Jej hit nuciła cała Polska. Tak wygląda dziś 51-letnia Vanessa Paradis
Kamil Olek
"Taksówkarz Joe nie dojedzie wszędzie" – mniej więcej tak brzmią w polskim tłumaczeniu pierwsze słowa największego hitu Vanessy Paradis. I choć współcześnie utwór "Joe le taxi" nucony jest równie często, co pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, okoliczności nieco się zmieniły, a opary skandalu opadły. Bo mimo że obecnie wydawać może się to absurdalne, właśnie takie emocje towarzyszyły artystce i jej dziełu blisko cztery dekady temu. Szybko okazało się też, że to dopiero niewinny początek, zaś podobnego życiorysu można szukać ze świecą (tak we Francji, jak i na całym świecie). Co jednak robi i jak dziś wygląda Vanessa Paradis? Cóż, dla wielu może być to niemałym zaskoczeniem.
Joe i Johnny, czyli o podwójnym "zaszufladkowaniu" Vanessy Paradis
Zacznijmy jednak od początku. W 1972 roku, w Saint-Maur-des-Fossés nieopodal Paryża, na świat przychodzi Vanessa Chantal Paradis. Jeszcze we wczesnym dzieciństwie okazuje się zaś, że co jak co, ale ma ona prawdziwy talent – tym samym już w wieku 7 lat, za sprawą swojego wuja, po raz pierwszy pojawia się nie tylko na scenie, ale i we francuskiej telewizji. Jako nastolatka trafia zaś twórców, którzy na zawsze odmieniają jej życie.
W 1986 roku napisany zostaje bowiem dla niej osławiony utwór "Joe le taxi" (przy czym do dziś niewielu wie, że inspirowany jest prawdziwą historią – rzeczony Joe to zaś nie taksówkarz, ale taksówkarka, bo pod tym właśnie pseudonimem po ulicach Paryża jeździła Maria José Leão dos Santos, portugalska lesbijka, która w latach 70. uciekła z własnego kraju przed prześladowaniami). I choć już wizja nastolatki śpiewającej o nocnym życiu stolicy Francji wydawała się niektórym kontrowersyjna, prawdziwy skandal wywołał teledysk. Kreowana (niekoniecznie z własnej woli) na dużo starszą, aniżeli ma to miejsce w rzeczywistości, nastolatka budziła prawdziwie skrajne reakcje (wśród których petycja, dotycząca usunięcia jej ze szkoły, była jedną z łagodniejszych). Łatka "demoralizatorki" została z nią jednak na dłużej i po części była motorem napędowym całej kariery Vanessy. A szkołę i tak rzuciła. Sama.
W tym miejscu trzeba wspomnieć, że późniejsza kariera Paradis wyglądała zupełnie inaczej z francuskiej i niefrancuskiej perspektywy – poza Francją długo uchodziła bowiem za "gwiazdę jednej piosenki". Określenie to jednak było (i wciąż jest) nie tylko niesprawiedliwe, ale i nieprawdziwe – artystka nagrywała bowiem kolejne płyty, a także zadebiutowała jako aktorka (wkrótce zaś zaczęła pojawiać się u boku legend takich jak Alain Delon czy Jean-Paul Belmondo). W latach 90. została twarzą Chanel, a także nagrała nowy album, tym razem w duecie z Lennym Kravitzem. I choć wciąż śpiewała, grała i angażowała się w dziesiątki innych przedsięwzięć, jeszcze przed rozpoczęciem nowego wieku zaszufladkowano ją po raz drugi. Tym razem przez mężczyznę.
Konkretniej – przez Johnny’ego Deppa. W 1998 roku zupełnym przypadkiem poznali się podczas kolacji w jednej z paryskich restauracji, uczucie zaś zapłonęło z marszu, sama Paradis nazwała to zaś później "związkiem dusz". Zaledwie miesiąc po pierwszym spotkaniu okazało się, że para spodziewa się dziecka. Po trzech latach sytuacja się powtórzyła, relacja trwała jednak w najlepsze, choć kosztem kariery Vanessy – przez kilkanaście lat jej aktywność zawodowa ograniczona była bowiem do minimum, podczas gdy Johnny świętował kolejne sukcesy. Takim też sposobem Paradis została "dziewczyną Deppa". I to aż do pojawienia się Amber Heard (to jednak materiał na osobną historię).
Życie po Deppie, czyli renesans kariery i nowe miłości
W 2012 roku, kiedy parę – a w szczególności samego aktora - dopadła proza życia, Paradis i Depp ogłosili rozstanie, choć wszystko przebiegło podobno w pokojowej atmosferze (o czym świadczyć może między innymi to, że podczas nie tak dawnej rozprawy rozwodowej Johnny’ego i Amber, Vanessa zeznawała na korzyść byłego partnera). To jednak ponownie otworzyło artystce drogę na szczyty – wróciła zarówno do tworzenia muzyki (ostatni krążek ujrzał światło dzienne w 2018 roku, choć podobno trwają pracę nad kolejnym), jak i do filmu (przez nieco ponad dekadę zagrała w kilkunastu produkcjach i to nie tylko tych francuskich).
I to właśnie z filmem (co więcej – konkretnym) związany jest nowy rozdział w życiu uczuciowym aktorki i wokalistki. W 2016 roku zagrała główną rolę w produkcji pod tytułem "Chien", wyreżyserowanej przez Samuela Benchetrita. Szybko okazało się, że między tą dwójką jest coś więcej, aniżeli jedynie zawodowa "chemia". W 2017 roku para potwierdziła publicznie swój związek, kilkanaście miesięcy później zaś stanęła na ślubnym kobiercu.
I małżeństwo (pierwsze w życiu!) najwyraźniej służy samej Vanessie – wciąż olśniewa bowiem urodą. W udzielonym nie tak dawno wywiadzie stwierdziła ponadto, że postanowiła nie walczyć z wiekiem, stawiając na naturalność.
"Owszem czasem mi to ciąży, ale nie mogę powiedzieć, żeby upływ czasu i to, jak to odbija się na moim wyglądzie, mnie przerażało. Staram się tym nie przejmować, choć nie wiem, czy mi się to do końca udaje, bo nadal noszę się jak dziewczynka", mówiła dla "Harper’s Bazaar".
51-letnia gwiazda pojawiła się niedawno na festiwalu filmowym w Lyonie i po raz kolejny zachwyciła. Jak widać na załączonym obrazku – naturalność się opłaca.
Zobacz też: