Lago di Como... na Dolnym Ślasku? O Jeziorze Bielawskim i słuszności włoskich porównań [halo tu wakacje]
Lombardzkie Lago di Como należy do miejsc, których większości przedstawiać nie trzeba – jedno spojrzenie na opadające ku lazurowym wodom alpejskie zbocza wystarczy zaś, by zrozumieć, co sprawia, że mariaż ów uchodzi za symbol niedoścignionego piękna. I choć w rodzimej części Europy podobnych scenerii uświadczyć nie sposób, bez trudu znajdziemy tu miejsca urzekające innym rodzajem kontrastu – ot, chociażby, rozciągające się u stóp Gór Sowich Jezioro Bielawskie, nie bez przyczyny zwane "polskim Como". Miast retyckiego monumentalizmu i śródziemnomorskiego ciepła mamy jednak do czynienia ze zderzeniem włókienniczego dziedzictwa z sudeckim horyzontem. Skąd więc podobne porównanie?

Od przemysłowego zbiornika do dolnośląskiej perełki
Dolnośląska Bielawa – położona niespełna godzinę drogi od Wrocławia, w powiecie dzierżoniowskim – przez dekady znana była głównie z przemysłu włókienniczego, miejski rytm wyznaczał zaś zgrzyt przędzalniczych maszyn. Z wytwórstwem tym nierozerwalnie wiąże się także historia akwenu, o którym mowa – Jezioro Bielawskie nie jest wszak zbiornikiem naturalnym, a sztucznym; jego początki sięgają lat 70. ubiegłego stulecia, kiedy postanowiono o utworzeniu na dopływie pobliskiego Brzęczka rezerwuaru wody technologicznej dla Bielbawu i Bieltexu – dwóch gigantów tamtejszego rynku tekstylnego.
Logicznym jest więc, że w przedsięwzięciu tym nie chodziło pierwotnie o malownicze krajobrazy – mimo że zalesione zbocza Gór Sowich tworzą wokół rodzaj naturalnego amfiteatru – a o wodę, konieczną dla funkcjonowania tkalni oraz farbiarni. W tej zamkniętej i użytkowej formie Zalew Sudety (jak określane było wóczas Jezioro Bielawskie) funkcjonował niemal do końca XX wieku, kiedy znaczenie lokalnego włókiennictwa poczęło słabnąć. Wtedy też zapadła kolejna decyzja, Bielawa postanowiła zaś nie tyle szukać nowej tożsamości, ile zbudować ją na nowo – nie grzebiąc przeszłości, choć otwierając przestrzeń na więcej niż jedynie wspomnienie.
W kolejnych latach porządkowano więc niezagospodarowane wcześniej brzegi czy realizowano plany dotyczące pobliskiej infrastruktury, mającej nadać całości nowego charakteru. Wokół akwenu wyrosła tym samym nowa opowieść – o mieście, które nie wstydzi się swojego przemysłowego rodowodu, ale potrafi zamienić go w siłę. Gdy 1 stycznia 2018 roku zbiornik oficjalnie nazwano więc "Jeziorem Bielawskim", było już jasne, że nie jest to jedynie działanie formalne, ale świadomy i symboliczny gest.

Como czy nie-Como?
Obraz współczesnego Jeziora Bielawskiego – które tętni życiem od wczesnej wiosny do późnej jesieni – składa się z dziesiątek elementów, tworzących miejsce nazwane Campingiem Sudety i nadających okolicy status jednej z najciekawszych mikroscen lokalnej turystyki. Poczynając od piaszczystej plaży (usypanej z kilkuset ton złotego piasku), strzeżonych kąpielisk (skąd z łatwością dostrzec można zarys nieodległych wzniesień, w tym także Wielkiej Sowy, najwyższego szczytu Gór Sowich) i basenów (ulokowanych w pobliżu jeziora), przez zaplecze umożliwiające uprawienie rozmaitych sportów – tak lądowych (między innymi streetballu czy tenisa), jak i wodnych (włączając w to choćby pierwszy w regionie wyciąg do wakeboardu – wodnej odmiany snowboardu), po rozbudowaną strefę gastronomiczną oraz pole namiotowo-kempingowe.

Wieczorami rolę wizualnej dominanty przejmuje natomiast efektownie podświetlana fontanna, za którą ulokowano molo – prowadzące na jedyną wyspę w obrębie zbiornika (wędkarski raj, który "po godzinach" zamienia się w nieformalne centrum letniego życia). Okolice Jeziora Bielawskiego przecinają ponadto dziesiątki ścieżek rowerowych oraz spacerowych, prowadząc między innymi wokół wody – dając tym samym możliwość podziwiania panoramy odbijających się w niej gór – czy też wiodąc nieco wyżej i nagradzając następnie wysiłek pocztówkowym widokiem całego akwenu. Okolica stanowi przy tym punkt startowy dla wypraw ku sowiogórskim szczytom – na Kalenicę, Koci Grzbiet czy wspomnianą już Wielką Sowę, gdzie przestrzeń zdaje się otwierać jeszcze szerzej.

Urokowi temu ulec można wyjątkowo szybko. Gdzie jednak Como? Nie w architekturze – próżno szukać tu bowiem marmurowych willi czy schodów prowadzących wprost do wody – lecz w układzie przestrzeni, który działa z podobną siłą, z taflą otoczoną wzniesieniami i rozlewającym się pomiędzy światłem; nie w śródziemnomorskiej roślinności, ale na gruncie tożsamej gry perspektyw – ześlizgujący się brzegiem wzrok w pierwszej kolejności wpada bowiem w wodę, by unieść się następnie ku linii lasu i zniknąć w konturach górskich grzbietów.
Porównanie na wyrost? Dla niektórych – być może. A jednak, Jezioro Bielawskie – choć stworzone ręką człowieka i osadzone w realiach przemysłu – potrafi oddziaływać na zmysły w sposób zaskakująco zbliżony. Nawet jeśli mniej międzynarodowy.
Zobacz też: