Pięć milionów porcji dziennie, czyli o kebabie w polskiej rzeczywistości
Choć kebabowa historia sięga Bliskiego Wschodu, a pierwsze wzmianki na jego temat pochodzić mają z X wieku, dziś danie to uchodzi za symbol globalizacji, a nad Wisłą oswoiło się do tego stopnia, że niewiele brakuje, by nazwać je "narodowym". Każdego dnia w Polsce zjada się bowiem nawet pięć milionów porcji (!) - w bułce, na talerzu, w lawaszu, z surówkami, frytkami, a także dziesiątkami innych dodatków. O smakowych preferencjach Polek i Polaków oraz tym, co zrobić, by uczynić z kebaba pełnowartościowy posiłek, w "halo tu polsat" opowiadali: drka inż. Maria Szmidt - specjalistka do spraw żywienia ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz Önder Kılınç - szef kuchni z restauracji w Nowej Iwicznej.

Czy kebab może być zdrowy?
Mianem "kebaba" w Polsce określa się na ogół döner kebap, a więc klasyczne danie kuchni tureckiej. Czy to właśnie tam wciąż dostać można tę najlepszą wersję?
"To zależy. Moim zdaniem Polska jest lepsza, bo mamy duży wybór. Na cienkim, na grubym, na talerzu, z warzywami i tak dalej. W Turcji jest po prostu lawasz albo kanapka z mięsem i ewentualnie z cebulą czy frytkami", mówił Önder Kılınç.
W tych kilku zdaniach zawiera się właściwie cała historia polskiego kebaba - dania, które przeszło ewolucję z prostego ulicznego jedzenia do zjawiska kulinarnego, rozpisanego na dziesiątki odmian i gustów.
Z dietetycznego punktu widzenia sprawa nie jest jednak tak oczywista.
"Jeżeli mięso rzeczywiście jest wysokiej jakości, czyli to płaty mięsa przedzielone tłuszczem, a nie zmielona mieszanka z wypełniaczami, możemy mówić o w miarę zbilansowanym posiłku", przekonywała Maria Szmidt.
Właśnie tu zaczyna się różnica między kebabem z sieciówki a tym, który określa się mianem "kraftowego" - słowo to coraz częściej spotkać można bowiem na szyldach nad lokalami.
"To znaczy, że robimy wszystko sami, od A do Z. Przygotowujemy mięso, marynatę, sosy. W środku nie ma chemii", tłumaczył Kılınç.
To właśnie ten aspekt sprawia, że kebab nie stanowi już wyłącznie synonimu nocnego jedzenia, a staje się pełnoprawnym elementem miejskiego menu.
Polacy, jak zauważa turecki kucharz, najczęściej wybierają wołowinę. Z punktu widzenia zdrowia - lepiej byłoby jednak postawić na kurczaka.
"Czerwone mięso, czyli baranina lub wołowina, powinno być ograniczane do 500 gramów tygodniowo", przypomniała Szmidt, dodając, że Polki i Polacy spożywają je również w innych formach, zaś średni kebab to około 200 gramów czerwonego mięsa - prawie połowa tygodniowego limitu.
Nieprzypadkowo więc ekspertka doradza wersje z większą ilością warzyw.
"Ważne, żeby tych warzyw było więcej niż mniej. Taki kebab może dostarczyć nawet 5 gramów błonnika, czyli 20 procent dziennej normy - to już coś", dodawała.
A co z sosem, który w Polsce często gra pierwsze skrzypce?
"To główny element, nad którym warto popracować", przyznała Szmidt, wskazując, że sos powinien być przyrządzany na bazie jogurtu, a nie majonezu.
W Turcji, jak dodał Önder, kebaby o wiele rzadziej polewa się sosem. Polacy jednak nie byliby sobą, gdyby nie zrobili po swojemu.
"Najczęściej wybierają sos mieszany, oczywiście na bazie majonezu", wyjaśniał kucharz.
Na pytanie o porcje XXL Szmidt reaguje zaś z rezerwą.
"To nie jest dobry pomysł. Średni kebab ma około 900 kilokalorii, a duży nawet 1500. A przecież najczęściej jemy go wieczorem - wtedy, gdy powinniśmy dostarczyć nie więcej niż 15-20 procent dziennej energii, a nie połowę", ostrzegała.
Paradoksalnie jednak to właśnie w tej prostocie - kawałku mięsa, kilku warzywach i cienkim cieście - kryje się sekret jego popularności. Bo kebab, choć zrodzony w Turcji, w Polsce znalazł swój nowy dom. Wersja z jogurtowym sosem, większą ilością warzyw i umiarkowaną porcją mięsa może stać się nie tylko przyjemnością, ale i całkiem sensownym, zbilansowanym posiłkiem.

Zobacz też: