Jeden dzień, jedno miasto. Między Wilnem przeszłości a Wilnem wyobraźni

Kamil Olek
Choć Wilno nie plasuje się w czołówce największych europejskich metropolii i tu czas zdaje się uciekać niejako niepostrzeżenie – na ogół opowiada bowiem swoje historie bez zbędnego pośpiechu, wymagając przy tym odrobiny refleksji. Czy doba wystarczy więc, by "wdrożyć się" w litewską stolicę? O ile program wycieczki nie zakłada wielogodzinnej kontemplacji widoków – jak najbardziej. I choć nie będzie to podróż "pełna", pozwoli dostrzec najważniejsze aspekty wileńskiej codzienności – od wielowiekowych tradycji po współczesne kontrasty. Einam!

Śladami przeszłości. O Wilnie, które pamięta
O ile próby wskazania miejsca, w którym zaczyna się współczesne Wilno (ujmując rzecz czysto geograficznie), mogłyby wymagać nieprzeciętnych umiejętności kartograficznych, o tyle turystyczny "początek" miasta lokalizowany jest na ogół bez zawahania. Mowa, rzecz jasna, o Ostrej Bramie (z litewskiego Aušros Vartai) – jedynej z wileńskich wież bramnych, które przetrwały do czasów współczesnych. I choć jej XVI-wieczna, późnogotycka konstrukcja sama w sobie mogłaby stanowić niemałą atrakcję, dziś Aušros Vartai przyciąga turystów oraz turystki głównie dzięki kaplicy i umieszczonemu w jej wnętrzu maryjnemu wizerunkowi. I choć ten od setek lat otaczany jest kultem, Ostra Brama nie ma dziś wymiaru wyłącznie duchowego – funkcjonuje bowiem jako jedno z najbardziej rozpoznawalnych odniesień historyczno-kulturowych, które na stałe wpisało się w istnienie miasta. Z tego też powodu, niezależnie od intencji, przegapić jej zwyczajnie nie wypada.

Szlak dalszej wędrówki wyznacza Aušros Vartų gatvė (ulica Ostrobramska) – jedna z najstarszych arterii Wilna, stanowiąca trzecią część osi urbanistycznej Starego Miasta. To tu znajduje się kilka z “perełek" architektury sakralnej Wilna: kościół świętej Teresy (Šv. Teresės bažnyčia) – wczesnobarokowa świątynia z iluzjonistycznymi malowidłami sklepiennymi, w której przez kilka miesięcy po śmierci spoczywało serce Józefa Piłsudskiego, cerkiew świętego Ducha (Šv. Dvasios cerkvė) – mimo powierzchownej surowości zaskakująca bogactwem ikonostasów czy cerkiew Świętej Trójcy (Švč. Trejybės cerkvė) – z Bramą Bazyliańską (Bazilijonų Vartai) i klasztorem, zamienionym swego czasu na carskie więzienie (gdzie przetrzymywany był między innymi Adam Mickiewicz), a mieszczącym rekonstrukcję słynnej celi Konrada (miejsce to stało się zaś inspiracją dla jednej z najsłynniejszych scen III części "Dziadów").
Kilkadziesiąt metrów dalej Aušros Vartų gatvė w naturalny sposób przechodzi w Didžioji gatvė (ulicę Wielką) – dawny trakt królewski i drugą z trzech części wspomnianej już staromiejskiej osi. Tu mieści się klasycystyczny Ratusz Wileński (Vilniaus rotušė) – dawne centrum miejskiego życia, po przebudowie (aż do początku XX wieku) pełniące zaś funkcję... teatru (w roku 1848 właśnie tutaj odbyła się prapremiera "Halki" Stanisława Moniuszki). Warto zerknąć również na znajdującą się nieopodal Pałac Paców (Pacų rūmai) – niegdyś jeden najwytworniejszych adresów w mieście – czy Pałac Chodkiewiczów (Chodkevičių rūmai) – dawną rezydencję jednego z najbardziej zasłużonych rodów Wielkiego Księstwa, gdzie dziś mieści się Wileńska Galeria Obrazów.
Didžioji gatvė płynnie przechodzi w Pilies gatvė (ulicę Zamkową) – najstarszą aleję miasta, stanowiącą niegdyś część głównego szlaku między Zamkami, Górnym i Dolnym, a miastem. Od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego linia traktu nie uległa większym przemianom, zaś kamienice wzdłuż niego – choć wielokrotnie przebudowywane – dalej noszą ślady renesansowych i barokowych detali, co sprawia, że krótki spacer staje się niejako podróżą w czasie.
Wędrówkę wieńczy Plac Katedralny (Katedros aikštė) – monumentalna, niemal teatralna przestrzeń, której otwartość w wyjątkowy sposób kontrastuje ze ściskiem staromiejskich uliczek. Nad nią góruje bryła wileńskiej bazyliki archikatedralnej (Vilniaus arkikatedra bazilika) – wzniesionej w miejscu wcześniejszej, pogańskiej świątyni (poświęconej Perkunowi), dziś neoklasycystycznej w formie, mieszczącej jednak gotyckie serce – miejsce pochówku wielkich książąt litewskich, Aleksandra Jagiellończyka czy Barbary Radziwiłłówny, żony Zygmunta Augusta.

Tuż obok rozciąga się odbudowany kilkanaście lat temu (i to z niemałym rozmachem) Zamek Dolny (Valdovų rūmai) – zniszczona jeszcze w XVII wieku dawna rezydencja wielkich książąt litewskich. Nad wszystkim zaś, niczym niemy strażnik minionych wieków, góruje Baszta Giedymina (Gedimino bokštas) – pozostałość po Zamku Górnym, stanowiąca, obok Ostrej Bramy, jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Wilna. Z jej tarasu roztacza się jeden z najpełniejszych widoków na miasto - pozwalający nie tylko objąć wzrokiem dachy Starego Miasta, ale i zrozumieć, dlaczego to właśnie tu wszystko się zaczęło.

Republika awangardy, czyli Wilno od "drugiej strony"
Choć Wilno oglądane jest na ogół przez pryzmat świątyń tego czy innego wyznania, pałacowych pozostałości po dawnych wiekach i niekoniecznie łatwej historii – stolica Litwy ma też mniej oczywiste oblicze. To zaś nie potrzebuje złotych inskrypcji ani marmurowych kolumnad, by snuć własną opowieść. I choć owa "druga strona" Wilna zaczyna się zaledwie kilka kroków od centrum, mentalnie bywa oddalona o całe epoki.
Za Wilenką (Vilnia), po stronie, której przez wieki nie obejmowały miejskie mury, rozciąga się bowiem Zarzecze (Užupis) – dzielnica nie tyle “osobna", co osobliwa. Przez stulecia traktowana po macoszemu – zapuszczona (oględnie mówiąc), omijana i pogardzana. To tu ściągali ci, których nie chciano gdzie indziej, to ją nazywano "dzielnicą łez", to o niej pisano z nieukrywaną złośliwością (a nawet z niepokojem). Na gruzach dawnych uprzedzeń i ruinach pamięci wykluła się jednak historia niezwykła (i to w sklai europejskiej).
1 kwietnia 1997 roku mieszkańcy i mieszkanki Zarzecza ogłosili bowiem... niepodległość. Powołali tym samym do życia Republikę Užupis – z własną flagą (przedstawiającą białą dłoń na białym tle, której kolory zmieniają się w zależności od pory roku), prezydentem (Romasem Lileikisem – poetą i reżyserem), konstytucją (o której za chwilę) oraz... armią (choć ta ostatnia liczyła 11 osób i została rozwiązana krótko po założeniu). Żart? Oczywiście. Przynajmniej w pewnej formie – Zarzeczanki i Zarzeczanie podchodzą bowiem do własnej suwerenności jak najbardziej "serio".
Wspomniana konstytucja (w kilku językach, w tym po polsku) wyryta została na lustrzanych tablicach przy Paupio gatvė (ulicy Nadrzecznej) i stała się jednym z najbardziej znanych symboli dzielnicy. "Człowiek ma prawo kochać", "Człowiek ma prawo nic nie rozumieć", "Kot nie musi kochać swego gospodarza, ale w trudnej chwili powinien mu pomóc", "Pies ma prawo być psem" - to zaś tylko niektóre z jej zapisów, choć równie dobrze można by je potraktować jak manifest miejskiej egzystencji (całkiem słuszny). W 2020 roku do konstytucji dodano również artykuł "π", głoszący, że "Każda sztuczna inteligencja ma prawo wierzyć w dobrą wolę ludzkości". Bo Zarzecze, choć z pozoru stanowiące opowieść o niemałym chaosie, bynajmniej nie jest oderwane od współczesności.

Wróćmy jednak do turystycznej wędrówki. I tak – na teren dzielnicy prowadzi Most Zarzeczny (Užupio tiltas), liczący sobie ponad sto lat, dziś zaś zasnuty kłódkami zakochanych, stanowiący swego rodzaju przejście między światem "oficjalnym" a "nieoficjalnym", zapisanym a improwizowanym.

W centrum Zarzecza (na placu o tej samej nazwie) stoi natomiast... Anioł. Dumny trębacz wolności, który w 2002 roku "wykluł się" z granitowego jaja (to, eksponowane na cokole tymczasowo, przeniesiono z kolei na Stare Miasto i uczyniono... Pomnikiem Pisanki). To w jego pobliżu odbywają się koncerty, wystawy, performance i inne, których program nierzadko ustalany jest w ostatniej chwili. Albo wcale.
Užupis to dzielnica pełna paradoksów. To tu dawne domy publiczne stały się galeriami sztuki, dawne żydowskie kamienice – studenckimi pracowniami, a miejsca, w których czekała śmierć – enklawami życia. Na pobliskich cmentarzach cicho zaległy zaś historie tych, których z Wilna wyparto, choć ich obecność nadal wyczuwalna jest w nazwiskach, śladach po macewach i napisach na pozostałościach po krzywych tablicach. Mimo to nieopodal bije współczesne serce – w warsztatach i butików prowadzonych przez lokalnych artystów oraz lokalne artystki, w kawiarniach i restauracjach, oferujących litewskie (choć nie tylko) specjały w iście artystycznej atmosferze.
Nie chodzi bowiem o to, że Zarzecze to enklawa przeszłości. Wręcz przeciwnie, to eksperyment, który ciągle trwa. Można wpaść na wernisaż, wypić kawę czy zaszyć się z książką na ławce, której ktoś nadał imię. Można też po prostu chodzić – bez planu, bez trasy i bez mapy – odkrywając przy tym Wilno, które nie mieści się w folderach turystycznych.
Wszystko? Oczywiście, że nie. Choć wystarczy. Dwadzieścia cztery godziny pozwolą bowiem na "liźniecie" miasta i posmakowanie kontrastów, które zaskakująco dobrze się dopełniają. A Wilno i tak zostanie na dłużej, nie potrzebuje bowiem epickiej epopei – wystarczy dobrze skrojona krótka opowieść.
Zobacz też: