Viralowa kuchnia, która zniknęła bez śladu. Czy czekolada z Dubaju skończy podobnie?

Kamil Olek

Kamil Olek

​Moda na dubajską czekoladę wkroczyła na mniejsze i większe salony z impetem, który mógłby sugerować, że to od niej zależą losy współczesnego świata. I choć "produkt zero" rzeczywiście powstał w stolicy arabskiego emiratu – symbolizując charakterystyczny dlań luksus – tabliczki, które opanowały TikToka (a wraz z nim połowę globu), mają z Dubajem tyle wspólnego, ile śledź po japońsku z Krajem Kwitnącej Wiśni. Cóż, nie takie kulinarne "mody" widział już świat, jednak spora część tychże ma wspólny mianownik – zniknęły szybciej, niż się pojawiły. Wyciągamy tym samym z pamięci kilka hitów, które miały odnowić oblicze ziemi, a skończyły... nieco inaczej. Czy Dubai chocolate czeka podobny scenariusz?

Dubajska czekolada
Dubajska czekolada123RF/PICSEL

Dalgona coffee – pandemiczna kawa, która podbiła świat (na pięć minut)

Gdy w 2020 roku świat przestał funkcjonować w sposób, do którego przyzwyczailiśmy się przez dekady – ulice opustoszały, a życie zaczęło toczyć się w czterech ścianach – sposoby na zabicie rutyny zaczęły wyrastać niczym grzyby po deszczu (te w lasach, do których zakazano wstępu). Kuchnie stały się tym samym przestrzeniami kulinarnych eksperymentów, w dużej mierze inspirowanych przez TikToka (co zresztą nie zmieniło się do dzisiaj), a wśród hitów prym wiodła między innymi ona – ręcznie ubijana kawa z dalekiej Korei (podobno).

Dalgona coffee, bo o niej mowa, błyskawicznie podbiła tiktokowe "For You" na całym świecie, co z jednej strony było zasługą zaledwie kilku składników, z drugiej zaś – powiewem egzotyki w czasach, które wykluczały możliwość podróży. Jednak mimo nazwy, sugerującej obecność koreańskich słodyczy (dalgona to połączenie karmelu i sody oczyszczonej, spopularyzowane między innymi rok później przez "Squid Game"), a przez to i pochodzenie – niewiele zgadza się ze stanem faktycznym.

I tak – ubijana z wodą i cukrem kawa rozpuszczalna, łączona następnie z mlekiem, okazuje się wynalazkiem nie z Korei, a z Makau, przy czym po raz pierwszy zaserwowano ją jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku – jako "kawę ubijaną ręcznie". Porównanie do charakterystycznych łakoci zawdzięcza z kolei południowokoreańskiemu aktorowi – Jung Il-woo – co miało miejsce... dopiero na początku 2020 roku. Przy okazji napój nazwany został "kwarantannowym" i tak właśnie zaczęła się jego kariera. Krótka, co warto podkreślić.

Moda na dalgona coffee zgasła bowiem wraz z ponownym otwarciem kawiarni (a wkrótce i granic), gdy ręczne ubijanie kawy przestało być ekscytującym rytuałem, a stało się zwyczajnie męczące. Swoje zrobiła także baza w postaci kawy rozpuszczalnej, efekt końcowy – choć widowiskowy – smakował więc jak... cóż, kawa rozpuszczalna. W 2025 roku "koreańska" kawa z Makau funkcjonuje tym samym jako internetowy relikt czasów lockdownu, od czasu do czasu pojawiając się jeszcze w ramach ciekawostki na kartach menu "alternatywnych" lokali.

Dalgona coffee
Dalgona coffee123RF/PICSEL

Feta pasta. Jak viralowy makaron sklepowe półki ogołocił

Przez pięć ostatnich lat nie raz i nie dwa zdarzało nam się obserwować braki na sklepowych półkach (przy czym nie chodzi jedynie o papier toaletowy) – w pewnym momencie zniknął z nich jednak produkt, który trudno zaliczyć do kategorii "pierwszej potrzeby". Cudem stało się bowiem zakupienie... fety (i niewielu zwracało przy tym uwagę na jej pochodzenie – równie prędko wyprzedawały się wówczas i greckie oryginały, i rodzime odpowiedniki, zwane "serami sałatkowymi"). Powód? Feta pasta, która na chwilę podbiła podniebienia całego świata.

Zaczęło się niewinnie – od fińskiej blogerki Jenni Häyrinen, która w 2019 roku udostępniła recepturę na danie nazwane "uunifetapasta". Szybko zrobiło ono furorę, a sprzedaż greckiego sera miała podobno wzrosnąć aż o 300 procent. Prawdziwa "fetomania" (tym razem na skalę globalną) przypadła jednak na rok 2021, gdy swoje – ponownie – zrobiły social media (a przede wszystkim TikTok).

Feta pasta miała wszystko, czego potrzebuje internetowy viral – krótką listę składników, niewymagające przesadnych umiejętności kulinarnych wykonanie, a do tego wizualnie satysfakcjonujący efekt i nie najgorszy smak. Kostka fety, kilka pomidorków koktajlowych, oliwa, przyprawy i... reszta robiła się niejako sama – w piekarniku. Po połączeniu całości z dowolnym makaronem otrzymywaliśmy danie, które z miejsca okrzyknięto kulinarnym objawieniem oraz idealnym rozwiązaniem na lockdownową kolację.

Problem w tym, że nawet najlepsza jakościowo feta, po upieczeniu i wymieszaniu z makaronem, nie zamieni się nagle w haute cuisine, a po dwóch czy trzech podejściach zaczyna powszednieć, trafiając w odmęty pamięci jako "coś na szybko". Nie pomogła także fala nieudanych prób – bo choć podobno nie było sposobu, by owo danie zepsuć, przypalone lub "rozwodnione" rezultaty nie stanowiły ewenementu. Entuzjazm przygasł więc, by ostatecznie zniknąć z TikToka czy Instagrama w ogóle. Może i dobrze? Feta ma wszak setki innych – i to smaczniejszych – zastosowań.

Feta pasta
Feta pasta123RF/PICSEL

Pancake cereal, czyli sposób na wyjątkowo dłuuugie śniadanie

Ponownie cofamy się w przeszłość, tym razem do chwili, gdy "internety" znalazły sposób na śniadanie (podobno) idealne. Klasyczne pancakes w wersji mini? Super. Wykorzystane jako płatki? Jeszcze lepiej. Od tiktoka do tiktoka pancake cereal, bo o nich mowa, zdobyły międzynarodową popularność, wypełniając miski i miseczki na niemal każdym kontynencie. Urocze? Tak. Efektowne? Oczywiście. Smaczne i szybkie? Eee...

W teorii smażenie niewielkich naleśników miało zająć chwilę, a zalanie mlekiem i wykończenie syropem klonowym – jeszcze krócej. W praktyce jednak przepis ów wymagał nie kilku, a kilkudziesięciu minut stania przy patelni i pieczołowitego przewracania każdego mikroskopijnego naleśnika (z pytaniem "dlaczego sobie to robię?" na ustach). Magia mediów społecznościowych zrobiła jednak swoje. Pancake cereal przez chwilę rządziły kulinarnymi trendami, zmieniając śniadanie w projekt DIY dla osób o anielskiej cierpliwości. Jak smakowało? Przy kilku pierwszych machnięciach łyżką – bez zarzutu. Przy kolejnych zaś tak, jak może smakować rozmoknięty naleśnik. Meh.

Nie powinno tym samym dziwić, że moda przeminęła równie szybko, jak się pojawiła. Bo nawet najładniejsze zdjęcie i do granic dopracowany tiktok nie zmienią tego, że kilkadziesiąt mini naleśniczków smakuje dokładnie tak samo jak kilka dużych.

Pancake cereal
Pancake cereal123RF/PICSEL

To zaledwie trzy – choć dość jaskrawe – przykłady viralowych przepisów, które w ostatnich latach miały "zrewolucjonizować" kuchnię. Na liście równie dobrze mogłyby znaleźć się i takie cuda jak: cloud bread – choć pastelowy i do granic "instagramowy", to przypominający raczej piankę montażową aniżeli pieczywo; butter board – maślana alternatywa dla deski serów, w której smarowidło zastępowało wszystko, w tym także smak i kreatywność; nature's cereal – owoce z wodą kokosową, serwowane z namaszczeniem sugerującym możliwość rozwiązania wszelkich światowych kryzysów; czy wreszcie green smoothie bowls – z taką dawką spiruliny, że ich amatorzy i amatorki mogliby świecić w ciemności.

Czy dubajska czekolada skończy podobnie? Wiele wskazuje na to, że i owszem. Już dziś, przyglądając się jej obecności w social mediach od analitycznej strony, można bowiem zaryzykować stwierdzenie, że to kolejna przelotna zajawka, a nie coś, co mogłoby zostać z nami na dłużej. Świat widział zaś już niejedną modę, która zaczynała się błyskiem, a kończyła... wyprzedażą na dziale z przecenami. Wysoka cena, za którą nie idzie jakość, powtarzalność i rosnąca dostępnością tańszych "odpowiedników" – wszystko to sprawia, że efekt "wow" szybko blaknie. A kiedy emocje opadną, zostnie jedynie zwykła tabliczka – nieważne, jak bardzo byłaby pozłacana.

halo tu polsat
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?