O myciu lwów i kurach znoszących kolorowe jajka, czyli krótka historia prima aprilis

Kamil Olek

Kamil Olek

​Jest taki dzień... i nie, tym razem wcale nie grudniowy, a kwietniowy. Pierwszy dzień tego właśnie miesiąca powszechnie kojarzy się z absurdem, kpiną oraz wykrzywianiem rzeczywistości – przynajmniej na chwilę. Prima aprilis nieustannie rządzi się bowiem swoimi prawami, choć nie wszędzie pod tą samą nazwą i nie zawsze tego samego dnia. W błędzie będą jednak sądzący, że śmiech to domena współczesności, gdyż sięganie do korzeni święta wymaga podróży... w czasy starożytne. Niezależnie jednak od wieku i epoki korzystającym z pierwszokwietniowych uroków przyświecała podobna zasada – żartuj, nim życie zrobi to za ciebie.

Prima aprilis
Prima aprilis123RF/PICSEL

Prima aprilis, czyli żartowanie z historią w tle

Historia prima aprilis pełna jest wyjątkowo przewrotnych niejasności i barwnych teorii, zaś legend na temat genezy jest co najmniej kilka. Jedna z najpopularniejszych głosi, że zwyczaj narodził się we Francji. Tam też, w roku 1564, Karol IX wydał edykt z Roussillon, na mocy którego początek roku został przeniesiony na 1 stycznia. I choć z dzisiejszej perspektywy może wydać się posunięciem pozbawionym sensu, w XVI wieku nowy rok – przynajmniej ten paryski – nadchodził wraz z Wielkanocą. Gdzie w tym prima aprilis? Ano, podporządkowanie się zmianom nie było aż tak powszechne, jak mogłoby się wydawać monarsze – znalazły się bowiem jednostki, które wciąż uparcie świętowały na początku kwietnia. Ci szybko stali się obiektami kpin, zyskując następnie miano "poisson d’avril", czyli "kwietniowych ryb" (co do dziś znajduje odzwierciedlenie nie tylko we francuskim, ale i włoskim czy portugalskim określeniu 1 kwietnia).

No dobrze, ale wiek XVI to przecież nie starożytność. Tym samym przechodzimy do wersji, w której dzisiejsze prima aprilis miałoby pochodzić od starożytnych wiosennych świąt, chociażby rzymskich Hilariów – obchodzonych pod koniec marca – czy też żydowskiego Purim – przypadającego na luty lub marzec. Hipotezy łączące dzisiejsze zwyczaje z wymienionymi obchodami pozostają jednak w większości teoretyczne.

Niezależnie od źródła inspiracji, tradycja robienia żartów wczesną wiosną zagościła w Europie już w późnym średniowieczu i dość szybko znalazła właściwe sobie miejsce w kulturze wielu krajów. I tak pierwsze wzmianki o primaaprilisowych figlach pojawiały się już na początku XVI wieku (choć bez "oficjalnej" nazwy), a z biegiem czasu nabierały jedynie rumieńców.

I tak w Londynie do dziś funkcjonuje anegdota dotycząca wydarzeń z roku 1698 – wtedy też do Tower ściągnięto prawdziwe tłumy, wszystko zaś dzięki obietnicy rzekomego... "mycia lwów" na terenie twierdzy. Na miejscu czekać miała podobno jedynie lakoniczna informacja o "wyśmienitym" żarcie. Na podobne pomysły wpadano jednak w całej Europie – pewna niemiecka gazeta z roku 1789 utrzymywała na przykład, że możliwe jest znoszenie przez kury jaj w dowolnym kolorze, konieczne jest tylko... wymalowanie się otoczenia. Nietrudno zgadnąć, że nie zabrakło czytelniczek i czytelników, którzy nabrali się na tę wyssaną z palca historię. Żarty "wypłynęły" również poza Europę. Ot, w 1878 roku nowojorski dziennik opublikował artykuł, w którym fałszywie przypisano Thomasowi Edisonowi wynalezienie... maszyny zdolnej do przekształcania powietrza, wody i gleby w pożywienie. Opisywano rzekomą demonstrację urządzenia, podczas której miało dojść do degustacji. Wywołaną wrzawę uciszono dopiero po kilku dniach.

Co z Polską? Zwyczaj żartowania 1 kwietnia dotarł nad Wisłę w XVI wieku, a sto lat później uznawany był już za "starą modę". Od tamtej pory... nie zmienił się w swojej formie. Od setek lat cieszy więc i bawi, w równym stopniu irytując tych, którzy po raz kolejny dali się nabrać.

I choć świat się zmienia, prima aprilis wciąż zdaje się działać, a 1 kwietnia po raz kolejny przyniesie więc lawinę zmyślonych newsów i "rewelacji z ostatniej chwili". Przy okazji warto zadać sobie jednak pytanie, czy w świecie, w którym żartem bywa rzeczywistość, absurd goni absurd, a fake newsy to niejako pieśń codzienności... prima aprilis ma jeszcze sens? A może dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy dnia, który wprost mówi: "To tylko żart"?

halo tu polsat
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?