"Hollywood przyjechało do mnie", czyli Sebastian Stankiewicz o tym, jak zagrał u boku Milli Jovovich

Beata Łajca
W marcu 2025 Sebastiana Stankiewicza będzie można zobaczyć w dwóch filmach. Jednym polskim, drugim - hollywoodzkim. Jak to się stało, że wprost z planu "Akademii Pana Kleksa" trafił do produkcji, w której grała genialna Milla Jovovich? Jak wspomina pracę na planie "In the Lost Lands"? I czy "Misie" mają szanse wywołać prawdziwy boom zaręczynowy?

Sebastian Stankiewicz ma na swoim koncie przeogromną liczbę ról, zarówno na małym, jak i dużym ekranie, a także na deskach teatru. Współpracuje z Teatrem Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, Teatrem Muzycznym "Capitol" we Wrocławiu i Teatrem Dramatycznym w Warszawie, przy którym działa też w "Kabarecie na Koniec Świata". Sympatię telewidzów zyskał, m.in., dołączając do obsady "Kiepskich" w 2019, gdzie występował jako barwny adorator Marioli Kiepskiej. Dzisiaj ma 47 lat i potrafi zachwycić, zaskoczyć i rozbawić do łez. A 2025 to będzie jego rok. W marcu zobaczymy go w dwóch filmach jednocześnie - jednym polskim, ze wspaniałą (nie tylko męską) obsadą, a drugim - hollywoodzkim, z obsadą iście gwiazdorską.
"Hollywood przyjechało do mnie". Sebastian Stankiewicz o pracy u boku Milli Jovovich
"In the Lost Lands" to film fantasy rozgrywający się w nieco postapokaliptycznym świecie. Obraz w reżyserii Paula W.S. Andersona, z Millą Jovovich i Davem Bautistą w rolach głównych światową premierę ma 6 marca. A znaczna jego część powstała w Polsce.
"Przy »In the Lost Lands« pracowało bardzo dużo Polaków, kręciliśmy w Alwerni. Hollywood przyjechało do mnie, to nie ja pojechałem do Hollywood", odpowiedział Sebastian Stankiewicz pytany o swoją wielką hollywoodzką przygodę. Alvernia Planet to podkrakowskie studio produkujące filmy fabularne, które są dystrybuowane na całym świecie. Nasz gość dodał, że miał ogromne wsparcie od ekipy, która mocno trzymała za niego kciuki: "Świetnie mi się pracowało z Polakami".
Zobacz też: Zobacz też: O bezpiecznej oazie domu rodzinnego, terapii i bezwzględnej branży. Z wizytą w domu Cugowskich
I chociaż Sebastian Stankiewicz przyznał, że nie musiał wyjeżdżać z kraju, żeby zagrać w hollywoodzkim filmie, to wcale nie znaczy, że miał łatwiej przejść przez meandry castingów. Na to zaś znalazł wyjątkowy sposób, który zaimponował Milli Jovovich. Aktorzy aspirujący do różnych ról wysyłają zwykle "próbki" swoich możliwości, w których nagrywają siebie na białym, neutralnym tle. On zrobił inaczej.
"Byłem akurat wtedy na planie »Akademii Pana Kleksa«. [...] Dostałem informację, poprosiłem Tomka Kota, wiedziałem, że on już robił rzeczy za granicą. Powiedziałem: Tomek, pomóż mi w tym tekście. I on mi pomógł", opowiedział nasz gość i dodał, że udział w stworzeniu jego filmu na casting miał też operator pracujący przy "Akademii".
"Akurat byliśmy w takim miejscu, gdzie były takie dziwne maszyny, więc stwierdziliśmy, że się po prostu zabawimy. Dlatego też, że postać była napisana dla 60-latka". Sebastian był przekonany, że rola nie jest dla niego, ale krótki obraz, który udało mu się stworzyć wraz z kolegami z planu sprawił, że pomysł na postać, w którą miał się wcielić, został zmieniony. Tym samym polski aktor miał pewien wpływ na to jak ostatecznie wyglądała hollywoodzka produkcja.
"Potem Milla Jovovich powiedziała: »Słuchaj, Sebastian, ty nagrałeś sceny z filmu, tak naprawdę«", przyznał nasz gość.
"Kręciliśmy kilka dni. To była naprawdę niesamowita przygoda poznać tych ludzi, pracować z nimi", przyznał i jednocześnie zaznaczył, że praca w hollywoodzkiej produkcji niewiele różni się od tej w produkcjach polskich. Jest, oczywiście, większy rozmach, ale zasady są dokładnie takie same.
Sebastian Stankiewicz w "In the Lost Lands" wciela się w postać człowieka, prowadzącego pewien lokal, w którym zatrzymują się bohatrowie filmu. A w kogo wciela się w "Misiach"?
Sebastian Stankiewicz w filmie o mężczyznach, z mężczyznami w przebraniach misiów
Sebastian Stankiewicz zagrał w filmie "Misie", który wejdzie do kin już 7 marca. Nie zabraknie w nim innych wielkich (męskich i nie tylko) gwiazd, a jedną z nich gościliśmy już na naszej kanapie. Krzysztof Zalewski wspomniał wówczas, że nie spodziewał się wiele po projekcie, do którego został zaangażowany. Szybko przekonał się jednak, jak bardzo się mylił.
Zobacz też: Krzysztof Zalewski o płycie, która powstała z frustracji i roli w filmie, który na początku spisał na straty
"Mamy długą historię komedii romantycznych, ale ta komedia romantyczna wychodzi trochę poza gatunek. Mamy tam świetnych aktorów, m.in. Sebastian Karpiel-Bułecka, który tutaj był wczoraj [...]. A ja gram Franka, czyli takiego faceta, który jest gotowy na prawdziwą miłość", wyjaśnił Sebastian Stankiewicz, po czym zdobył się na małe wyznanie:
"Muszę powiedzieć, że też czasami mam coś z tego misia".
Później nasz gość nakreślił pokrótce fabułę "Misiów", w którym mężczyźni, którzy w swoim dotychczasowym życiu nie potrafili się zaangażować w dojrzałe relacje, trafiają po śmierci do swego rodzaju czyśćca, który jest tak przyjemny, że mogliby w nim trwać w nieskończoność. "Pytanie, czy my chcemy spędzać tam wieczność, czy chcemy jednak się zweryfikować na nowo", dodał.
Sebastian Stankiewicz mówił także o tym, że w filmie są poruszane kwestie dobrze znane prawie każdemu, nie tylko mężczyźnie. A ujęcie tychże w zupełnie nowy wymiar sprawia, że film zapowiada się jeszcze bardziej interesująco. A Kasia Cichopek ma nadzieję, że panowie wychodząc z kin po seansie "Misiów" masowo ruszą do sklepów po pierścionki zaręczynowe.