"Kolęda", nie "opowieść". O niekoniecznie dobrym przekładzie słynnej noweli Dickensa
"Opowieść wigilijna" funkcjonuje dziś jako bezpieczna, niemal pocztówkowa klasyka - historia o duchach, skrusze i świątecznym cudzie, która co rusz powraca w kolejnych ekranizacjach i inscenizacjach. Nowela Charlesa Dickensa, opublikowana w grudniu 1843 roku, była jednak w swoim czasie tekstem głęboko osadzonym w realiach społecznych epoki, powstałym niejako "w zastępstwie". Jej odbiór tak w Europie, jak i na świecie, zdaje się przy tym nie zmieniać - choć nad Wisłą całość sygnuje tytuł, który, choć utrwalony tradycją, istotnie zubaża pierwotny zamysł autora.

Opowieść o "Opowieści...". Geneza utworu Charlesa Dickensa
Opowiadanie "A Christmas Carol" powstało w konkretnym momencie historii Wielkiej Brytanii - lata 40. XIX wieku upłynęły bowiem pod znakiem postępującej recesji, masowego bezrobocia i gwałtownej urbanizacji. Dickens reagował na tę rzeczywistość bezpośrednio (co związane było między innymi z własnymi doświadczeniami sprzed lat) - gdy wiosną 1843 roku odwiedził więc miejsca, które unaoczniły mu aktualną sytuację w kraju, planował początkowo stworzenie pamfletu; szybko jednak uznał, że literatura piękna poruszy sumienia skuteczniej niż publicystyka. Tak narodziła się nowela, która - mimo fantastycznej ramy - stała się w istocie precyzyjną diagnozą społecznej obojętności.
Pisanie "Opowieści wigilijnej" miało jednak i wymiar czysto praktyczny. Dickens - wówczas na początku kariery pisarskiej - znalazł się w trudnej sytuacji finansowej, a jego najnowsza powieść ("Marcin Chuzzlewit") czytała się relatywnie słabo (o ile porównać ją do wcześniejszych dzieł, choćby "Klubu Pickwicka" czy "Olivera Twista"). Nowela, której głównym tematem uczyniono święta (przeżywające wtedy w Wielkiej Brytanii swój "renesans" - w tej kwestii nie bez znaczenia pozostawało zaś rozpoczęte ledwie sześć lat wcześniej panowanie królowej Wiktorii) powstała w ciągu kilku intensywnych tygodni, w stanie niemal gorączkowym. Autor sfinansował przy tym jej początkowe wydania samodzielnie, dbając o specyficzną formę - na kartach pojawiły się ilustracje Johna Leecha, całość wykończono zaś ozdobną oprawą (tak, by mogła stanowić świąteczny prezent). Książka rozeszła się błyskawicznie, a jej sukces był natychmiastowy, choć paradoksalnie nie przyniósł Dickensowi wielkich zysków (czemu winna okazała się między innymi kunsztowna forma wydania).
Odbiór utworu od początku pozostawał jednoznaczny - czytano go niemal masowo, traktując nie tylko jako lekturę, lecz jako doświadczenie wspólnotowe. Postać Ebenezera Scrooge’a była dla ówczesnych czytelników oraz czytelniczek aż nazbyt rozpoznawalna, a jeśli wierzyć ówczesnym przekazom "Opowieść..." podziała nawet na widzących w skąpcu swe własne odbicie. Dickensa szybko obwołano natomiast tym, który "wynalazł święta". Niejako na nowo.
"Kolęda", nie "opowieść". Skąd wziął się polski tytuł?
Oryginalny tytuł noweli brzmi: "A Christmas Carol. In Prose. Being a Ghost Story of Christmas", a więc "Świąteczna kolęda. Prozą. Opowieść o duchach świąt". Kluczowe pozostaje słowo "carol" - "kolęda". Dickens nie użył pojęcia "story" ani "tale" w głównym tytule, ponieważ nie postrzegał swojego utworu wyłącznie jako opowieści fabularnej; chciał za to, by był on literackim odpowiednikiem kolędy - pieśni radosnej i wspólnotowej.
Ta metafora nie kończy się na tytule. Struktura utworu podporządkowana jest wszak muzycznemu myśleniu - zamiast rozdziałów Dickens wprowadza "staves", czyli "zwrotki". Każda z nich ma inną tonację emocjonalną - od mrocznego chłodu początku, przez nostalgię przeszłości i obfitość teraźniejszości, po grozę przyszłości i finałowe rozjaśnienie. Dodatkowo angielski czasownik "to stave off" ("odsuwać, zapobiegać") subtelnie sugeruje sens całej historii - kolejne wizyty duchów odsuwają od Scrooge’a jego samotne, tragiczne przeznaczenie.
Polski tytuł, a więc "Opowieść wigilijna" - utrwalany przez tradycję translatorską od ponad stu lat - znacząco zawęża ten sens. Po pierwsze, redukuje muzyczny i strukturalny wymiar utworu, sprowadzając go do konwencjonalnej narracji prozatorskiej, podczas gdy Dickens od samego początku sygnalizował formę pieśniową, wzmacnianą przez wspomniany podział. Po drugie, nakłada na tekst lokalny, silnie osadzony w polskiej kulturze kontekst czasu niemal ascetycznego zawieszenia - który nie w pełni odpowiada anglosaskiemu rozumieniu rozliczenia wspólnoty. Najnowsze rodzime przekłady coraz częściej próbują ten problem naprawić. Tytuły w rodzaju "Opowieść wigilijna, czyli kolęda prozą" starają się przywrócić pierwotny zamysł autora i uświadomić czytelnikom, że mają do czynienia nie z neutralną "opowieścią", lecz z tekstem zaprojektowanym jako świecka kolęda - pieśń o odpowiedzialności społecznej, a także możliwości zmiany.
Zobacz też:






