"Okazało się, że Will Smith ogląda wszystko, co wrzucam". Marcin Patrzałek o sukcesie i współpracy z wielkimi gwiazdami

Karolina Szydłak
Widzowie "halo tu polsat" mieli dziś okazję zobaczyć w programie wywiad Aleksandra Sikory z Marcinem Patrzałkiem. To młody i bardzo utalentowany artysta, który niecałe 10 lat temu jako niespełna 15-letni chłopiec zwyciężył 9 edycję programu "Must be the Music. Tylko Muzyka". Sukces w muzycznym show sprawił, że kariera Patrzałka rozkwitła. Obecnie muzyk współpracuje z gwiazdami światowego formatu. Fanem jego twórczości jest między innymi Will Smith.

Marcin Patrzałek jest polskim gitarzystą, kompozytorem oraz producentem perkusyjnym fingerstyle. Zdobył popularność między innymi dzięki wyróżniającemu się stylowi gry na gitarze. Rok po wygranej w "MBTM" wydał swój debiutancki album pt. "Hush". W 2016 roku został finalistą Międzynarodowego Konkursu Mistrzów Gitary Fingerstyle, a w kolejnym zdobył pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Gitary Klasycznej im. Joaquín Rodrigo. Młody artysta ma na koncie również sukcesy w kilku zagranicznych programach muzycznych. Obecnie cały czas występuje na scenie, przed nim europejska trasa, podczas której planuje zagrać aż 23 koncerty.
Światowy sukces młodego artysty. Talent Polaka dostrzegł nawet Will Smith
Na początku rozmowy Olek Sikora zapytał Marcina, jak doszło do tego, że takie gwiazdy jak Will Smith czy India Martinez nagle odzywają się do Polaka i zapraszają go do współpracy. Młody artysta wyjaśnił, że Smith od dawna śledził jego muzyczne popisy. Tak mu się spodobały wrzucane przez Patrzałka filmiki, że postanowił za pośrednictwem swojego managera zaproponować mu współpracę.
"Okazało się, że Will ogląda wszystko, co wrzucam. Bardzo lubi moje rzeczy i wysłał moją muzykę do swojego managera, powiedział mu: <<zobacz tego gościa, jak będzie okazja, zróbmy coś z nim, zróbmy coś z nim>>Ten manager do mnie napisał, że mają pewien utwór i zaczął od tego, że będą go wykonywać na żywo, w telewizji, przy okazji rozdania nagród w Miami. I chcieliby, bym się tam pojawił i zagrał z Willem oraz Indią, i przearanżował to na swój sposób. I tak się im to spodobało, szczególnie Willowi, że powiedzieli, że chcą wykorzystać to w swoim utworze, w singlu, na Spotify i wszystkich platformach. Wszystko się nagle odwróciło, bo to miał być ich utwór, a ja po prostu urozmaiciłbym to wydarzenie na żywo swoim stylem i zrobił tam show z nimi, a nagle okazało się, że chcą więcej. Fajnie, że akurat przez to wszystko ludzie teraz bardziej zaczynają mnie kojarzyć z takimi rzeczami", wyznał Marcin.
W dalszej części rozmowy Marcin przypomniał o początkach swojej kariery muzycznej. 10 lat temu na scenie "Must be the Music" występami pełnymi pasji i talentu porwał jury i publiczność. Dzięki temu jako niespełna 15-letni chłopiec zwyciężył 9 edycję programu.
"Jako muzyk dość niszowy i grający muzykę instrumentalną, i dosyć dziwnie grający na tej gitarze, pokazałem się przed publicznością zupełnie <<normalną>>. To nie był jakiś konkurs gitarowy albo nawet konkurs muzyki klasycznej. Tylko to było wydarzenie, oczywiście bardzo poważne, ale jednak takie całkowicie mainstreamowe, publiczne. Fakt, że udało mi się wygrać w tym programie, co było szokiem absolutnym dla mnie, dla wszystkich wokół mnie, pokazało mi, że to, co robię może być doceniane przez ludzi <<normalnych>> i przez publiczności szersze niż te, które mi się wydawało. Także tak, jak najbardziej w mojej głowie to doświadczenie, ta mentalność się zmieniła dzięki MBTM", powiedział Marcin.
Czy niespełna 25-letni Marcin Patrzałek czuje się spełniony jako artysta?
Aleksander Sikora zapytał Marcina, czy dzięki licznym sukcesom czuje się spełniony jako artysta. Okazało się, że Patrzałek podchodzi do swoich osiągnięć z dużą skromnością i dystansem.
"Mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem spełnionym, bo jestem bardzo szczęśliwy i wiem, że to, co robię, to jest duży przywilej. Moje życie, podróżowanie, wszystko to jest cudowne. Więc jako człowiek jestem spełniony. Jako muzyk i jako artysta nie powiedziałbym tak, bo uważam, że jest jeszcze ogromna droga przede mną. Nie tylko przede mną, ale też przed tym stylem gry, który wykonuję. Jest jeszcze wiele nieodkrytych szlaków, stylów muzyki, współpracy i tak dalej. Myślę, że to byłoby trochę takie osiadanie na laurach, gdybym teraz powiedział, że jako artysta jestem spełniony'', wyjaśnił Marcin.

Przy okazji muzyk zdradził, czy czuje się w tym momencie bardziej Kielczaninem, Polakiem czy obywatelem świata, który odnosi międzynarodowe sukcesy. Marcin wyjaśnił, że pod kątem pracy i działalności artystycznej bardziej myśli o sobie właśnie jako o obywatelu świata. Jego kariera rozwija się teraz głównie za granicą. W zeszłym roku koncertował w Azji wschodniej. Teraz jest w trasie po Europie, gdzie planuje zagrać ponad 20 koncertów.
Żelowe paznokcie pomagają mu "wyżyć się na scenie"
Olek Sikora postanowił zapytać Marcina o jego perfekcyjny manicure. Okazuje się, że artysta ma wykonane paznokcie żelowe. To celowy zabieg, który ułatwia mu grę na gitarze.
"Na jednej dłoni (przypis red.) mam paznokcie żelowe, dziewczyny mówią, na to <<żelki>>. To jest dłoń, która odpowiada za grę na gryfie, czyli dociskanie stalowych strun i bardzo się niszczy. Paznokcie muszą być króciutkie, żeby dało się szybko grać i by nie ograniczały ruchu. A druga dłoń to jest zupełnie przeciwieństwo. To jest ręka, która odpowiada głównie za szarpanie strun oraz za te wszystkie perkusjonalia. Gdybym grał tylko palcami, to nie skończyłoby się to za dobrze. A ten żel jest po prostu po to, żeby one były twarde i mocne. Czyli jak uderzam w cokolwiek, w drewno na przykład, na gitarze, one się nie niszczą'', wyjaśnił Marcin.
Ciekawostką jest, że pomysł na zrobienie paznokci żelowych powstał w głowie Patrzałka tuż po występie w "Must be the Music". Artysta gdy schodził ze sceny, zdał sobie sprawę, że ma połamane paznokcie - powodem była bardzo emocjonalna i pełna pasji gra na gitarze.
"A to zresztą wzięło się właśnie z <<Must be the Music>>. Zagrałem wtedy pierwszy raz publicznie, tak naprawdę, ten styl perkusyjny w swoim wydaniu. No i oczywiście starałem się, dałem z siebie wszystko. Gdy zszedłem ze sceny, to praktycznie wszystkie te paznokcie były całkowicie rozszarpane. I już drugi raz bym tak nie zagrał. Wtedy sobie zdałem sprawę, że, kurczę, coś trzeba z tym zrobić, no bo nie pociągnę tak za długo'', wyjaśnił Patrzałek.
Zobacz też: