Rösti, boxty, a może gamja-jeon? Bo nie tylko Polska plackami ziemniaczanymi stoi
Kamil Olek
Placki ziemniaczane, choć często przypisuje się im drugą pozycję na liście narodowych dóbr kulinarnych (zaraz za pierogami), trudno nazwać prawdziwie polskimi – do kraju nad Wisłą przywędrowały bowiem zza zachodniej granicy w czasach panowania Augusta III (który to w historii tej jeszcze powróci). A jako że Polska nie była jedynym przystankiem w trakcie trwania ziemniaczanej robinsonady, dziś odpowiedniki "naszych" placków znajdziemy w wielu kuchniach – nie tylko Europy, ale i całego świata. Z okazji przypadającego dziś Dnia Placka Ziemniaczanego zapraszamy więc na krótką podróż z nim właśnie w roli głównej.
Z ziemi saskiej do Polski – o Kartoffelpuffer, Auguście III i ziemniaczanym boomie
Choć historia ziemniaka liczy sobie już kilka tysięcy lat, do Europy trafił on dopiero pod koniec XVI wieku. Mimo że początkowo podchodzono do nich z ogromną nieufnością, uważając je za trujące (a rozprawieniu się z tym przekonaniem z pewnością nie pomagały próby spożywania ich na surowo, co działo się nagminnie) i hodując jedynie jako roślinę ozdobną, przełom przyszedł dość szybko. W wyższych sferach chętnie spożywano je bowiem już kilkadziesiąt lat później, zaś na początku wieku XVIII z wolna zaczęły stawać się dostępne także dla gminu.
W Polsce za sukces ziemniaka odpowiada przede wszystkim król August III Sas, a konkretniej jego przybyła z Saksonii świta, która przywiozła ze sobą "ziemne jabłko" (bo i taką nazwę stosowano). I choć w pierwszych latach polska niechęć do nieznanej rośliny z dalekiego kraju była ogromna, w chwili śmierci Augusta, to jest w 1763 roku, uprawiano ją już prawie wszędzie. Co wspólnego z tym wszystkim mają jednak placki ziemniaczane?
Otóż – sporo. Z ziemniakami do Polski przyjechały bowiem receptury, wśród nich zaś i ta najprostsza, na placki z ich wykorzystaniem. Te ówcześnie znano już nie tylko w Saksonii, ale i pozostałych niemieckich państwach, księstwach i królestwach, nosiły zaś (i wciąż noszą) miano Kartoffelpuffer (w okolicach Nadrenii zaś – Reibekuchen). Czym różnią się od tych, które znane są nam współcześnie? Cóż... w zasadzie niczym. Poza dodatkami – Niemcy wyjątkowo chętnie zajadają je bowiem z musem jabłkowym (choć i to zależy przede wszystkim od regionu).
Rösti, czyli od szybkiego śniadania do szwajcarskiej potrawy narodowej
Pozostańmy w niemieckojęzycznej części Europy i przenieśmy się nieco na południe, konkretniej – do Szwajcarii. Choć kojarzyć się może ona przede wszystkim z serem i czekoladą, tamtejsza kuchnia kryje o wiele więcej, a za jedno ze sztandarowych dań uważa się Rösti, czyli – jakżeby inaczej – rodzaj placka z surowych ziemniaków, który jednak, w przeciwieństwie do polskiego "brata", pokrywa na ogół cała patelnię.
Mimo że dziś Rösti jadane jest we wszystkich kantonach, kojarzy się przede wszystkim z tą częścią kraju, która używa języka niemieckiego i stamtąd też oryginalnie pochodzi – jeszcze w XVII wieku zaczęło funkcjonować jako śniadanie dla pracujących na polach w okolicach Berna. Stamtąd zaś dość szybko przywędrowało w inne rejony Szwajcarii, a każdy z nich dołożył do dania "coś" od siebie. Takim też sposobem, poza klasycznymi dodatkami w postaci cebuli czy boczku, Rösti jadane jest również z gruyèrem czy nawet śródziemnomorskimi ziołami (choć tak dzieje się przede wszystkim w, posługującym się włoskim, kantonie Ticino).
Boxty, czyli irlandzki “chleb biednego domu". Z ziemniaków, rzecz jasna
W Irlandii ziemniaki kocha się prawie tak samo jak w Polsce, nikogo nie powinno więc dziwić, że i "zielona wyspa" ma swoją wersję ziemniaczanych placków. I to wcale nie byle jaką. Czym jest więc irlandzki boxty i dlaczego każdy choć raz powinien go spróbować?
Zacznijmy od nazwy, której etymologia nie jest do końca pewna, choć większość badaczy i badaczek języka skłania się do wersji, że "boxty" od sformułowania “arán bocht tí", oznaczającego dosłownie "chleb biednego domu". W sporej mierze odzwierciedla to dzieje tego dania – jak nietrudno się domyślić, pierwotnie, jeszcze w XVIII wieku, zajadała się nim przede wszystkim biedota, zaś ogólnokrajowa (a z nią i ogólnoświatowa, inaczej zapewne byśmy o tym nie wspominali) przyszła dużo później, bo dopiero w wieku XX. Ówczesne zainteresowanie irlandzką kuchnią sprawiło, że placki z kraju świętego Patryka do dziś przeżywają swoją "drugą młodość", wchodząc chociażby w skład klasycznego irlandzkiego śniadania (w niczym nieustępującego swojemu brytyjskiemu odpowiednikowi).
Dlaczego są jednak tak wyjątkowe? Powód zapewne można by znaleźć tyle, ile wersji boxty w całej Irlandii. Przede wszystkim chodzi jednak o konsystencję – tarte surowe ziemniaki są bowiem najczęściej łączone z tymi już ugotowanymi, a następnie smażone na chrupko. W zależności od regionu pojawiają się również inne warianty, choćby boxty smażone niczym naleśnik, pieczone w formie chleba, a nawet... gotowane jak kluski. I choć nie mamy zamiaru przekonywać do testowania wszystkich odmian irlandzkich placków, tej podstawowej i klasycznej warto spróbować, choćby dla rozszerzenia kulinarnych horyzontów.
Llapingacho i gamja-jeon – o plackach z końca świata (a nawet z dwóch)
Nie tylko Europa plackami jednak stoi, nie można bowiem zapominać, że ziemniaki przybyły na Stary Kontynent z Ameryki Południowej. Czy więc i tam zakochano się swego czasu w ziemniaczanych plackach? Jak najbardziej, a najlepszy dowodem na to są ekwadorskie llapingachos, pochodzące najprawdopodobniej z andyjskiej prowincji Tungurahua. Od większości europejskich placków różni się jednak tym, że przygotowywane jest z już ugotowanych ziemniaków – z dodatkiem cebuli, kminu oraz przyprawy zwanej achiote oraz nadziewane queso fresco, czyli południowoamerykańskim serem, podawane zaś z orzechową salsą. Llapingacho pod Andami znane są od wieków, a w tym czasie stały się częścią dziedzictwa kulinarnego tak Ekwadoru, jak i całego regionu.
Naszą podróż skończymy jednak na drugim końcu świata, konkretniej zaś – w Korei. I tam dotarły bowiem placki ziemniaczane, znane jako gamja-jeon. Same ziemniaki na Półwysep Koreański przywiózł jednak... Niemiec, miało to zaś miejsce na początku XIX wieku. Podobnie, jak w innych częściach świata i tam dość szybko zorientowano się, że forma placka to jeden z najszybszych i najprostszych sposobów przygotowywania przybyłych z Europy bulw. Podstawowa wersja gamja-jeon zawiera tylko ziemniaki, sól oraz olej, choć równie często dodaje się do doń marchewkę, cebulę, grzyby czy chili. Podawany jest zaś na ogół z choganjang (połączeniem sosu sojowego i octu).
Na koniec pozostaje nam życzyć smacznego – nieależnie od wybranego kraju, wersji, a także nie tylko w Dzień Placka Ziemniaczanego.
Zobacz też: