Profesor Jerzy Bralczyk i jego żona pokazali nam swój przepiękny ogród. Z miejscem tym wiążą się szczególne wspomnienia
W deszczowy, majowy poranek nasz reporter Olek Sikora odwiedził Jerzego Bralczyka w jego domu w Milanówku. W domu, a właściwie w ogrodzie - bowiem znany językoznawca wspólnie z żoną, Lucyna Kirwil, pielęgnują wspaniały ogród, który założyli po kupnie domu w latach 90. Rozmowa, która z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych odbywała się pod parasolami, dotyczyła ogrodu, ale i językowych "chwastów", o które profesora Bralczyka pytał odrobinę stremowany autorytetem rozmówcy Olek Sikora.

Reporter "halo tu polsat" był ciekaw, kto zajmuje się imponującym ogrodem. Okazuje się, że pasjonatką ogrodnictwa jest żona profesora: "Ja planuję, wyznaczam datę, kiedy trzeba robić prace pielęgnacyjne, pokazuję, omawiam przez telefon, a potem pan, który zakładał ten ogród, raz na miesiąc, latem raz na dwa tygodnie, jak trzeba coś zrobić, przyjeżdża i to robi" - zdradziła Lucyna Kirwil.
Jerzy Bralczyk z żoną Lucyną Kirwil gościli ekipę "halo tu polsat" w swym pięknym ogrodzie w Milanówku

Profesor Bralczyk dodał, że w jego opinii zajmowanie się ogrodem bywa równoznaczne z przebywaniem w nim i korzystaniem z jego uroków: "Zajmowanie się ogrodem to także korzystanie z niego. Myślę, że ogród nawet bardziej po to jest, żeby z niego korzystać, niż żeby go zakładać, planować" - zauważył profesor i dodał: "Ja za mało korzystam, chociaż staram się".
Zadbany ogród Jerzego Bralczyka i jego żony przez wiele lat był też miejscem, w którym małżonkowie organizowali uroczystości - na przykład urodziny profesora: "I wtedy ja sama też brałam się za ten ogród. I za urodziny. Ale najpierw za ogród, a potem za urodziny. Wtedy rzeczywiście cięłam, sadziłam, przyprawiałam, poprawiałam" - opowiadała Lucyna Kirwil.
Małżonkowie wspominali, że przed laty uroczystości gromadziły mnóstwo gości: "Ponieważ staraliśmy się, żeby było mniej więcej tyle osób, ile wynosiła liczba moich lat. To teraz już by się nie dało, bo mam tak dużo lat. Nawiasem mówiąc za kilka dni mam urodziny" - oznajmił Jerzy Bralczyk i dodał: "23 maja. Prawdziwe urodziny, bo w dokumentach jest trochę inaczej" - wyjaśnił.
Jerzy Bralczyk 23 maja kończy 78 lat. Chce być solenizantem, a nie jubilatem
Przy okazji językoznawca - na prośbę Olka Sikory - pochylił się nad rozróżnieniem słów "jubilat" i "solenizant". Profesor zachęcił do zamiennego używania obu słów:" (...) Mylmy je, mylmy je! Będę solenizantem z całą pewnością i za takiego wolę się uważać" - podkreślił profesor. - "Jubilat od razu pociąga za sobą takie uroczystości bardziej oficjalne, bardziej związane z rocznicami. I ponieważ dużo mamy tych jubileuszy ogólnych, które wszyscy powinni świętować, to ja prywatnie wolę sobie być solenizantem" - dodał.

Profesor Jerzy Bralczyk w "halo tu polsat": "Z wiekiem staję się coraz mniej restrykcyjny i coraz mniej surowy"
Olek Sikora był również ciekaw, czy są słowa, które profesor Bralczyk "wypieliłby" z ogrodu polszczyzny. Językoznawca wykazał się jednak tolerancją:
"No, słów się nie odchwaszcza. Może teksty byśmy odchwaszczali, czyli pozbywali się tych słów, które nam się mniej podobają. Czy to ze względów na złe użycie, czy ze względów na złą odmianę, złą gramatykę. Ale, no cóż, mowa jest swobodna. Ja z wiekiem staję się coraz mniej restrykcyjny i coraz mniej surowy, zwłaszcza jeśli chodzi o tę piękną polszczyznę. Ale z drugiej strony też jestem trochę mniej surowy, jeśli chodzi o chwasty. I jeśli coś tu wyrośnie niepożądanego, to czasem myślę, że niech rośnie. Ale żona dba o to, żeby jednak ten ogród wyglądał tak, jak wygląda, a wygląda chyba nieźle" - podsumował nasz rozmówca.
W dalszej części rozmowy Olek Sikora zdał podwójny egzamin - nie z języka polskiego, lecz z botaniki, poprawnie wskazując kwitnące wśród drzew konwalie oraz właściwie nazywając kwitnące właśnie w ogrodzie Jerzego Bralczyka rododendrony. Wizyta naszego reportera w przepięknym ogrodzie profesora i jego żony zakończyła się wskazaniem przed gospodarzy ich ulubionych miejsc, w których najchętniej spędzają czas. Małżonka profesora opowiedziała też krótko o historii milanowskiego domu, w którym mieszkają od początku lat 90.

Profesor Jerzy Bralczyk i jego żona mieszkają w Milanówku od lat 90.
"To było moje 26. miejsce zameldowania wtedy. No i ciągle pozostaje, po tych 30 prawie latach" - zdradził profesor.
Jerzy Bralczyk i jego żona dodali, że znalezienie domu, który finalnie stał się ich ostoją, zajęło parze sporo czasu: "[To był - przyp. red.] 36. dom, który oglądaliśmy w ciągu 3 lat, żeby sobie coś wybrać, co nam odpowiada. Warunek był, żeby był do remontu, żeby był tani, ale żeby coś w sobie miał. No i żeby była duża działka".
Profesor i jego żona w podwarszawskim domu odnaleźli wszystko to, czego potrzebowali do szczęścia - piękny starodrzew i dużo światła.
"Dodam na koniec, że bodaj Cycero uważał, że jeżeli człowiek ma bibliotekę i ogród, to już więcej mu niczego nie potrzeba. Bibliotekę też mamy, ale ogród także" - podsumował profesor Bralczyk.
Zobacz też: