opuścił Wielką Brytanię – na tronie, jako Jerzy VI, zasiadł zaś jego brat Albert, który przyznał Edwardowi dożywotni tytuł "księcia Windsoru".
Kim w istocie była jednak ta, dla której porzucił koronę? I czy w grę wchodziła jedynie miłość?
Jej Łaskawość Wallis, czyli o tej, która "ukradła" Anglii króla
Bessie Wallis Warfield (bo tak też brzmiało jej panieńskie nazwisko) była kobietą, którą brytyjski establishment wolałby nie widzieć nawet jako przypadkowej gościni w Pałacu Buckingham, nie wspominając nawet o roli królewskiej małżonki. Dwukrotnie zamężna Amerykanka z Pensylwanii od pierwszych chwil obecności na brytyjskich salonach roztaczała bowiem wokół siebie aurę tajemniczej kontrowersji – jedni widzieli w niej barwną, choć nieszkodliwą postać zza oceanu, inni zaś – bezwzględną intrygantkę, niemającą pojęcia o rozmiarach gry, w której przyszło jej uczestniczyć.
Wallis i Edward po raz pierwszy spotkali się w roku 1930, kiedy to żonę amerykańskiego przedsiębiorcy Ernesta Simpsona przedstawiła następcy tronu Thelma Furness, a więc... dotychczasowa kochanka księcia. Ten słynął z otaczania się kobietami o "nieodpowiednich życiorysach", a na długiej liście takowych znajdowały się między innymi aktorka Mildred Harris czy dziedziczka Freda Dudley Ward. Według przekazów dwójka niemal z marszu przypadła sobie do gustu, a jej związek rozpoczął się na przełomie 1933 i 1934 roku (kiedy to przyszli państwo Windsor stali się niejako nierozłączni).
W trakcie kryzysu abdykacyjnego Wallis przebywała we francuskim Cannes, gdzie wkrótce po zrzeczeniu się tronu przybył także sam Edward. Kilka miesięcy później – 3 czerwca 1937 roku – para zawarła zaś upragnione małżeństwo na zamku Candé w Dolinie Loary, by wkrótce na stałe osiedlić się we Francji, gdzie – z kilkuletnią przerwą w latach 40. (kiedy ekskról został mianowany gubernatorem Bahamów) – pozostała do końca życia. "Zesłanie" na Morze Karaibskie wiązało się natomiast z uzasadnionymi obawami brytyjskiego rzędu – nazwiska księcia i księżnej wielokrotnie pojawiały się bowiem w kontekstach, które po dziś dzień pomijane są milczeniem, a dotyczą proniemieckich sympatii pary. Po 1945 roku i powrocie do Europy Edward i Wallis ponownie nie uzyskali zgody na osiedlenie się w Wielkiej Brytanii, co ostatecznie przypieczętowało los byłego monarchy "na wygnaniu". Symbolem odrzucenia przez dwór jego żony pozostała z kolei odmowa przyznania przynależnego żonie księcia predykatu "Jej Królewskiej Wysokości" (księżną Windsoru do końca życia tytułowano więc "Jej Łaskawością").
Choć to właśnie Wallis przypisywana jest na ogół sprawczość w trwającej blisko 40 lat relacji (w tym i odpowiedzialność za wywołanie monarszego kryzysu, a przez to także "kradzież króla"), ta wielokrotnie przekonywała w wywiadach, że nigdy nie pragnęła korony czy tytułów, a samego Edwarda. Czy aby na pewno chodziło jednak o uczucie? A może był to jedynie pretekst, zaś "Wallisgate" ma o wiele więcej (nie do końca odkrytych) aspektów?
Miłość czy niemiłość?
Gdy Edward wygłaszał pamiętne słowa o "kobiecie, którą kocha", trudno było nie ulec sugestii, że oto świat stanął wobec niepowtarzalnej historii wielkiej miłości – uczucia dla którego nie tylko można, ile trzeba poświęcić wszystko. I choć przez dekady właśnie w ten sposób przedstawiano okoliczności abdykacji z 1936 roku, coraz częściej w przestrzeni usłyszeć można głosy sugerujące wykreowanie użytecznego mitu na potrzeby opinii publicznej i samego Edwarda.
Już w dzieciństwie książę zdradzał wszak głęboką niechęć wobec ceremoniału i dystans wobec politycznych obowiązków, jawiąc się tym samym jako "nieprzystosowany" do roli konstytucyjnej głowy państwa. Jeszcze jako nastolatek miał określać tradycyjne szaty mianem "absurdalnych przebieranek", później zaś, pełniąc obowiązki w imieniu ojca, wskazywać na "niedorzeczność" czy "marnotrawstwo czasu" w kontekście oficjalnych wizyt i dworskich rytuałów. Pozostawał przy tym niezdolny do powściągania prywatnych upodobań, zbyt impulsywny i egocentryczny, co nie przysługiwało się umocnieniu roli arbitra narodowej stabilności.
Związek z Wallis mógł więc być – i tak też przedstawia go część historyków oraz historyczek – jedynie katalizatorem, nie zaś przyczyną decyzji abdykacyjnej. Pretekstem do porzucenia roli, która przerastała go od zawsze, choć sam nie był gotowy tego przyznać. Prawdziwe uczucie, jakim niewątpliwie darzył Simpson, nie wykluczało bowiem głębokiego pragmatyzmu – dla Edwarda oznaczała ona wszak świat zrozumiały i pozbawiony obłudy, w którym nie musiał odgrywać roli, do której nigdy nie dorósł.
Nie brakowało też spekulacji, że miłość ta miała charakter asymetryczny. Wallis, inteligentna, a przy tym obdarzona społecznym sprytem, nie od początku traktowała więc Edwarda poważnie, otwarcie wspominając o jego infantylizmie, kaprysach i nieustannej potrzebie adoracji. Z czasem miała poczuć się uwięziona w roli, którą początkowo traktowała jako element towarzyskiej gry, a nie projekt na resztę życia. Z jej późniejszej korespondencji przebijają więc nie tyle romantyczne uniesienia, ile zmęczenie, irytacja i ironiczny dystans.
Dziś nie sposób stwierdzić, czy Windsorów łączyła miłość w klasycznym rozumieniu, czy raczej współzależność i przywiązanie, którego nie sposób było przerwać bez zburzenia (i tak niestabilnej) konstrukcji ich nowego życia. Książę Windsoru zmarł 28 maja 1972 roku, księżna czternaście lat później – 24 kwietnia 1986 roku. Oboje spoczęli we Frogmore House niedaleko Windsoru, choć niechęć rodziny królewskiej nie ustąpiła do końca – podczas pogrzebu Wallis jej imię nie padło ani razu.
Jedno pozostaje przy tym pewne – historię o bajkowej miłości należałoby w końcu włożyć... między bajki. Nijak ma się bowiem do rzeczywistości.

Zobacz też: