Jak Warszawa pierwsze miejsce straciła, czyli o największych (pod względem powierzchni) miastach w Rzeczypospolitej
Choć odruchowo skłonni jesteśmy domniemywać, że największym miastem Polski - i w sensie populacyjnym, i terytorialnym - pozostaje Warszawa, rzeczywistość okazuje się... znacznie bardziej przewrotna. Bo choć stolica wciąż nie ma sobie równych, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców i mieszkanek (ta zbliża się bowiem z wolna do dwóch milionów), to pod względem powierzchni nie tak dawno ustąpiła miejsca komuś innemu. Co więcej - kwestia lidera to niejedyna niespodzianka na liście największych polskich miejscowości.

Od morza do morza. Niekoniecznie oczywista lista miejskich gigantów
Zacznijmy jednak od miejsca numer jeden. Zmiana, której wielu zapewne nawet nie odnotowało, dokonała się nie tyle w wyniku gwałtownego rozrostu miejskiej tkanki, ile poprzez decyzję administracyjną - z pozoru techniczną, a w istocie symboliczną: w 2023 roku granice nadmorskich miast poszerzono wszak o pas wód morskich, aż po tak zwaną linię podstawową morza terytorialnego. Tym samym Gdańsk "zyskał" Zatokę Gdańską, a mapa kraju uległa cichej, lecz istotnej korekcie. W efekcie stolica Pomorza - licząca dotąd niewiele ponad 260 kilometrów kwadratowych (i plasująca się w drugiej części pierwszej dziesiątki) - urosła do rozmiarów, które można określić niemal monumentalnych; Gdańsk liczy tym samym obecnie 683 kilometry kwadratowe, czyli o blisko jedną trzecią więcej niż zajmuje dziś Warszawa, przebijając także takie miasta jak Frankfurt, Birmingham czy Kopenhaga.
To, co z pozoru wydaje się czystą statystyką, w istocie otwiera szerszą refleksję o naturze polskich miejscowości - o ich przestrzeni czy granicach. Bo choć Warszawa wciąż pozostaje miastem nieporównanie bardziej "ludnym", to Gdańsk - poprzez swoją nową "morską" rozległość - staje się najobszerniejszym organizmem miejskim w kraju. Granice jego terytorium obejmują dziś nie tylko zwarte dzielnice śródmiejskie, porty i dawne stocznie, lecz także fragmenty morza - przestrzeń symbolicznie nieograniczoną, a przy tym trudną do oswojenia.
Podium uzupełnia kolejna z niespodzianek listy, a mianowicie Gdynia (dwunasta pozycja pod względem liczby ludności) - która również stała się beneficjentką nowych przepisów, zwiększając swoją powierzchnię z około 135 do 391 kilometrów kwadratowych (poprzez "wchłonięcie" części wód Zatoki Puckiej). Dalej w klasyfikacji znajdziemy pozycje, które pojawiają się również w tabeli obejmującej miasta najludniejsze, to jest Kraków (z 327 kilometrami kwadratowymi), Szczecin (301 kilometrów kwadratowych), a także Łódź oraz Wrocław (po około 293 kilometry kwadratowe).
Miejsce ósme to jednak kolejna niespodzianka, a mianowicie Zielona Góra (dopiero dwudziesta czwarta pozycja, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców i mieszkanek), która również urosła, choć nie przez wody, lecz przez lasy. W 2015 roku miasto połączono z otaczającą je gminą wiejską, powiększając obszar z zaledwie 58 do niemal 279 kilometrów kwadratowych. Awans był spektakularny - Zielona Góra z dnia na dzień stała się jednym z największych miast kraju, zachowując jednocześnie umiarkowaną populację (około 140 tysięcy). W rezultacie powstał fenomen urbanistyczny: miasto ogromne, lecz luźno zabudowane, w którym ponad połowę terytorium zajmują lasy. W sensie przestrzennym Zielona Góra jest więc raczej mozaiką pól, dolin i niewielkich osiedli niż zwartą metropolią.
Trzecią siurpryzę (po Poznaniu ulokowanym na pozycji dziewiątej) jest zamykające stawkę Świnoujście - miasto, które z natury wymyka się klasyfikacjom. Rozłożone na 44 wyspach, z których zamieszkane są zaledwie trzy (to jest Uznam, Wolin i Karsibór), obejmuje obszar 202 kilometrów kwadratowych, z czego ponad połowa to wody, lasy i nieużytki. To jeden z tych rzadkich przypadków, gdy przestrzeń miejska rozciąga się w pionie i poziomie zarazem - pomiędzy zatoką, kanałami, mokradłami i wydmami, wśród których ukryte są ślady historii i współczesności. Liczące zaledwie 41 tysięcy mieszkańców i mieszkanek (a więc zajmującej sto ósmą pozycję w rankingu najludniejszych) Świnoujście jest paradoksalnie większe powierzchniowo od Lublina, Bydgoszczy czy Katowic - miast o kilkukrotnie większej populacji.
Zestawiając te przykłady, trudno oprzeć się wrażeniu, że wielkość miasta to nie tylko liczba ludności ani gęstość zabudowy, lecz również to, jak daleko sięgają jego granice - i w sensie geograficznym, i symbolicznym. Bo jeśli Warszawa pozostaje centrum władzy i demografii, to Gdańsk - z nowo wytyczonym horyzontem w morzu - stał się miastem największym fizycznie. Zielona Góra zaś, rozłożona wśród lasów, jest największym w sensie zielonej przestrzeni, a Świnoujście - w sensie rozproszenia i geograficznego rozmachu.
Miasta te pokazują przy okazji, jak pojęcie "miejskości" może zmienić się w czasie. Bo to, co "największe", nie zawsze znaczy najbardziej ludne, a terytorialna potęga Gdańska, Gdyni, Zielonej Góry i Świnoujścia każe nam na nowo zdefiniować pojęcie miasta w XXI wieku - nie jako skupiska ludzi, lecz jako rozległą formę istnienia w przestrzeni.
Zobacz też: