Nowy etap w życiu Ani Rusowicz: ślub z samą sobą i trzydniowe wesele
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.
W "halo tu polsat" gościliśmy dziś piosenkarkę Anię Rusowicz, która opowiedziała o wyjątkowym rytuale - własnym ślubie… z samą sobą! Trzydniowa impreza, DJ i totalna wolność - artystka udowodniła, że wcale nie potrzebuje drugiej połówki, by celebrować miłość i rozpocząć nowy etap w życiu. Przy okazji zdradziła, dlaczego wraca do korzeni polskiej muzyki, przypominając kultowe przeboje lat 60. i 70., które wciąż trudno znaleźć na serwisach streamingowych.

Polska scena muzyczna może liczyć na Anię Rusowicz nie tylko jako utalentowaną wokalistkę, ale też ambasadorkę polskich przebojów sprzed lat. W "halo tu polsat" artystka opowiedziała o wyjątkowym ślubie, który zorganizowała sama dla siebie, oraz o swojej misji przywracania dawnych, często zapomnianych utworów.
Ślub z samą sobą i trzydniowe wesele
Dla Ani Rusowicz decyzja o ślubie była symbolem nowego początku i celebracji własnej niezależności. Uczciła tę wyjątkową relację, trzydniową imprezą pełną radości, muzyki i symboliki, pokazując, że miłość do samej siebie jest równie ważna jak każda inna.
"To była bardzo spontaniczna sytuacja. Moi przyjaciele mają taki folwark - Duchenka, gdzie odbywają się normalne śluby, ale że to miejsce jest bardzo romantyczne, to nazywam to moją planetą, bo tam jest totalna >>hipiserka<<. Kiedyś przyjechałam do nich i pomyślałam: a może zrobię ślub sama ze sobą? Oni powiedzieli: >>zrobimy to!<<. Było wszystko - trzy dni wielkiej imprezy, goście, DJ, niczego nie zabrakło i w sumie na końcu wszyscy stwierdziliśmy, że nie brakowało pana młodego. To nie jest w zasadzie potrzebne, bo ta miłość się po prostu unosi w powietrzu".
W dalszej części rozmowy Anna zdradziła, że namawia również swoich bliskich do celebrowania własnej osoby:
"Bardzo namawiam też moich znajomych, przyjaciół do tego, żeby po trudnych związkach zrobili sobie taki rytuał. Nie mówię, że to jest jakaś formalna historia. Ja przecież nie poszłam i nie zarejestrowałam tego w urzędzie. Prawda? Tylko jako rytuał. A że jestem artystką i więcej mi wolno w tym względzie, jeśli chodzi o kreatywne i szalone rzeczy, dlatego pomyślałam sobie, że zrobię coś takiego szalonego, że będzie to idealna okazja do tego, żeby rozpocząć piękne, nowe życie", wyznała Rusowicz.
Powrót do polskich przebojów
Ania Rusowicz od lat inspiruje się muzyką lat 60. i 70., a w swoich projektach przywraca utwory, które mogłyby zniknąć z pamięci i serwisów streamingowych.
"Kocham kobiety i kocham polskie piosenki. Kocham diwy, które mnie ukształtowały muzycznie. Diwy lat 50., 60., 70. Jedne z nich to są drapieżne kocice, jak Kalina Jędrusik, drugie bardziej eteryczne, jak Anna German. Wszystkie one mają coś tak niesamowitego w sobie - faktor X, że zostają z nami na lata. Plus jeszcze te piosenki, które śpiewały, warte są przypomnienia".
W rozmowie z prowadzącymi piosenkarka podkreśliła, że polska muzyka ma wyjątkową wartość i powinna być celebrowana nie tylko przez artystów, ale i słuchaczy:
"Dlatego bardzo chciałabym mówić o tym, żebyśmy byli dumni z polskiej muzyki. Jeżeli ktoś do nas przyjeżdża, pokazujmy naszą kulturę. Nie wstydźmy się jej", apelowała artystka.
Misja ocalania zapomnianych utworów
Ania Rusowicz zwróciła także uwagę, że wiele dawnych polskich przebojów może zniknąć bez śladu, jeśli nie będziemy ich przypominać i jeśli nie trafią do internetu.
"Czasami jest tak, że tych starych polskich przebojów, pięknych starych przebojów, nie znajdziemy na serwisach streamingowych, dlatego że nie ma podpisanych umów, nie są uregulowane prawa. A to wielka szkoda. Masa polskiej muzyki, polskich piosenek - one mogą zniknąć", powiedziała artystka.
Na koniec, specjalnie dla widzów "halo tu polsat", artystka wykonała jeden z hitów dawnych lat - "Gdy mi ciebie zabraknie" Ludmiły Jakubczak.

Całą rozmowę z Anią Rusowicz, podobnie jak wszystkie odcinki "halo tu polsat", możecie też obejrzeć na platformie Polsat Box Go.
Zobacz też: