Włosy myje się teraz... "na odwrót". Czy warto jednak ufać trendom z TikToka?
Kamil Olek
OMO, CGM, LOC, SOTC i wiele, wiele innych – świat pielęgnacji, szczególnie tej "włosowej", pełen jest najróżniejszych skrótów i skrótowców opisujących coraz to nowsze metody dbania o to, co na głowie. I choć żywotność niektórych trwa tyle, ile przeciętna socialmediowa moda, lwia część z nich zostaje na dłużej, przenosząc się z sieci "pod strzechy". Tak jest między innymi z RHW, czyli "odwróconym myciem włosów" - trendem, który wrócił do łask dzięki TikTokowi i od dłuższego czasu bije rekordy popularności. Czy jest się jednak czym zachwycać?
"Odwrócone mycie włosów" – po co, na co i dlaczego?
Rozwinięciem skrótu RHW jest "reverse hair washing", tłumaczone na polski (dosłownie) jako "odwrócone mycie włosów". Jako że dla niewtajemniczonych pojęcie to może być nieco konsternujące, wypadałoby wyjaśnić, na czym dokładnie polega metoda, która podbiła TikToka. Sprawa nie jest zaś nazbyt skomplikowana.
Na mokrych, lecz odciśniętych z nadmiaru wody włosach rozprowadzana jest więc w pierwszej kolejności odżywka emolientowa, która powinna znaleźć się na całej długości, pozostawiona na kilka minut i niedokładnie (co wyjątkowo istotne z punktu widzenia propagujących ten trend) spłukana – tak by część pozostała na włosach. Następnie w ruch idzie szampon, który nakładany jest jednak tylko i wyłącznie na skalp i wmasowywany w skórę głowy. Całość pozostaje ponownie spłukać... i już. Co dać ma jednak podobny zabieg?
Ano, całą gamę korzyści, przynajmniej w zamierzeniu – pozwala bowiem nabrać włosom objętości, przy jednoczesnym uniknięciu spuszonych końcówek. Sprawia ponadto, że u nasady są one oczyszczone, zaś skóra głowy przestaje się przetłuszczać. Celem ma być też uniknięcie obciążenia włosów poprzez zmniejszenie ryzyka pozostawienia ich bez objętości, co jest szczególnie ważne dla osób, u których są one cienkie lub mają tendencję do szybkiego przetłuszczania.
Tyle z teorii. Bo choć w istocie "odwrócone mycie" może być od czasu do czasu skuteczne (choć nie dla wszystkich), istotne jest, by nie czynić z niego rutyny. Powodów zaś jest sporo.
"Reverse hair washing" – pielęgnacyjny hit czy szkodliwy kit?
I hit, i kit, jak się okazuje. Wszystko jednak pod pewnymi warunkami, które to przechylają szalę na jedną lub drugą ze stron. Bo o ile metoda RHW stosowana jest przez fryzjerów i fryzjerki od lat, zaś TikTok jedynie ją "odświeżył", w zamierzeniu była jedynie kuracją, wykonywaną raz na kilka myć. I tak też powinno pozostać. Powód? Działanie poszczególnych kosmetyków.
Odżywka rzeczywiście zabezpiecza i nawilża bowiem włosy, jednak stosowanie szamponu zaledwie u nasady, przekłada się na brak zdolności do wchłaniania przez nie jakichkolwiek substancji aktywnych. Co więcej, metoda ta uniemożliwia dokładne oczyszczenie włosów z kurzu, pyłu, resztek kosmetyków i tym podobnych, co z kolei może zadziałać wręcz odwrotnie i pozbawić fryzurę obiecywanej objętości.
To jednak nie wszystko – "odwrócone mycie" nie powinno być stosowane przez posiadaczy oraz posiadaczki włosów cienkich, a także bardzo zniszczonych, jak również nie sprawdzi się przy krótkich fryzurach. W przypadku włosów kręconych metoda RHW może z kolei zakłócać definicję loków, wpływając na ich strukturę i elastyczność.
Jak więc żyć, panie fryzjerze? Spróbować (choć raz) na pewno nie zaszkodzi, zwłaszcza wtedy, gdy włosy są wyjątkowo suche i uwrażliwione częstymi zabiegami. "Reverse hair washing" nie powinno jednak zastępować klasycznego mycia oraz odżywiania włosów. Jeśli zaś chodzi o podejście do internetowych trendów, warto podchodzić do nich na chłodno. Nawet, jeśli na pierwszy rzut oka wydają się zbawienne.
Zobacz też: