"To się nie uda". A jednak. Olga Frycz i Albert Kosiński o miłości, która zaczęła się tańcem

Redakcja
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.
Miłość miała już nie przyjść, a jeśli już to nie w klasycznej formie, tylko kierowana zasadą "razem, ale osobno" – w dwóch różnych domach i z dozą swobody. Miała. Bo życie, jak to życie, pisze nieprawdopodobne scenariusze. Olga Frycz i Albert Kosiński – aktorka i tancerz – opowiedzieli w "halo tu polsat" o tym, jak spotkali się pod symbolicznym "kamieniem" i co wydarzyło się później. Wszystko zaczęło się zaś od lekcji tańca, za którą świeżo upieczona narzeczona musiała... zapłacić. I możliwe, że były to najlepiej wydane pieniądze w życiu.

Nie z gwiazdami, a z gwiazdą. Bo wszystkie drogi prowadzą do... tańca
Nim w studiu pojawili się sami zainteresowani, widzki i widzowie mieli okazję zobaczyć materiał z udziałem Mai Bohosiewicz – wieloletniej przyjaciółki Frycz – która podkreśliła wyjątkową naturę relacji łączącej Olgę i Alberta.
"Bardzo jesteś zakochana, bardzo. Masz taki glow, od kiedy jesteś z Albertem", mówiła, zwracając się bezpośrednio do niej.
Aktorka przyznała też, że gdy miłość między wspomnianą dwójką "zaczynała się rodzić", nie sposób było nie zauważyć ekscytacji.
"Każdy z nas to pamięta. Ja z czasów, gdy, poznawałam swojego męża", dodała.
Bohosiewicz wspominała też o "złagodnieniu" swojej przyjaciółki.
"W tej relacji jest najłagodniejszą wersją siebie. Wszystko przychodzi z jakąś łatwością, kiedy jest w życiu miłość", dopowiedziała.
Choć nie zabrakło i najistotniejszego pytania.
"Gdzie on się uchował? Pod kamieniem? Gdzieś go wynalazła?", dociekała.
No właśnie. Jak narodziła się wielka miłość?
Love story Frycz i Kosińskiego w istocie zaczęło się od tańca, lecz tym razem nie chodzi o "Taniec z Gwiazdami" (choć do niego jeszcze wrócimy). Gwiazdy mimo to nie zabrakło. Już w studiu Albert opowiedział o telefonie, który otrzymał, by po chwili "wziąć pod skrzydła" nową kursantkę o dość znanym nazwisku.
"Tym kamieniem był więc taniec, pod tym tańcem się znaleźliśmy. [...] Od pierwszej lekcji zaczęliśmy się dobrze dogadywać, było to flow, że tak powiem" – podsumował, wracając jednocześnie do słów Mai Bohosiewicz.
Olga nie kryła z kolei, że... "zapłaciła za tę miłość" – i to dosłownie. Lekcje tańca nie były przecież darmowe.
"Kupiłam ją, można powiedzieć," zażartowała.
Wspomniany już materiał przyniósł także historię początków samego związku. Albert Kosiński przyznał, że w chwili, gdy uczucie zaczynało kiełkować, przesłuchał jeden z odcinków podcastu Olgi. To, co usłyszał, nie brzmiało jednak jak zapowiedź bajkowej relacji.
"Pomyślałem sobie, że to się nie uda", wspominał, przywołując słowa o negatywnym nastawieniu do wspólnego mieszkania ("może na jednej ulicy, ale w sąsiednim domu").
"Jeżeli myślałam już, że w ogóle będę miała kiedykolwiek jakąkolwiek relację, to właśnie na takiej zasadzie, że razem, ale jednak osobno" przyznała z kolei Olga.
Szybko się okazało, że w tym przypadku (jednym na milion, jak mogłoby się wydawać) układ ten nie działa.
"Zobaczyłam, że to jest człowiek, z którym nie dość, że ja lubię spędzać czas, to jest dla mnie taką kwintesencją domu, rodziny", wyznała.
Po roku związku zostali oficjalnie narzeczonym i narzeczoną. Gdzie? Na Teneryfie, mimo to jednak – po cichu.
"Wiedziałam, że jeżeli Albert będzie się kiedyś oświadczał, to na pewno zrobi to tak, żebyśmy byli sami, bo nie znoszę robić takich rzeczy publicznie. [...] Wracaliśmy z wycieczki, ja byłam zmęczona, a Albert powiedział: »To chodź jeszcze na chwilkę, usiądziemy sobie na tarasie«. I to się wtedy wydarzyło", relacjonowała.
Co jest kluczem do tak udanej relacji? Zaskoczeń nie będzie, kwestią zasadniczą okazuje się bowiem komunikacja.
"Ani razu się jeszcze nie pokłóciliśmy. Jesteśmy ponad rok razem, a odczucie jest takie, jakbyśmy byli już pięć", podsumował Albert.
"Wiedział, w co się pakuje". Frycz i Kosiński o patchworkowej rodzinie
Od początku jasne było, że w ich związku nic nie będzie “od zera". Olga miała bowiem swoje życie i swoją codzienność, a przede wszystkim – swoje dzieci (wychowuje 7-letnią Helenę i 4-letnią Zofię).
"To, że ja mam dzieci, nie było żadną tajemnicą. On wiedział, że ja mam dziewczynki, że są super. Wiedział, w co się pakuje", stwierdziła Frycz.
Kosiński przyznaje z kolei, że owo "pakowanie się" wyszło mu całkiem naturalnie.
"Z dziewczynkami od razu złapałem super kontakt. To są po prostu prześwietne agentki. Po mamie. [...] Ja jestem dla nich Albertem. Po prostu Albertem" wyjaśniał, dodając, że sympatia ta jest dwustronna.
Olga dodała, że jej córki "bardzo go kochają", jest bowiem "przyjacielem, opiekunem i rycerzem".
"Od samego początku nie miałam żadnych wątpliwości, by wprowadzić go do naszego życia. Chciałabym, żeby był dla dziewczynek autorytetem i kiedy w przyszłości będą wybierać swoich partnerów na życie, by Albert był przykładem partnera idealnego", uzupełniła.
Jak tłumaczyła Frycz, ich rodzina funkcjonuje w modelu patchworkowym – który w tym przypadku działa bez zarzutu (co widać i słychać).
"Jesteśmy takim modelem, wszyscy się dogadują. Nie ma żadnych konfliktów. Ja zawsze powtarzam, że im więcej osób kocha moje dzieci, tym lepiej. [...] Myślę, że bardzo ważnym jest, by podkreślać, że one, zarówno Zosia, jak i Helenka, mają też wspaniałych tatów", kontynuowała, zaznaczając również, że rodzice Alberta stali się dla jej córek “przyszywanymi" dziadkami.
Co dalej? Jeszcze w materiale filmowym Kosiński opowiedział o uczuciu, które towarzyszy mu od chwili rozpoczęcia relacji z ukochaną.
"Poczułem taką pewność, że może się pojawić mała księżniczka lub mały książę. Bo ona jest taką supermamą i ma takie supermoce, że to mi daje bardzo dużo odwagi, by myśleć o tym poważnie. Ale jeszcze nie teraz", wyznał.
Kiedy ślub? Tego narzeczeni nie zdradzili, choć nie zabrakło obietnicy.
"Damy znać", skwitowała Frycz.
A my trzymamy za słowo!
Przypominamy też, że Alberta oglądać można w trwającej edycji "Tańca z Gwiazdami", gdzie towarzyszy Adzie Borek. Wszystkie odcinki – tak "TzG", jak i "halo tu polsat" (w tym i materiał ze wspomnianej rozmowy) – znaleźć można zaś w Polsat Box Go.