"Tutaj jestem, gdzie byłem", czyli Turnau, przyjaciele i czterdzieści lat zaklinania czasu melodią
Cztery dekady na scenie, a tym samym cztery dekady nieprzemijających słów i nieulotnych melodii – choć zdanie to nie odżegnuje się od podniosłości, trudno o trafniejsze podsumowanie twórczości Grzegorza Turnaua. Jako że zaledwie chwilę temu wybrzmiał ostatni z akordów jubileuszowej trasy artysty, ponowne wsłuchanie się w dźwięki i to, co między nimi, przychodzi niemal naturalnie. Finałowi cyklu – podczas którego u boku Grzegorza stanęli Andrzej Sikorowski, Joanna Kulig, Dorota Miśkiewicz i Jakub Józef Orliński – przyglądał się zaś Maks Behr.

"Wybór był słuszny". Turnau o zaklinaniu czasu (i świata) muzyką
"Między ciszą a ciszą", "Bracka", "Cichosza", "Liryka, liryka", "Tutaj jestem" i dziesiątki innych – w repertuarze Grzegorza Turnaua niemal od zawsze pobrzmiewało coś nieprzemijającego, a przy tym wymykającego się upływowi czasu. Jubileusz artysty nie stanowi tym samym podsumowania sensu stricto, a okazję do wypowiedzenia tego, co na ogół zostaje między wersami.
"Jest to rodzaj prezentu od losu, ale przede wszystkim od ludzi, którzy towarzyszyli mi przez te lata", mówił sam zainteresowany, pytany o spojrzenie na czterdzieści lat artystycznej obecności.
Turnau przyznał również, że "czuje głęboką wdzięczność" – za szczęście, okoliczności, życzliwości i dziesiątki splotów zdarzeń.
"Po latach od debiutu mogę powiedzieć, że wybór był słuszny", dodał.
Zdania tej mocy nie padają często i nie padają byle gdzie. Nic więc dziwnego, że rocznicy Turnaua towarzyszyli ci, z którymi wielokrotnie dzielił i dźwięk, i ciszę – wśród nich znalazł się Andrzej Sikorowski, kompozytor i lider grupy Pod Budą.
"Grzesiek powiedział kiedyś, że osiągnęliśmy wyższy stopień znajomości. On polega na tym, że potrafimy milczeć i mimo to dobrze się ze sobą czujemy", wspominał.
Na scenie nie mogło zabraknąć i Joanny Kulig – aktorki oraz wokalistki. W jej przypadku pierwsze spotkanie z Turnauem miało zaś znaczenie szczególne, nastąpiło bowiem, gdy zaczynała stawiać pierwsze zawodowe kroki.
"Byłam bardzo wzruszona, gdy zaprosił mnie do tego jubileuszu, bo moja kariera zaczęła się od Grzesia", przyznała.
Kolejną gościnią jubilata była Dorota Miśkiewicz – skrzypaczka i wokalistka jazzowa, która w rozmowie z Maksem wspomniała między innymi o kolejnym krążku artysty.
"[Gdy Grzegorz dzwoni], zawsze się zgadzam, bo to są świetne propozycje. Gdy słucha się jego płyt, ma się wrażenie, że są one coraz dojrzalsze. Znam już kilka utworów z najnowszej, która dopiero się ukaże – i jest to płyta dla dorosłych", przekonywała.
Jakub Józef Orliński, kontratenor, mówił z kolei o wiadomości, która zastała go między jedną a drugą sceną oraz o... stresie, towarzyszącym występom u boku Turnaua.
"To niesamowita rzecz, że nagle dostaję SMS-a od wielkiego Grzegorza Turnaua, który proponuje wspólny koncert. Jeżdżę po świecie, śpiewam w różnych teatrach, ale to nie jest tak stresujące, jak śpiewanie u boku swojego idola. Naprawdę jestem przeszczęśliwy", tłumaczył.
Podobne wydarzenia każdorazowo mają jednak swój własny rytm – raz unoszą się na emocjach, raz opadają w stronę pytań, które padają dopiero na końcu. Czy czterdzieści lat na scenie potrafi więc minąć jak jeden dzień? I czy melodia jest w stanie zatrzymać prześlizgujący się przez palce czas?
"Wszyscy staramy się zaklinać czas na swój sposób. Ja robię to przy pomocy piosenek. Nie zawsze mi się to udaje, bo nie zawsze sam siebie przekonuję, że ma to coś wspólnego z zatrzymywaniem czasu, ale takie miłe złudzenia są potrzebne", spointował Turnau.
Może właśnie w tych złudzeniach – czułych i powtarzalnych – mieści się tajemnica jego twórczości. Odkrywana nie po to, by zatrzymać czas, aby nie przegapić tego, co między ciszą a ciszą i być tam, gdzie już się było, wiedząc, że wciąż ma to sens.
Zobacz też: