Inspirująca historia polskiej medalistki. Joanna Dorociak mimo problemów zdrowotnych realizuje swoje pasje
To miał być kolejny maraton i kolejny sukces. Joanna Dorociak - medalistka mistrzostw Polski, Pucharów Świata i wicemistrzyni Europy w wioślarstwie - była w życiowej formie. Nagle, tuż przed startem w Nowym Jorku, jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Chwilę później usłyszała diagnozę, która dla wielu brzmi jak wyrok: stwardnienie rozsiane. Sportsmenka nie tylko się nie załamała - wróciła do biegania, stanęła na starcie kolejnych maratonów i dziś otwarcie mówi o tym, jak choroba zmieniła jej życie i podejście do przyszłości.

Dziś w "halo tu polsat" pokazano materiał z Joanną Dorociak, wybitną polską wioślarką, która opowiedziała o walce z poważną chorobą. Mimo diagnozy sportsmenka nie poddała się i chce pokazać, że nawet w trudnych chwilach można zachować pasję i radość życia.
Kim jest Joanna Dorociak? Od wioślarstwa po sukcesy w międzynarodowych maratonach
Zanim Joanna zaczęła startować w największych maratonach i osiągać w nich świetne wyniki, była jedną z najbardziej utalentowanych polskich wioślarek. Ma na koncie medale mistrzostw Polski, Pucharów Świata i wicemistrzostwo Europy. Potem odkryła drugą sportową miłość - bieganie.
Jej pierwszy warszawski maraton był ogromnym sukcesem - pierwsza Polka na mecie, szósta kobieta w całym biegu. To wtedy zrozumiała, że może być świetna w dwóch dyscyplinach.
"Spontanicznie zapisałam się na maraton warszawski i w nim byłam pierwszą Polką i szóstą kobietą na mecie". To właśnie wtedy poczuła, że także w bieganiu może osiągać wyjątkowe osiągnięcia.
Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak
Wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie. Jeden z ostatnich treningów przed maratonem w Nowym Jorku. Spokojne tempo, lekki bieg, końcówka przygotowań. Aż nagle Joanna poczuła coś, czego nie potrafiła zrozumieć - ból w jednej z kończyn. Próbowała biec dalej, ale ciało jasno dawało sygnał, że dzieje się coś niepokojącego.
"Moja prawa noga nie reagowała. To było naprawdę dziwne uczucie, bardzo stresujące", wyznała.
Nie czekała ani chwili. Zadzwoniła do bliskich i udała się do szpitala. 30 października 2023 roku miał zmienić jej życie na zawsze.
"Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że upadła. Niewyraźnie mówiła. Naciskałem, żeby jak najszybciej pojechała do szpitala", wyznał partner Joanny, Eugenio Travalini.
Na oddziale lekarze zareagowali natychmiast. Badania, obserwacja, noc spędzona pod czujnym okiem personelu. A rano - diagnoza, której nikt z nas nie chciałby usłyszeć. Mimo wszystko Joanna wciąż powtarzała jedno: "Ja powinnam lecieć. Ja mam teraz maraton". Jej lekarka była jednak stanowcza, oznajmiła, że na maraton nie pojedzie.
Zobacz też: Mandaryna o zdrowej diecie i życiu z cukrzycą: "Człowiek musi się nauczyć chodzić od początku"
Diagnoza: stwardnienie rozsiane. "Dla nas to był szok"
Kiedy przyszły wyniki badań, dla Joanny świat na chwilę się zatrzymał. Takie momenty dzielą życie na "przed" i "po". Nagle wszystkie plany, starty, wyjazdy, marzenia zawisły na włosku.
"Diagnoza była dosyć poważna, no bo dowiedziałam się, że mam stwardnienie rozsiane rzutowo-remisyjne".
Rodzina próbowała trzymać się w ryzach, ale strach był ogromny: "Dla nas to był szok. Będziemy musieli jakoś zmienić swoje życie... mamy córkę, która może być niepełnosprawna. Która może wymagać naszej opieki", wyznali rodzice Joanny.
Na szczęście sportsmenka trafiła na lekarza, który nie tylko postawił trafną diagnozę, ale też wyjaśnił, co ta choroba oznacza, jakie są obecnie możliwości leczenia i jak można dalej z tym żyć. Dzięki temu wsparciu Joanna szybko odzyskała siłę i chęci.
"Wyjaśnił mi wszystko o tej chorobie, co mogę i tak dalej. To bardzo pomogło mi szybko stanąć na nogi", powiedziała wioślarka.
Kiedy inni na jej miejscu zamknęliby się w domu, Joanna zrobiła coś odwrotnego - zamiast zwolnić, przyspieszyła. Rok po diagnozie znów stanęła na starcie wielkiego maratonu...
"Już rok po diagnozie wystartowałam w maratonie w Walencji". To nie był jednak zwykły bieg. To był jej osobisty manifest, że choroba nie odbierze jej pasji, ruchu ani życia.
Wsparcie bliskich: "Jeśli kogoś kochasz, wspierasz go w każdej sytuacji"
Siła Joanny Dorociak to nie tylko wytrenowane mięśnie. To również ludzie, którzy stoją u jej boku. Jej partner podkreśla, że ukochana ma w sobie niezwykłą umiejętność dostrzegania dobra w życiu - jej wiara w siebie i radość, którą wnosi w codzienność, są wręcz zaraźliwe. To właśnie najbardziej w niej uwielbia.
W rozmowie przyznał też coś bardzo osobistego:
"Kilka miesięcy po diagnozie powiedziała mi, że bała się, że ją zostawię... ale to nigdy nie przyszło mi do głowy. Jeśli kogoś kochasz, wspierasz go w każdej sytuacji".

Bliscy opisują Joannę jako osobę, której energia potrafi rozświetlić każde pomieszczenie. Jest zawsze w ruchu, zawsze uśmiechnięta, zawsze idąca do przodu, nawet gdy życie wystawia ją na próbę. Diagnoza nauczyła ją jednej z najważniejszych lekcji: życia nie można odkładać "na później". Nie ma sensu martwić się tym, co może wydarzyć się za 30 lat. Liczy się to, co dzieje się tu i teraz - konkretny dzień, konkretna chwila.
"Przyszłość to jest coś, co nie istnieje. Jest dzisiaj... i robię fajne rzeczy. To jest najważniejsze", wyznała Dorociak.
Dziś Joanna jest nie tylko wybitną sportsmenką. Jest symbolem wytrwałości, inspiracją dla innych i żywym dowodem na to, że nawet jeśli świat na chwilę się zatrzyma - można znaleźć w sobie siłę, by podnieść się i iść dalej.
Zobacz też:






