Oglądamy go od 25 lat, a nadal skrywa wiele tajemnic. Wszystko, czego nie wiesz o filmie "Kevin sam w domu"
Beata Łajca
Nie ma świąt bez choinki, karpia, prezentów i "Kevina samego w domu". A w tym roku mija 25 lat od pierwszej emisji hitu, który stał się jednym z symboli Świąt Bożego Narodzenia. Takiej okazji nie można przegapić! To idealny moment, żeby wziąć pod lupę naszą telewizyjną tradycję, bo Kevin skrywa wiele tajemnic, o których większość z nas nie ma zielonego pojęcia. Oto wszystkie rzeczy, których nie wiesz o filmie "Kevin sam w domu".
Z okazji 25-lecia Kevina w Polsce, telewizja Polsat wypuściła wideo, które każdy szanujący się fan familijnej produkcji powinien zobaczyć. W filmie w rolę Kevina wciela się sam Krzysztof Ibisz, a naśladowcą (na początku) przerażającego głównego bohatera, pana Marleya został Piotr Cyrwus. W tym roku "Kevina samego w domu" zobaczymy w Polsacie dwa razy: dzisiaj, w Wigilię o 20:00 i jutro, 25 grudnia, o 16:30. A po przeczytaniu tego artykułu oglądanie hitu będzie miało całkiem inny wymiar.
Film, bez którego święta w Polsce nie byłyby takie same
"Kevin sam w domu" miał premierę w Stanach Zjednoczonych 10 listopada 1990 roku, już w weekend otwarcia zarobił 17 mln dolarów i nie ustępował z pierwszego miejsca najbardziej popularnych filmów aż do czerwca 1991. Mało tego, przez 27 lat produkcja utrzymywała rekord Guinessa jako najlepiej zarabiająca komedia rodzinna w USA kiedykolwiek, osiągając astronomiczną sumę 477 mln dolarów.
Do polskich kin Kevin trafił dużo później, a do tego w kompletnie nieświątecznym miesiącu - dokładnie 22 maja 1992 roku. Jego pierwsza emisja telewizyjna zgromadziła przed odbiornikami rekordowe 9 mln widzów. W kolejnych latach liczby malały, ale tylko nieznacznie, aby osiągnąć mniej więcej stałą wartość 5 mln każdego roku, aż do dziś.
A gdy raz, w 2010 roku, telewizja Polsat nie uwzględniła filmu w świątecznej ramówce, w internecie pojawiła się petycja, pod którą podpisało się 90 tysięcy internautów, żądających przywrócenia Kevina w święta. Polsat zmienił więc program telewizyjny i od tamtej pory emituje "Kevina samego w domu", całkiem słusznie, każdego roku, przynajmniej raz.
W 2024, chociaż znamy już na pamięć przygody amerykańskiego urwisa, znowu usiądziemy przed telewizorami, aby zachwycić się Macaulay’em Culkinem. Tak jak zrobił to 35 lat wcześniej Chris Columbus.
Macaulay Culkin w roli Kevina. Najpierw wielka sława, potem sądowa batalia z rodzicami
Gdy Macaulay Carson Culkin pojawił się na castingu do roli pozostawionego na święta w wielkiej rezydencji chłopca, miał 10 lat. Ale wybory idealnego Kevina, to były tylko pozory, bo rola powstała specjalnie dla niego.
W filmie pojawił się też młodszy o dwa lata brat Macaulaya, Kieran, który wcielił się w postać Fullera McCallistera - mającego tendencję do moczenia łóżka kuzyna głównego bohatera. Kieran pozostawał przez pewien czas w cieniu sławnego brata, ale jego kariera również nabrała tempa, w 2018 roku dostał nominację do Złotego Globu za drugoplanową rolę w serialu "Sukcesja", a ostatnio wystąpił w kręconym w Polsce filmie "Prawdziwy ból".
Zobacz też: ''To kraj, o którym wszyscy powinni się dowiedzieć''. Jesse Eisenberg nakręcił film w Polsce
Chris Columbus, reżyser specjalizujący się w kinie familijnym, chociaż nigdy nie żałował wyboru Macaulaya Culkina na Kevina, miał zwyczaj mawiać, że z produkcji filmu wyniósł cenną, acz gorzką lekcję - gdy zatrudniasz dziecko, zatrudniasz całą jego rodzinę. A ta, w przypadku Macaulaya, nie była najprzyjemniejsza w obyciu.
Młody aktor nie miał ze swoimi rodzicami łatwo. Już 5 lat po premierze "Kevina samego w domu" zaczęli walczyć o pieniądze, które zarobił, a powiedzieć, że nie robili tego z klasą, to jak nie powiedzieć nic. A było o co się bić. Za rolę w świątecznym hicie Macaulay Culkin zgarnął "skromne" 100 tys. dolarów, za późniejszą rolę w "Mojej dziewczynie" już okrągły milion, a za "Kevina samego w Nowym Jorku" - 4 miliony. Później aktor spotkał się z rodzicami na sali sądowej, oskarżając ich, mówiąc wprost, o kradzież. Ale na filmie zarobili nie tylko aktorzy.
Dom w Winnetce, francuskie lotnisko w Chicago i samolot na boisku
Dom McCallisterów istnieje nadal i mieści się przy 671 Lincoln Avenue, w miejscowości Winnetka w stanie Illinois. Jest wielką atrakcją turystyczną i do dzisiaj, każdej zimy, odwiedzają go tłumy turystów. Popularność filmu wpłynęła oczywiście na wartość posiadłości - w 2012 pierwotni właściciele sprzedali dom za 1,5 miliona dolarów, a niedawno oszacowano, że obecnie można byłoby na nim zarobić, bagatela, 5,25 mln.
Wszystkie sceny z filmu kręcone są właśnie w Illinois, ale głównie w Chicago, czyli mieście znanym z największej społeczności polonijnej w całej Ameryce. Nawet paryskie lotnisko, na którym mama Kevina, Kate McCallister, orientuje się, że jej najmłodsze dziecko nie poleciało z nimi i spektakularnie omdlewa, wcale nie znajduje się we Francji. Ujęcia powstały na międzynarodowym lotnisku Ohara, właśnie w Chicago.
A sceny w pierwszej klasie samolotu, którym McCallisterowie wybierali się na święta, nie były realizowane w prawdziwej maszynie. Na potrzeby filmu zbudowano makietę na boisku jednej z chicagowskich szkół. Tej samej, której basen posłużył do realizacji kadrów Kevina przedzierającego się przez zalaną przez "Mokrych Bandytów" piwnicę. W ten sposób dochodzimy do ostatniego wątku.
Kino familine? Owszem, ale...
"Mokrzy bandyci", chociaż nieco niezdarni, byli prawdziwymi czarnymi charakterami. Zwłaszcza jeden z nich - Harry Lime, w którego wcielił się Joe Pesci wzbudzał u Kevina przerażenie, które tylko częściowo było udawane. Aktorowi bardzo zależało, aby lęk chłopca wyglądał naturalnie, dlatego na planie traktował Macaulaya tak, że ten rzeczywiście zaczął się go bać.
Do roli Harry’ego wybrano na początku Roberta de Niro, ale aktor odrzucił propozycję. Rozważano też angaż Dannego De Vito, jednak ostatecznie w kultowego złoczyńcę wcielił się Pesci, który z kinem familijnym wspólnego miał tyle, co nic. Aktor znany m.in. z kultowego "Irlandczyka" miał na planie "Kevina samego w domu" problem z powstrzymywaniem się od "rzucania mięsem". Stąd wziął się pomysł na "mamrotanie", które raz po raz słyszymy z ust Harry'ego. Reżyser podpowiedział mu, aby niecenzuralne słowa zastąpił innymi i tylko dzięki temu udało się nakręcić familijny film bez ciągłych dubli.
Ale Joe Pesci miał jeszcze jedną, być może nie do końca przypadkową, wpadkę. W scenie, w której "Mokrzy Bandyci" wieszają Kevina na haczyku na drzwiach, a Harry gryzie go w palec, nieco aktora poniosło i z ręki Culkina popłynęła krew. Dzięki temu scena była bardzo realistyczna, chociaż taka sytuacja zdecydowanie nie powinna mieć miejsca.
Z drugiej strony, gdyby Harry i Marv naprawdę musieli zmierzyć się z wszystkimi pułapkami zastawionymi przez Kevina, zapewne nie uszliby z życiem, co potwierdził nawet swoimi badanami jeden z amerykańskich naukowców w 2012 roku. Najgorzej miał jednak Marvin, czyli Daniel Stern. Kevin w pewnym momencie kładzie mu na twarzy tarantulę swojego brata. I nie był to rekwizyt filmowy, tylko prawdziwy, żywy pająk. Stern był przerażony i zgodził się tylko na jedno ujęcie. Musiał więc udawać krzyk, który słyszymy w filmie, aby płochliwej bestii nie wystraszyć. To musiał być nie lada wyczyn.
Po fenomenalnym sukcesie "Kevina samego w domu" i "Kevina samego w Nowym Jorku" wątek małego spryciarza pakującego się w tarapaty w Święta Bożego Narodzenia próbowano kontynuować z inną obsadą. Powstały więc: "Alex sam w domu", "Kevin sam w domu 4", "Finn sam w domu" i "Nareszcie sam w domu", jednak sukcesu swoich poprzedników już nie powtórzyły. A gwiazda Macaulaya, przyćmiona przez jego wewnętrzne demony, zgasła równie szybko, co się zapaliła, chociaż niewiele brakowało, aby to właśnie on zagrał Jacka Dawsona w "Titanicu".