"Muzeum dziejów miasta, którego już nie ma". O trzech wymiarach warszawskich Starych Powązek
Choć najwłaściwszą chwilą na opowieść o dziejach stołecznych Powązek niejako naturalnie wydaje się 1 listopada, terminem odpowiedniejszym bezsprzecznie pozostaje czwarty dzień tegoż miesiąca. Wtedy też, choć w roku 1790, narodziła się bowiem warszawska nekropolia, która z czasem przestała być jedynie cmentarzem, a stała się dziełem - architektonicznym, kulturowym i symbolicznym. Jerzy Waldorff, założyciel i wieloletni przewodniczący Komitetu Powązkowskiego, nie bez przyczyny przyrównywał owo miejsce do "olbrzymiej księgi opisującej w różnych warstwach [...] dzieje dwustu lat trudnej sławy i chwały stolicy". W rocznicę wydarzeń sprzed 235 lat otwieramy więc ten wolumin raz jeszcze.

Nekropolia. Od pól Powązek do symbolicznej przestrzeni Warszawy
Początki Cmentarza Powązkowskiego (zwanego powszechnie Starymi Powązkami) powiązane są z ogólnoeuropejską tendencją do przenoszenia nekropolii poza granice miast - w XVIII wieku i Warszawa stanęła więc przed koniecznością zapewnienia mieszkańcom i mieszkankom nowej przestrzeni grzebalnej. Ziemię pod przyszły cmentarz podarowali synowie stolnika warszawskiego Melchiora Szymanowskiego - ta mieściła się zaś na polach wsi Powązki, poza Okopami Lubomirskiego (a więc wałem usypanym wokół miasta). Nekropolia została otwarta 4 listopada 1790 roku - w dniu Karola Boromeusza; jego imieniem po kilkunastu miesiącach nazwano też klasycystyczny kościół wzniesiony nieopodal według projektu Dominika Merliniego - z fundacji króla Stanisława Augusta i jego brata, a ówczesnego prymasa, Michała Poniatowskiego (monarcha był zresztą obecny i przy poświęceniu cmentarza, którego dokonano 20 maja 1792 roku). Tak też rozpoczęła się historia miejsca, które z czasem stało się nie tylko celem ostatniej drogi warszawiaków i warszawianek, ale też narodowym panteonem i... plenerowym muzeum. O tym jednak za chwilę.
Z czasem Stare Powązki rozrastały się zarówno jako instytucja, jak i przestrzeń. Już w 1812 roku, zaledwie dwie dekady po założeniu, dokonano pierwszego poszerzenia terenu - grunty przekazała wówczas rodzina Korwin-Szymanowskich. Kolejne przyłączenia miały miejsce w 1820, 1830, 1837, 1841, 1844 i 1845 roku, a od połowy XIX wieku rozbudowa postępowała już niemal regularnie. Dzięki tym systematycznym rozszerzeniom - trwającym aż do lat 70. XIX wieku - cmentarz osiągnął rozmiar porównywalny z dzisiejszym.
W 1875 roku, a więc po zniwelowaniu Okopów Lubomirskiego i poprowadzeniu w ich miejscu ulicy Okopowej, Powązki znalazły się w granicach administracyjnych Warszawy, zaś dwanaście lat później, po ostatnich korektach układu ulic i działek, nekropolia przybrała ostateczny kształt - około 43 hektary, co czyni ją przestrzenią niemal równą powierzchni Watykanu.
Dziś na Starych Powązkach - wedle ostrożnych szacunków - spoczywa około miliona osób.
Panteon. Miejsce, gdzie nazwiska stają się opowieścią
Już w XIX wieku Stare Powązki zaczęły pełnić funkcję narodowego panteonu, niepisaną jeszcze wówczas, choć wyraźnie odczuwalną - wśród cmentarnych alei począł tym samym formować się kanon zbiorowej pamięci. Coraz częściej przychodzono tu nie tylko z rodzinnej powinności, ale i z potrzeby pochylenia się nad tymi, którzy swoimi czynami, talentem i dorobkiem zapisali się w historii polskiej kultury (i nie tylko tam).
Na Cmentarzu Powązkowskich odnaleźć można bowiem nazwiska, które mogłyby posłużyć za spis treści podręcznika do dziejów naszej tożsamości - spoczywają tu między innymi Hugo Kołłątaj, Stanisław Moniuszko, Maria Dąbrowska, Miron Białoszewski, Bolesław Prus, Leopold Staff czy Bolesław Leśmian, a także Jan Kiepura, Jerzy Waldorff, Stefan Jaracz, Mieczysława Ćwiklińska, Hanka Ordonówna, Agnieszka Osiecka, Irena Kwiatkowska, Gustaw Holoubek i setki innych. To pisarze i pisarki, aktorzy i aktorki, muzycy i muzyczki, malarze i malarki, ale także ludzie zupełnie innych profesji, którzy dołożyli swoją cegłę do gmachu polskiego dziedzictwa. Ich groby nie są zaś jedynie świadectwem pamięci - stały się częścią warszawskiego krajobrazu duchowego, w którym historia splata się z codziennością, a prywatna zaduma z narodową refleksją.
Formalny panteon narodził się jednak dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości - w 1925 roku, sto lat temu, na Starych Powązkach wyznaczono Aleję Zasłużonych, zaś jej początkiem stał się pogrzeb Władysława Reymonta, który jako pierwszy spoczął na tyłach powązkowskich katakumb. To miejsce, choć nie do końca typowe - położone bowiem w oddaleniu od osi głównej bramy, jak ma to miejsce w wielu europejskich nekropoliach - wybrano ze względów przestrzennych, ale i symbolicznych. Aleja miała być nowym rozdziałem - przestrzenią wspólnej czci wobec tych, którzy zapisali się w polskiej historii. Dziś pozostaje ona integralną częścią tkanki cmentarza - symbolicznym centrum, nieodseparowanym od reszty nekropolii.
Muzeum. Powązki jako sztuka trwalsza niż słowo
W drugiej połowie XIX wieku pojawiły się tu również nagrobki projektowane przez najwybitniejszych artystów i artystki epoki. Po dziś dzień zachowały się arcydzieła sztuki sepulkralnej autorstwa takich twórców jak Pius Weloński, Bolesław Syrewicz, Wacław Szymanowski, Henryk Kuna, Stanisław Jackowski, Edward Wittig, Barbara Zbrożyna czy Jerzy Jarnuszkiewicz. Wśród najczęściej podziwianych jest dramatyczna marmurowa rzeźba Lusi Raciborowskiej - dłuta mediolańskiego mistrza Donata Barcaglia. Nieopodal wyrasta mauzoleum Teodora Dunina ze sfinksami i płaczkami, a kilka alejek dalej - postać anioła zmartwychwstania Piusa Welońskiego, niegdyś z charakterstyczną trąbą w ręku.
Na wielu nagrobkach dominuje melancholia secesji. Mamy tu też realizacje późniejsze, pełne nowoczesnego symbolizmu - jak dłonie Krzysztofa Kieślowskiego obejmujące filmowy kadr, wykute przez Krzysztofa M. Bednarskiego, czy rzeźby art déco na grobie rodziny Hoserów - personifikacje cnót teologicznych. Pomnik Bolesława Prusa, dłuta Jackowskiego, ozdabia postać przytulająca się do kamiennego sarkofagu, a secesyjny nagrobek redaktora Wacława Szymanowskiego przyciąga kompozycją dwóch żałobnic, odlanych w brązie.
To także miejsce, gdzie - wbrew pozorom - toczy się ciągła walka z czasem. Pogoda, smog, zaniedbanie - wszystko to sprawia, że zabytkowe groby niszczeją. Dlatego od lat 70. XX wieku trwa tu coroczna kwesta listopadowa, zapoczątkowana przez Jerzego Waldorffa, której celem jest ratowanie sztuki sepulkralnej przed destrukcją. Dzięki Społecznemu Komitetowi Opieki nad Starymi Powązkami odnowiono ponad tysiąc nagrobków - wiele z nich uratowano w ostatnim możliwym momencie.
Spacerując wśród alejek Starych Powązek, w rzeczywistości wędrujemy przez muzeum, panteon i scenografię polskiego losu. Tu każda figura jest zdaniem, każdy cytat inskrypcji - kluczem do większej opowieści. A jednocześnie - niemym przypomnieniem, że pamięć wymaga nie tylko wspomnień, lecz i troski.
Na samym końcu - gdy opadnie cisza, a alejki pustoszeją - zostaje pamięć, którą Stare Powązki przechowują nieprzerwanie od ponad dwóch wieków. Tu historia nie jest zamkniętą opowieścią, lecz ciągle otwartą księgą, której każda stronica zapisana jest nazwiskiem, rzeźbą, symbolem. Miejscem, w którym miasto Warszawa spotyka się z własną przeszłością. Jak ujął to Jerzy Waldorff, patron i opiekun tej przestrzeni:
"Cmentarz Starych Powązek, jeden z najpiękniejszych i szczególnie cennych w Europie, jest panteonem dwustu lat trudnej sławy i chwały Warszawy. Jego wyjątkowe znaczenie polega na tym, że stanowi wszechstronnie bogate muzeum dziejów miasta, którego już nie ma".






