Mariusz Treliński i Tomasz Wygoda o kulisach pracy nad operą "Salome". "Nagle to się kończy i ja nie wiem, co z sobą zrobić"
Pod koniec listopada na deskach Opery Wrocławskiej odbyła się premiera opery "Salome" Richarda Straussa w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Na moment przed próbą generalną z reżyserem oraz z odpowiedzialnym za choreografię spektaklu Tomaszem Wygodą rozmawiała Kamila Ryciak. Nasza reporterka dowiedziała się między innymi, jak długo trwa praca nad przygotowaniem spektaklu i jakie emocje towarzyszą twórcom zarówno na etapie tworzenia, jak i po premierze, gdy widzowie mogą już podziwiać efekty ich pracy.

Tomasz Wygoda nie ukrywał, że przed premierą emocje w grupie artystów sięgają zenitu. Choreograf, który szerszej publiczności dał się poznać jako juror "Tańca z Gwiazdami", wyznał, że cały zespół pracuje do ostatniej chwili, wciąż bowiem są rzeczy, które można poprawić i udoskonalić.
Mariusz Treliński o "Salome": "Spektakl jest dziełem żywym"
"Wszyscy jedziemy na takiej podwyższonej adrenalinie, bo teraz trzeba mieć dużo tej energii" - mówił Tomasz. - "Do ostatniego dnia jeszcze próbujemy dokręcać te śrubki. Tu nie tylko trzeba nauczyć tancerzy i solistów pracy dokładnie z muzyką, tego, że na dany takt wchodzi światło i ma być coś nowego, ale też trzeba przygotować i nauczyć wszystkiego całą obsługę techniczną. To są często zmiany, które się do ostatniego dnia nie udają" - mówił Wygoda, a reżyser uzupełnił: "Spektakl jest dziełem żywym, on zawsze ma w sobie elementy niedoskonałości".
Artysta zdradził też, że celem twórców spektaklu i wykonawców jest zrobienie wrażenia na widowni. Nie chodzi o doskonałość, ale efekt całościowy: "Po latach nie patrzę, że tam coś upadło, coś się przewróciło, tylko patrzę na energię duchową całości. Jeżeli jest impakt, jest uderzenie, to wtedy spektakl wygrywa i to się słyszy na widowni. To jest błyskawiczna reakcja z sali" - opowiadał Treliński.
Dla reżysera Mariusza Trelińskiego "Salome" nie jest pierwszą operą Straussa, którą wziął na swój twórczy tapet. Wcześniej reżyserował "Kobietę bez cienia" i "Ariadnę na Naksos". Jak zauważa, wszystkie te opery mają ważną cechę wspólną - stanowią portrety kobiet, które są przewrotne, trudne i męczące.
"I taką postacią jest Salome" - spuentował Treliński, dopowiadając, że mężczyźni pokazani w "Salome" są słabi, bywają też śmieszni, kreowani w totalnej opozycji do silnej bohaterki.
"To są piękne, ogromne obrazy"
Dla widza ważne są emocje, które budują nie tylko postaci, ale i choreografia przedstawienia, o której Tomasz Wygoda mówi, że w "Salome" jest bardzo efektowna: "To są piękne, ogromne obrazy" - podkreślał artysta, dodając, że spektakl uderza skalą - również muzyki, która jest tu dziełem prawdziwych mistrzów.
O dwojakiej naturze muzyki Straussa mówił też Mariusz Treliński. W rozmowie z Kamilą Ryciak reżyser zauważył, że z jednej strony muzyka ta jest szalenie wyrafinowana, z drugiej zaś "pierwotnie zwierzęca".
"Ona jest duchowa i dzika, i tam są wszystkie sprzeczności" - mówił.

"Ten proces zawsze trwa około roku"
Kamila była też ciekawa, ile trwa praca nad przygotowaniem tak wielkiego i trudnego spektaklu. Okazuje się, że wymaga ona ogromu pracy całego zespołu.
"Na ogół, szczególnie z Mariuszem Trelińskim, ten proces zawsze trwa koło roku" - zdradził Tomasz Wygoda, podkreślając, że najbardziej intensywne są ostatnie tygodnie: "To, co przygotowujemy w trakcie spotkań, gęstszych, rzadszych, później finalizujemy tak w sześć tygodni na scenie. I ten tydzień ostatni to są już stricte próby na scenie" - mówił.
Zanim jednak na scenę wkroczyła cała ekipa, reżyser pracował w domowym zaciszu, budując makietę sceny i odtwarzając ruch postaci. Później zaś spotkały się dwie wizje - reżysera i choreografa. Zanim wszystko wydarzyło się na scenie, opera powstawała w głowach twórców oraz w ich prywatnych, domowych przestrzeniach.
"Zaczynamy grać wieczorami czy w nocy, odtwarzać te wszystkie sceny w kuchni albo w salonie" - mówił Tomasz Wygoda.
Artysta zdradził też, że praca nad operą pochłania go bez reszty, szczególnie w okresie przedpremierowym, kiedy "nie ma limitu"
"Idzie się z tym do domu, idzie się do knajpy... Budzę się i już wiem, jakie mam notatki, więc trochę to jest takie działanie na sto procent" - opowiadał choreograf, podkreślając, że aby oddać się tej pracy totalnie, trzeba ją kochać.
A co po premierze? Tomasz Wygoda: "Smutek i ciche dni"
Gdy emocje opadną, a widzowie wyjdą z opery po premierowym spektaklu, z twórców również schodzi ciśnienie. Mariusz Treliński wraca do równowagi, spacerując czy czytając książki, a także spotykając się z bliskimi.
"Nie jesteśmy w żaden sposób inni od normalnych ludzi. To jest po prostu praca, która jest pasją" - podkreślał reżyser.
A Tomasz Wygoda zdradził, że po premierze dopada go słabszy nastrój:
"Ja muszę być na takim wysokim vibrato, ale to się udziela i wszyscy też sobie tej takiej wysokiej energii udzielamy. [A potem - przyp. red.] nagle to się kończy i ja tak nie wiem, co z sobą zrobić trochę.... Świat się zatrzymuje i później jest taki dzień kolejny - >>To co, to już nikt mnie nie potrzebuje? Już nie muszę iść do teatru? To już teraz jestem sam dla siebie?<< I taki trochę smutek wtedy i takie ciche dni" - wyznał choreograf.
Zobacz też:






