Mała "Polska" na końcu świata. Ten kraj pierwszy wita Nowy Rok, ale wkrótce może... zniknąć
Gdy w Polsce dopiero zabieramy się za południową sylwestrową kawę, oni już świętują Nowy Rok. To jeden z najbardziej niezwykłych krajów świata, do którego niewielu miłośników podróży zdołało dotrzeć. Ma nawet "małą Polskę", chociaż tak mało ludzi w ogóle wie o jej istnieniu. Kiribati to fenomen pod każdym względem, ale trzeba się spieszyć, żeby go poznać, bo za 25 lat może całkiem zniknąć z mapy świata.

Który kraj pierwszy świętuje Nowy Rok? Tutaj zaczynają już o 11:00
Jako pierwsi na świecie, Nowy Rok świętują mieszkańcy państwa Kiribati, a dokładnie ci, którzy zamieszkują część z jego terytorium - Wyspy Line. Tam noworoczne życzenia można sobie składać już o 11:00 czasu polskiego, bo Kiribati znajduje się w strefie UTC +14.
Godzinę później świętują kraje Samoa i Tonga, a także Nowa Zelandia. O 14:00 czasu polskiego Nowy Rok wita Australia, a Japonia - o 16:00.
Kiribati zasługuje na uwagę nie tylko dlatego, że jako pierwsze kończy stary rok. To państwo bez precedensu na mapie świata, a w dodatku ma w swoim obszarze... małą Polskę.

Mała Polska na końcu świata. Skąd się wzięła w Kiribati?
Republika Kiribati to państwo wyspiarskie na Oceanie Spokojnym, złożone z 32 atoli i 1 wyspy koralowej, rozsianych na powierzchni ponad 3,5 mln kilometrów kwadratowych. Przez obszar kraju przechodzi 180 południk, a to oznacza, że jest to jedyne państwo leżące na wszystkich czterech ćwiartkach kuli ziemskiej. Imponujące, prawda?
Jeszcze ciekawsze jest to, że wśród wysp Kiribati znaleźć można drugą Polskę. Konkretnie małą wioskę o nazwie Poland, położoną w "prestiżowym sąsiedztwie", bo obok miejscowości takich jak Paris czy London. O co tutaj chodzi?
Podobno wioska zawdzięcza swoją nazwę Stanisławowi Pełczyńskiemu, który trafił doń na amerykańskim statku przewożącym koprę. Mieszkańcy wyspy mieli wówczas problem z nawadnianiem plantacji palmowych, a Polak miał stworzyć dla nich świetnie funkcjonujący system nawadniania. Nazwa wioski była więc swego rodzaju podziękowaniem za uratowanie miejscowego rolnictwa.
Jakby tego było mało, mieszkańcy wybudowali jeszcze kościół pod wezwaniem św. Stanisława, a imieniem świętego nazwali też zatokę w pobliskiej lagunie. Gdybyśmy jednak chcieli odwiedzić "drugą Polskę", byłoby nam niezwykle trudno. Samolot przylatuje tutaj nie częściej niż raz w tygodniu. Do całego Kiribati trudno jest podróżować, a szkoda.
To miejsce jest jak z najpiękniejszej pocztówki. Mało kto zdołał tutaj dotrzeć
Kiribati jest niemal nierealne w swojej urodzie. To kraj rozsiany na turkusowym oceanie, gdzie każdy atol wypełnia miękki, biały piasek, a woda ma odcień, którego próżno szukać w innych miejscach na Ziemi. Laguny są krystalicznie czyste, a rafy koralowe są uznawane za jedne z najpiękniejszych na Pacyfiku.
Na wyspach próżno szukać tłumów turystów, a na wielu nie ma nawet... asfaltowych dróg. Kiribati słynie ze swojej dziewiczej natury: połaci zieleni, dzikich plaż, bogactwa fauny i flory - turysta mógłby poczuć się tu jak odkrywca zagubionego raju.
Wyspy są jednak tak odległe, nie tylko od "cywilizacji", ale także od siebie nawzajem, że podróż tutaj wymaga nie lada determinacji, długich lotów, wielu przesiadek i ogromnej logistyki, dlatego naprawdę niewielu ludzi odwiedziło to miejsce - i pewnie dlatego udało się zachować ten niepowtarzalny naturalny urok.
A ci, którym udało się kiedykolwiek postawić stopę na jednej z wysp państwa Kiribati, mogą nazywać się szczęściarzami, także dlatego, że już za 25 lat miejsce może całkowicie zniknąć z mapy świata.
Raj na Ziemi, który wkrótce zniknie
Niestety przyszłość Kiribati maluje się w ponurych barwach. Będzie to jedno z państw, które jako pierwsze znikną pod wodą w wyniku zmian klimatycznych.
Większość atoli leży zaledwie 2 m n.p.m.. Poziom wody w ciągu ostatnich dekad podniósł się tutaj już o 5-11 cm, a do 2050 roku może wzrosnąć o kolejne 15-30 cm. Mieszkańcy już teraz odczuwają skutki sytuacji - wielu z nich musiało zmienić miejsce zamieszkania, bo ich wioski zostały dosłownie "wciągnięte" przez morze.
Specjaliści nie mają wątpliwości, że jeżeli państwa całego świata nie podejmą konkretnych działań, Kiribati po prostu zniknie - na pewno jako kraj, bo na jego wyspach nie da się już dłużej mieszkać.
Druga "Polska" na końcu świata. Ten kraj jako pierwszy obchodzi Nowy Rok
Zdecydowanie, to jedyne takie miejsce na świecie. Kraj położony na wszystkich ćwiartkach kuli ziemskiej, rozsiany pośród wysp oddalonych o setki kilometrów, pełen krajobrazów zapierających dech w piersiach, które zobaczyć było dane tylko nielicznym.
Kiribati jako pierwsze świętuje Nowy Rok, już o 11:00 czasu polskiego. A na swojej mapie ma drugą Polskę - wioskę Poland, nazwaną na cześć Polaka, który pomógł lokalnej społeczności. Wyjątkowości temu miejscu dodaje zaś jeszcze jeden fakt, tym razem smutny. Jeżeli nic się nie zmieni, Kiribati zniknie. Cóż to byłaby za strata.






