Jeden dzień, jedno miasto. Zagrzeb – tam, gdzie bije serce Chorwacji
Choć nadmorskie ikony Chorwacji (od Rijeki, przez Split, po Dubrownik) zdają się funkcjonować w zbiorowej świadomości najtrwalej, również Zagrzeb konsekwentnie buduje własną, coraz żywszą trasę turystyczną. W tej odległości od Adriatyku (wynoszącej około 150 kilometrów) tkwi przy tym jego siła - stolica Chorwacji, usytuowana między zielonymi wzgórzami Medvednicy a szerokim biegiem Sawy, jest bowiem miastem kontrastów i harmonii zarazem. Średniowieczne zaułki sąsiadują tu z secesyjnymi alejami, monumentalne fasady z kameralnymi pasażami, a rytuał porannej kawy bywa równie ważny, co południowe dźwięki z wieży Lotrščak. To miasto, które przyciąga spokojem, porządkiem i pewną melancholijną elegancją.

Mimo że geograficznie pozostaje w głębi kraju, nie jest odizolowany od ducha południa - słońce odbija się tu w dachówkach równie intensywnie, jak na wybrzeżu, lecz cienie są dłuższe, rytm wolniejszy, a codzienność bardziej skupiona. Jeden dzień wystarczy zaś, by "załapać" ten ton (a przy okazji nie spieszyć się z wyjazdem).
Miasto na dwóch wzgórzach – między dawnym Gradecem a Kaptolem
Trudno znaleźć w Europie stolicę o równie przejrzystej strukturze przestrzennej: Zagrzeb powstał na dwóch wzgórzach - Kaptolu i Gradecu - oddzielonych niegdyś wąskim potokiem, który przez wieki stanowił granicę i spór, a dziś już tylko historyczną ciekawostkę. Oba wzgórza, przez stulecia rywalizujące ze sobą, stworzyły fundament współczesnego miasta.
Spacer najlepiej zacząć na placu bana Josipa Jelačicia - miejscu, które dla Zagrzebia jest tym, czym Rynek Główny dla Krakowa: punktem spotkań, wyznacznikiem rytmu dnia, nieformalnym centrum wszystkich dróg. W południowym słońcu błyszczy tu spiżowa sylwetka bana, a wokół rozbrzmiewa gwar tramwajów, przechodniów i sprzedawców. Zaledwie kilka kroków dalej zaczyna się Kaptol - duchowe serce miasta, zdominowane przez strzeliste wieże Katedry Wniebowzięcia NMP. Jej dzieje, pełne zniszczeń i odbudów, odzwierciedlają burzliwe losy kraju. U jej stóp pulsuje Dolac - wielopokoleniowy targ, który jest jednym z ostatnich miejskich miejsc, gdzie handel zachował jeszcze formę rozmowy, gestu i spojrzenia. Czerwone parasole, stosy papryki i dyni, uśmiechy przekupek i aromat miodu - to w istocie prolog do zrozumienia chorwackiego temperamentu.
Z Dolacu wąska uliczka prowadzi w górę - ku Kamiennej Bramie, jedynej ocalałej z dawnego muru Gradecu. W jej wnętrzu, niczym w relikwiarzu, przechowywany jest maryjny wizerunek, który - jak głosi tradycja - ocalał z pożaru. Dziś miejsce to jest jednym z niewielu, gdzie pobożność i miejskość stapiają się bez napięcia. Za bramą rozpościera się Gradec - dawne miasto kupców i rzemieślników, którego brukowane ulice zachowały proporcje sprzed kilku stuleci. W jego centrum błyszczy dach kościoła świętego Marka - mozaika glazurowanych dachówek, układających się w herby Chorwacji, Slawonii i Dalmacji. Symboliczna jedność krain na dachu świątyni jest jak manifest - Zagrzeb od zawsze spajał bowiem to, co różnorodne.
Tuż obok, w barokowych pałacach, mieszczą się dziś najważniejsze instytucje państwa, które nie dominują jednak tej przestrzeni - wieczorem, gdy gazowe latarnie zapalane są ręcznie, plac świętego Marka zamienia się w oazę ciszy. Wtedy Zagrzeb przypomina o swojej tożsamości - mieście małym w skali, ale dużym w duchu.
Na skraju wzgórza wznosi się wieża Lotrščak, z której codziennie, w samo południe, rozlega się salwa. Huk, słyszany w całym mieście, jest rytuałem trwania, tradycją, która nie ma praktycznej funkcji - ale ma sens - przypomina o ciągłości. Z tarasu obok wieży rozpościera się widok na Dolne Miasto, jego równoległe ulice i równe dachy, za którymi w oddali majaczy Nowy Zagrzeb. U stóp Lotrščaka biegnie Strossmayerovo šetalište - promenada z widokiem na całe miasto, wypełniona uliczną sztuką. Tam właśnie znajduje się Muzeum Zerwanych Związków - jeden z najbardziej niezwykłych symboli współczesnego Zagrzebia, gdzie z przedmiotów codzienności zbudowano intymną opowieść o miłości, rozstaniu i pamięci.

Zielona Podkowa i niebieskie tramwaje
Schodząc ku Dolnemu Miastu, łatwo odnieść wrażenie, że Zagrzeb zmienia ton - z kameralnego na reprezentacyjny. Tam, gdzie kończą się strome uliczki, zaczyna się szeroki oddech XIX wieku: bulwary, parki i secesyjne kamienice, których harmonijny układ tworzy tak zwaną Zieloną Podkową - unikalny ciąg ogrodów i placów, zaprojektowany jako zielony szkielet miasta.
Pierwszym z tych miejsc jest Zrinjevac - park, w którym wciąż można usłyszeć dźwięki skrzypiec, zobaczyć starych mężczyzn grających w szachy i pary czytające gazety w cieniu platanów. Dalej - plac króla Tomisława z majestatycznym pomnikiem i żółtym Pawilonem Sztuki, za którym rozciąga się dworzec kolejowy. Jeszcze dalej - monumentalny gmach Chorwackiego Teatru Narodowego, przed którym stoi fontanna Meštrovića - Zdrój Życia (Zdenac života). To arcydzieło chorwackiej rzeźby, w którym ludzkie sylwetki oplatają kamienną studnię jak metafora wspólnoty, ciągłości i miłości.
W tej części miasta czuć ducha monarchii austro-węgierskiej, ale nie jest to duch muzealny. W kawiarniach przy ulicy Ilica pachnie espresso, w witrynach błyszczą tomy starych wydawnictw i biżuteria lokalnych rzemieślników. Zagrzeb jest tu najbardziej europejski - zrównoważony, codzienny, cywilizowany w najlepszym sensie tego słowa.
To miasto tramwajów, które suną po torach z niezmienną gracją. Dla zagrzebian i zagrzebianek przejażdżka niebieskim tramwajem to nie tylko środek transportu, lecz rytuał obserwowania - świata, ludzi, rytmu. Nigdzie indziej kawa nie smakuje tak jak tu, na rogu ulicy, w cieniu drzew, przy stoliku, który zawsze wydaje się czekać.
Współczesna dusza i codzienny rytm
Aby zrozumieć Zagrzeb w pełni, trzeba przekroczyć Sawę. Po drugiej stronie rozciąga się Nowy Zagrzeb - przestrzeń modernistyczna, często niedoceniana, a jednak fascynująca. Tutaj beton miesza się z zielenią, a wśród osiedli wyrasta futurystyczna bryła Muzeum Sztuki Współczesnej - symbol tego, że miasto potrafi patrzeć naprzód.
Zagrzeb jest jednak równie dumny ze swoich parków, jak z galerii. Nad jeziorem Jarun w letnie popołudnia słychać śmiech, muzykę i plusk wody. W parku Maksimir - jednym z najstarszych w Europie - cień starych dębów pachnie historią. Tu widać prawdziwe oblicze stolicy - spokojne, rodzinne, oswojone.
Wieczorem życie wraca do centrum. Ulica Tkalčićeva rozbrzmiewa gwarą rozmów, stukiem kieliszków i muzyką na żywo. To ulica, która nigdy nie śpi - pełna barów, kawiarenek i małych teatrów. Nad głowami migoczą girlandy lampek, a miasto pulsuje w rytmie rozmów i kroków.
Zagrzeb to nie miasto, które się zwiedza. To miasto, w którym się bywa - przez chwilę, przez dzień, przez życie. Jego urok tkwi w detalach: w dźwięku południa, w zapachu kawy pitej na Zrinjevacu, w ciszy po deszczu, kiedy kamienne uliczki Gradecu lśnią w świetle latarni.
Nie potrzebuje więc morza, by olśnić - wystarcza mu jego własny rytm. Wystarczy jeden dzień, by zrozumieć, że Zagrzeb jest jak oddech - spokojny, miarowy, a jednak pełen życia. I choć wielu omija go w drodze na wybrzeże, to właśnie tu, w tym pozornie cichym centrum kraju, bije prawdziwe serce Chorwacji.
Zobacz też:






