Addio al re della moda. Nie żyje Giorgio Armani
"Z ogromnym smutkiem ogłaszamy śmierć naszego twórcy, założyciela i nieustannej siły napędowej – Giorgia Armaniego" – tymi słowami rozpoczyna się komunikat domu mody Armani, który 4 września 2025 roku obiegł świat niczym sygnał definitywnego domknięcia pewnej epoki. Odejście to nie jest bowiem jedynie stratą człowieka, lecz swego rodzaju cezurą w dziejach mody – oto milknie głos tego, który z precyzją i konsekwencją przekształcił język ubioru, czyniąc zeń uniwersalny idiom elegancji – oszczędnej, a jednak absolutnej; subtelnej, a zarazem wszechwładnej.

Architekt formy i demiurg stylu
Armani, urodzony w Piacenzie w roku 1934, nigdy nie traktował stroju jako zwykłej dekoracji ciała. Już od wczesnych lat – pracy w La Rinascente czy u Nina Cerrutiego – pojmował wszak ubiór jako medium cywilizacyjne; narzędzie emancypacji, a zarazem pole kulturowego eksperymentu. Kiedy w 1975 roku powołał więc do życia własną markę, odwrócił dotychczasową logikę męskiego i kobiecego garnituru. Miękka konstrukcja, wolna od gorsetu podszewki, szybko stała się manifestem nowoczesności, a zarazem metaforą swobody – od nowojorskich biur po mediolańskie salony, od czerwonego dywanu po najzwyklejszą ulicę. To on nadał sens pojęciu power suit, to dzięki niemu odmienił się wizerunek korporacyjnej rzeczywistości tak Starego, jak i Nowego Świata.
Giorgio był bowiem projektantem, który myślał o modzie jak o antropologii współczesności. Zrozumiał, że strój nie jest ozdobą, lecz strukturą znaczeń – dlatego jego projekty nie epatowały ornamentem, ale operowały czystością linii, subtelnością proporcji, dbałością o niuans światła na tkaninie. Minimalizm w tym ujęciu nie oznaczał redukcji, lecz najwyższą formę wyrafinowania – "less" nie było "less", lecz "more" – więcej sensu, więcej przestrzeni, więcej prawdy. Nieprzypadkowo jego wieloletnia współpraca z Hollywood – od "American Gigolo" po oscarowe gale – uczyniła go więc kronikarzem stylu epoki. Armani stworzył wizualny kanon sukcesu i atrakcyjności, który na trwałe wniknął do zbiorowej wyobraźni.
W pewnym momencie jego nazwisko przestało być też jedynie marką odzieżową. Stało się kategorią cywilizacyjną – Giorgio Armani to moda, ale też perfumy, architektura wnętrz, hotelarstwo – od Mediolanu po Dubaj. Wszystko podporządkowane jednej idei, w której estetyka jest nie dodatkiem do życia, lecz jego formą. Dziedzictwo polega zaś na wskazaniu światu innego rodzaju luksusu – nie demonstracyjnego, lecz refleksyjnego. Takiego, który nie potrzebuje sygnałów bogactwa, bo sam w sobie jest definicją smaku.
Śmierć Armaniego nie kończy więc opowieści, a raczej wyznacza jej kolejny rozdział. Zostawia po sobie nie kolekcje, lecz aksjomaty – że prawdziwa elegancja nie krzyczy, że minimalizm potrafi brzmieć donośniej niż ornament, że piękno rodzi się tam, gdzie spotykają się dyscyplina i wolność. "Re Giorgio" (a więc "król Giorgrio") – jak nazywano go we Włoszech – odszedł, ale linia, którą wytyczył, pozostaje nienaruszona: przejrzysta, dyskretna i nieśmiertelna.
Giorgio Armani zmarł 4 września 2025 roku w Mediolanie. Miał 91 lat.