Jeden dzień, jedno miasto. Ryga – czyli "Paryż Północy – w trzech różnorodnych aktach
Do miana "Paryża Północy" przez dziesięciolecia pretendowało najmniej kilka europejskich metropolii – od Kopenhagi czy Helsinek, przez Lwów, aż po Szczecin i Warszawę. Niewiele z nich unosi jednak owo określenie z lekkością, którą zauważyć można w Rydze – miejscu, gdzie gotyckie wieże i mury pamiętające Hanzę, stają się tłem dla najśmielszego wyrazu art nouveau w tej części świata; gdzie Wschód i Zachód tworzą jedną, choć wielowarstwową opowieść o miejscu, które nie dało zamknąć się w ramach jednoznaczności. I choć doba pozwoli li na muśnięcie ryskiej istoty, wystarczy, by uchwycić jej sedno. Zapraszamy tym samym na wartką – choć trzyaktową – podróż po sekretach łotewskiej stolicy. Ejam!

W labiryncie wieków, czyli o Starej Rydze i jej historycznym obliczu
Punktem startowym jednodniowej wycieczki najwygodniej uczynić będzie Starą Rygę (zwaną po łotewsku Vecrīga) – najbardziej wiekową część miasta, której uliczki zdają się przenosić odwiedzających wprost w zamierzchłe czasy (układ tychże nie uległ wszak zmianie od setek lat). Całość stanowi przy tym rodzaj "żywego muzeum" – które nie bez powodu uznano za godne wpisu na listę światowego dziedzictwa UNESCO – łącząc gotyk, renesans, secesję i wiele innych w zaskakująco zwartej przestrzeni. Wsłuchiwanie się w szept murów ułatwia zaś niemal całkowity brak ruchu samochodowego – co ciekawe, Ryga zdecydowała o jego ograniczeniu jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku.
Wbrew nakreślonym powyżej pozorom łotewska stolica nie jest jednak skansenem, a wśród zabytkowych murów toczy się względnie normalne życie – skupione w galeriach, księgarniach, kawiarniach czy warsztatach rzemieślniczych – dzięki czemu nawet najkrótsza wizyta pozwala na obcowanie z autentycznym obrazem miasta.
Centralnym punktem starówki jest Plac Ratuszowy (Rātslaukums) – położony tuż nad brzegiem Dźwiny. I choć mogłoby się wydawać, że centralnym punktem tego winien być ratusz – historia pierwotnej formy tegoż sięga bowiem początków XIV stulecia – wzrok turystek i turystek niemal z automatu kieruje się w stronę przeciwną, na misternie zdobioną bryłę Domu Bractwa Czarnogłowych (Melngalvju nams) – stowarzyszenia skupiającego przed wiekami zamożnych i nieżonatych kupców pochodzenia niemieckiego, a mającego niebagatelny wpływ na dzieje całego miasta. Mimo że budynek wzniesiono blisko 700 lat temu w stylu gotyckim, swą manierystyczną fasadę – stanowiącą dziś jedną z wizytówek Rygi – zyskał dopiero w trakcie przebudowy na przełomie XVI i XVII wieku; wtedy też na szczycie gmachu umieszczono pierwszą wersję zegara astronomicznego typu calendarium perpetuum, który to prócz czasu, pokazuje także datę, dni tygodnia oraz fazy księżyca i znaki zodiaku. Warto jednak wspomnieć, że współczesny budynek jest wierną rekonstrukcją, powstałą niecałe 30 lat temu – oryginał został bowiem zniszczony w latach 40., a następnie, decyzją nowych władz, rozebrany.

Tuż obok umiejscowiono statuę Rolanda (Rolanda statuja) – jedną z wielu tego typu w Europie, symbolizującą w średniowieczu niezależność miasta; kilka kroków dalej wznosi się zaś strzelista bryła kościoła świętego Piotra (Svētā Pētera baznīca) – z wieżą, uznawaną niegdyś za najwyższą drewnianą konstrukcję świata. Dziś na jej szczycie znajduje się platforma widokowa, z której można podziwiać panoramę całej Rygi. W najstarszej części stolicy nie sposób pominąć też monumentalnej katedry domskiej (Rīgas Doms) – największej średniowiecznej świątyni w krajach bałtyckich, słynącej z potężnych organów, datowanych na rok 1884 roku (które przez pewien czas uchodziły za największe na świecie). Nieco dalej, przy ulicy Mazã Pils, trwają natomiast Trzej Bracia (Trīs brãli) – trzy niejako przytulone do siebie kamieniczki różnej wielkości, stanowiące najstarszy zachowany kompleks mieszkalny w mieście, który wyraźnie ilustruje zmiany w ryskiej architekturze, której muzeum mieści się zresztą właśnie tam (najstarszy z "braci" pochodzi z końca wieku XV, kolejny powstał dwieście lat później, gmach trzeciego wzniesiono zaś na przełomie XVII i XVIII stulecia).

Historyczne centrum oferuje jednak znacznie więcej. W zaułku przy ulicy Torņa znajdziemy tym samym niepozorną, lecz klimatyczną Bramę Szwedzką (Zviedru vārti) – jedyną, która przetrwała do naszych czasów. Surowy kamienny łuk aż prosi się, by uwiecznić go na zdjęciu, jednak z miejscem tym wiąże się także niezwykła legenda - o córce jednego z ryskich rzemieślników, której duch do dziś ma tkwić wewnątrz budowli. Znacznie pogodniejsza zdaje się w tym kontekście miejska anegdota na temat secesyjnej kamienicy na placu Liwskim, która zwana jest Kocim Domem (Kaķu nams) – jej dawny właściciel miał bowiem popaść w spór z kupiecką Wielką Gildią, mieszczącą się w budynku naprzeciwko. Zirytowany, postanowił ozdobić dach swego domu kotami, które ustawiono "wypiętymi ogonami" w kierunku siedziby kupców; ostatecznie, gdy po latach przepychanek mieszczanin ów został do gildii przyjęty, czworonogi uległy odwróceniu – i w tej pozycji trwają do dziś.

Secesyjny sen nad Dźwiną. O architektonicznych perłach ryskiego Centrum
Kocim akcentem opuszczamy Starą Rygę, by skierować się w stronę nieco innego świata, reprezentowanego przez Centrum (Centrs) – dzielnicę wypełnioną niezwykłej urody kamienicami o bogato zdobionych, secesyjnych fasadach (których nagromadzenie uchodzi za jedno z największych na świecie). Te powstały na przełomie XIX i XX wieku, kiedy Ryga przeżywała gospodarczy (a przez to i architektoniczny) boom – okresowo w mieście wznoszono po kilkaset nowych budynków rocznie. Szacuje się, że w Rydze zachowało się blisko osiemset secesyjnych budowli, co stanowi trzecią część wszystkich gmachów w centralnej części miasta.
Nic więc dziwnego, że miasto uchodzi za stolicę podwójną – nie tylko Łotwy, ale i art nouveau. Pod tym względem porównywalne Rygę porównuje się zaś nie tylko do Paryża, ale i Wiednia czy Barcelony. Ba, styl ryski przez lata przybierał najróżniejsze oblicza – od dekoracyjnego eklektyzmu, przez geometryczny perpendicular i narodowy romantyzm, aż po uproszczoną secesję neoklasyczną. Spacer pośród owych perełek architektury stanowi więc istną ucztę dla oczu.
Sercem secesyjnej części miasta jest ulica Alberta (Alberta iela), nazwana na cześć Alberta von Buxhövdena – biskupa oraz założyciela Rygi (co nastąpiło w roku 1201). Wzdłuż tejże arterii odnaleźć można najsłynniejsze kamienice Rygi, których twórcami byli między innymi Mikhail Eisenstein, Konstantīns Pēkšēns czy Eižens Laube. Spacer ich szlakiem winien zaś być wędrówką z... zadartym nosem – i to dosłownie. Fasady mijanych kamienic to wszak prawdziwe dzieła sztuki – pełne misternych ornamentów, masek, mitologicznych stworzeń i secesyjnych girland, które z równą lekkością zdobią balkony, jak i wypełniają całe elewacje. Ot, choćby pod numerem drugim wznosi się słynna kamienica Eisensteina z 1906 roku – błękitna, ozdobiona groteskowymi twarzami o szeroko otwartych oczach, zwisającymi girlandami oraz ozdobnymi gzymsami – uchodząca za jeden z najczęściej fotografowanych punktów w Rydze.

Perły secesji spotkać można również na ulicach Elżbiety (Elizabetes iela), Strzelców (Strēlnieku iela) czy Vilandes (Vīlandes iela), a każdy z tych domów opowiada inną historię – raz teatralną i przesadzoną, kiedy indziej zaś oszczędną i niemal surową. Razem tworzą jeden z najbardziej niezwykłych fragmentów miejskiej tkanki w całej Europie. Ci, którzy chcieliby zajrzeć głębiej (choć w przypadku dwudziestoczterogodzinnej podróży może stać się to skomplikowane), mogą odwiedzić Centrum Secesji (Rīgas Jūgendstila centrs) – ulokowane w zachowanych wnętrzach epoki, z zachowanymi witrażami, meblami, klatką schodową czy tkaninami ściennymi. W podobnym anturażu nietrudno wyobrazić sobie zaś zgiełk Rygi sprzed stu lat.
Na zakończenie secesyjnej wędrówki warto rzucić jeszcze okiem w stronę soboru Narodzenia Pańskiego (Rīgas Kristus Piedzimšanas katedrāle) – imponującej, złocistej bryły wzniesionej w latach 80. XIX wieku. Jej obecność w tej części miasta przypomina, że stolica Łotwy była i jest miastem wielu języków, religii i kultur.

W rytmie codzienności, czyli współczesna dusza łotewskiej stolicy
W trzeciej części wędrówki skupimy się na współczesnej duszy miasta – wypada wszak zajrzeć i tam, gdzie toczy się najzwyczajniejsze w świecie życie mieszkańców i mieszkanek. W sukurs przychodzi Targ Centralny (Centrāltirgus) – jeden z największych bazarów Europy i prawdziwy "żołądek miasta".
Ten, położony tuż obok Starej Rygi, a więc również nad Dźwiną, działa od 1930 roku w pięciu halach (które pełniły wcześniej rolę hangarów lotniczych dla Zeppelinów), w chwili otwarcia uznawany był zaś za najnowocześniejszy i największy targ całego kontynentu. Dziś, choć minęło niemal sto lat, kompleks ten nadal imponuje skalą – każdego dnia tysiące ludzi odwiedzają zaś stragany, które uginają się od lokalnych produktów – od warzyw i owoców, przez ryby, pieczywo czy nabiał, aż do kwiatów oraz tkanin. W 1998 roku hale – jako część historycznego centrum Rygi – także znalazły się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Tuż obok wyrasta masywny, socrealistyczny wieżowiec Akademii Nauk Łotwy (Latvijas Zinātņu akadēmijas augstceltne) – łotewski odpowiednik warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, który także wzniesiono w latach 50. ubiegłego wieku (starając się "upodobnić" go do zabudowy Starej Rygi). Z umiejscowionego tam tarasu widokowy można zaś objąć wzrokiem niemal całą Rygę.

A jeśli pozostanie jeszcze chwila, warto skierować się w stronę ulicy Pokoju (Miera iela). Ten niepozorny zaułek, oddalony zaledwie dwadzieścia minut od centrum miasta, uchodzi dziś za nieformalną "republikę spokoju" – miejsce, które upodobali sobie artyści oraz artystki, a także właściciele i właścicielki kawiarni pachnących świeżo paloną kawą i morelowym ciastem. Miast zabytków znaleźć można tu witryny z ceramiką, regały z winylami czy ogródki z ryskim prosecco; rozpisane trasy zastępują zaś lokalne festiwale, koncerty, kiermasze i wystawy. Tam też, w nieco mniej historycznym anturażu, warto zakończyć wędrówkę.
W trzyaktowej opowieści o Rydze nie sposób zmieścić wszystkiego – i bardzo dobrze. Stolica ta, zbudowana z kontrapunktów i harmonii, najbardziej przemawia wszak właśnie półtonem: zapachem chleba w hali targowej, odbiciem światła na secesyjnej fasadzie czy dźwiękiem kroków odbijających się od bruku średniowiecznej uliczki. Dwadzieścia cztery godziny wystarczą, by ten język poznać – choćby pobieżnie. A potem już tylko uczyć się go dalej – w kolejnych dniach, kolejnych sezonach i kolejnych wcieleniach miasta.
Zobacz też: