Tomasz Lipiński świętuje szczególny jubileusz. Zdradził, co szykuje
Beata Łajca
Był jednym z najważniejszych głosów buntu lat 80. Mocne teksty Brygady Kryzys i Tiltu wykrzykiwane przez fanów na koncertach były wtedy prawdziwym manifestem. Tomasz Lipiński, lider obydwu tych kultowych zespołów, obchodzi w tym roku 45-lecie działalności artystycznej. I ma co wspominać! Część refleksji zaserwował nam dzisiaj w "halo tu polsat".
Tomasz Lipiński, żywa legenda polskiego rocka, obchodzi w tym roku 45-lecie działalności artystycznej. Jeden z najważniejszych polskich muzyków ma na koncie dziesiątki nagród, w tym Złotego Fryderyka za całokształt twórczości, a za muzykę do filmu "Słodko gorzki" zgarnął statuetkę na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Nadal gra koncerty - jako Tomek Lipiński z zespołem.
45-lecie twórczości Tomasza Lipińskiego. A wszystko zaczęło się od Chopina
Krzysztof Ibisz, przedstawiając naszego gościa, powiedział: "To jest wielka przyjemność, że jest z nami kompozytor, autor tekstów, rockman, legenda i człowiek, którego ja zawsze chciałem poznać osobiście, nie udało mi się, ale teraz mam tę okazję".
Tomasz Lipiński wspominał, że pierwszą jego muzyczną fascynacją był Chopin. Jego zdaniem to zasługa mamy, która wybrała się na konkurs chopinowski, gdy była w 6. lub 7. miesiącu ciąży. A drugą i zdecydowanie najważniejszą miłością w jego życiu była (i jest nadal) muzyka rockowa, z którą zapoznał się dzięki audycjom radiowym w latach 60. Brytyjski rock, którego wtedy słuchał, zdefiniował jego świadomość artystyczną.
Nie od razu jednak mógł spełnić marzenie i zacząć uczyć się grać. Dzieciństwo spędził w malutkim 24-metrowym mieszkaniu, w którym nie było warunków do ćwiczenia na żadnym instrumencie. Mając 12 lat, powiedział swojej mamie, że chciałby grać w zespole, ale dopiero w pierwszej klasie liceum udało mu się pożyczyć gitarę i przez 2 tygodnie próbował nauczyć się na niej grać. A kiedy zdobył swoją pierwszą gitarę?
"Pierwsza prawdziwa gitara to był Fender Telecaster, którego zresztą mam do dzisiaj i którego dostałem jako honorarium zagraniczne po pięciu latach występowania na scenie. Takie był czasy", powiedział Lipiński.
Bardzo szybko zaczął za to pisać teksty. Język jest dla niego bardzo ważnym środkiem wyrazu, być może nawet najważniejszym, co możemy zauważyć także w sposobie, w jaki dobiera słowa w każdej wypowiedzi.
Przerwał studia na ASP, ale po latach wraca do malarstwa
Rodzice Lipińskiego byli grafikami, podobnie jego przyrodnia siostra. Jak mówił, na ASP poszedł trochę "z rozpędu", chociaż egzaminy zdał dopiero za trzecim razem, a na uczelnię dostał się finalnie z odwołania.
"Począwszy od mojego dziadka, poprzez moich oboje rodziców, moją siostrę, wszyscy są grafikami czy artystami zajmującymi się sztukami pięknymi. I ponieważ ja wykazywałem jakieś skłonności w tym kierunku, to się wydawało naturalne", mówił.
Ale studia bardzo go rozczarowały i rzucił je po zaledwie 3 miesiącach. Lata 70., kiedy studiował, były w Polsce wyjątkowo trudne, jak mówił Tomasz "wszystko się rozpadało". Ale z edukacji artystycznej korzystał wielokrotnie, projektując okładki płyt, a ostatnio, podczas porządkowania mieszkania w Sopocie, odnalazł rysunki z czasów, gdy miał około 16 lat. I nabrał ochoty, żeby wrócić do tworzenia - najchętniej do malowania. Mówił z przymrużeniem oka, że skoro, jako artysta, nie może liczyć na zbyt wysoką emeryturę, to może będzie żył ze sprzedawania obrazów.
Tilt, Brygada Kyzyzs, Aurora... i znowu Tilt
Pierwszym założonym przez Tomasza Lipińskiego zespołem był Tilt, chociaż początkowo po głowie chodziła mu nazwa Zakaz. Ostatecznie miano zespołu wybrał piszący wówczas teksty Jacek Lenartowicz. Ale Tilt przetrwał zaledwie rok, a w podobnym czasie rozpadła się też warszawska grupa Kryzys z Robertem Brylewskim na czele. Brylewski odwiedził Lipińskiego na przełomie lipca i sierpnia 1981 roku, i wspólnie założyli Brygadę Kryzys.
Zespół w stanie wojennym miał "bardzo pod górkę", jak mówił Tomasz. Przerwali więc swoją działalność a on wraz z Brylewskim i Pawłem Kelnerem stworzyli kolejną grupę o wdzięcznej nazwie Aurora. Wkrótce Aurora zmieniła się na chwilę w Izrael, aby ostatecznie znów stać się... Tiltem. Ale Tomasz Lipiński czuł już wtedy, że potrzebuje zmiany, bo punk zaczynał go ograniczać. Najbardziej ograniczający był jednak ustrój, w jakim przyszło mu robić karierę muzyka.
"Wróg publiczny nr 1". Jak się żyło Lipińskiemu w czasach PRL-u?
Wrogiem publicznym PRL-u Tomasza Lipińskiego nazwał Krzysztof Ibisz. Dodał, że oczywiście jest w tym pewna przesada, ale życie rockmana w tamtych czasach nie było łatwe.
"Myśmy byli częścią większego społeczeństwa, wewnątrz społeczeństwa, składającego się głównie z artystów, ludzi wolnych zawodów, którzy starali się żyć trochę na marginesie PRL-u, możliwie mało mając z nim doczynienia. Były oczywiście problemy", odpowiedział muzyk.
Wspomniał, że stan wojenny zakończył karierę Brygady Kryzys, a jemu dostarczono bilet do wojska, z którego nie skorzystał. Oficjalnie był więc "ukrywającym się dezerterem".
Muzycy rockowi w ogóle mieli w PRL-u ciężko. Żeby unikać nazwy rock and roll Franciszek Walicki wymyśli nawet specjalny termin Big Beat. Mówiło się też o muzyce tzw. młodzieżowej, co dla Lipińskiego wydaje się prawdziwą ironią losu, bo dzisiaj tą młodzieżową muzykę tworzą, jego zdaniem, emeryci. Wspomniał też, że w tamtych czasach wszystko było usystematyzowane, łącznie z honorariami artystów, którzy byli szeregowani w kategorie, a oni zaczynali, oczywiście, od tej najniższej, zarabiając po 150 zł za koncert.
Tomasz Lipiński o pracy nad autobiografią, depresji i neuroróżnorodności
Tomasz Lipiński 21 sierpnia 2025 skończy 70 lat i uznał, że to dobry moment na pewne podsumowanie. Pracuje właśnie nad autobiografią i to daje mu wiele okazji do analizy życia. Pierwsza część jego wspomnień ukaże się w maju, druga pod koniec 2025 roku. Przemyślenia, które go nachodzą, dotyczą m.in. depresji - zachorował na nią w latach 90. Dzisiaj ma świadomość, że epizody depresyjne miewał jeszcze w młodości, ale wtedy nie był diagnozowany. Artysta mówił, że teraz udaje mu się żyć bez depresji, ale jej ślad pozostanie w nim na zawsze, mimo prawie 20-letniej pracy nad sobą.
"Bardzo dużo ludzi, którzy trafiają na scenę, to są ludzie neuroodmienni, którzy nie potrafią wejść w przewidziane dla nich role społeczne. Ta ich atypowość powoduje, że trafiają w sytuacje, w których mogą bez problemu rozwijać te aspekty swojej osobowości, swojej wrażliwości, które są kreatywne i które często prowadzą do sukcesu", mówił.
Wspomniał, że gdyby dzisiaj był dzieckiem, to na pewno ktoś zauważyłby, że przejawia wszystkie objawy tzw. neuroatypowe. Mówił, że gdy poszedł do szkoły podstawowej, odniósł wrażenie, że jego rówieśnicy żyją w kompletnie innym świecie. Próbował dostosować się do tego nieznanego świata, nawet ucząc się z filmów "normalnych" ludzkich relacji.
"Ja miałem problem w relacjach z ludźmi, bo one były zbyt intensywne. Wielu ludzi nie byłem w stanie przerobić w tej intensywności doświadczania. I to mi jakoś zostało. Ja lubię bardzo być ze sobą, bo ja się mam czym zajmować zawsze", wyznał.
Tomasz Lipiński do dzisiaj odczuwa pewną "nadwrażliwość" i prowadzi wyjątkowo skromne życie towarzyskie, co kompletnie nie wpisuje się w wyobrażenie życia gwiazdy rocka. Jednak na scenie nigdy nie czuł się źle, wręcz przeciwnie. Granie muzyki w pewien sposób go izolowało. Mówił, że był "przed ludźmi" a nie "z ludźmi". Co nie znaczy, że nie ma przyjaciół. A jeden z nich był dla niego dzisiaj w "halo tu polsat" wielką niespodzianką.
Do rozmowy z Tomaszem Lipińskim dołączył Czesław Mozil. Skąd się znają?
W studio pojawił się niespodziewanie Czesław Mozil, który wręczył Tomaszowi Lipińskiemu prezent. Panowie opowiedzieli, jak się spotkali po raz pierwszy. Mozil nie był jeszcze wtedy w ogóle znany na polskiej scenie, a sam, chociaż słyszał o Lipińskim, nie wiedział, że człowiek, którego poznaje, to właśnie on.
"Rok 2007. Mój kolega pyta, czy może wpaść z kumplami do Kopenhagi. Ja mówię, jestem kawalerem, możecie mieszkać w moim mieszkaniu. Jadę na lotnisko, odbieram Zielaka, Melona Mikołaja i jest też Tomek. Dopiero kilka dni później się dowiedziałem [kim jest - przyp. redakcji]", opowiadał Mozil.
"Ja byłem jednym z pierwszych fanów Czesława, jak grał bardzo kameralne koncerty dla piętnastu osób. [...] Zrobiliście mi naprawdę ogromną przyjemność", powiedział Lipiński.
Panowie opowiedzieli o niezwykłym czasie, jaki wtedy razem spędzili. A dodatkową okazją do wspomnień było stare zdjęcie z koncertu wykonane przez Michała Wasążnika, które było prezentem od Czesława Mozila.
Mamy nadzieję, że Tomasz Lipiński skorzysta z zaproszenia naszych prowadzących i przyjdzie do programu, gdy jego autobiografia będzie już gotowa. Ale zanim się to stanie, jego fani mogą oddać się wspomnieniom muzycznym podczas wyjątkowego koncertu już 10 listopada w warszawskiej Stodole.
Zobacz też: