Od piernika do Kopernika (i z powrotem). O Toruniu w dwóch perspektywach
Choć Toruń to setki lat historii - a co za tym idzie, równie wiele zabytków i innych miejsc godnych choćby rzucenia okiem - na ogół rozpatrywany jest na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, jako gród Kopernika - ponad 550 lat temu w jednej z tutejszych kamienic narodził się bowiem autor dzieła "De revolutionibus orbium coelestium"; po drugie, jako stolica piernika - pierwszy zapis o miodowych wypiekach pojawił się tam jeszcze w XIV wieku, popularność trwa zaś nieprzerwanie po dziś dzień. Astronomiczno-cukiernicze ślady - mimo że splecione z wyjątkową tkanką miejską - zdają się tym samym oddziaływać na wyobraźnię najskuteczniej; nimi też podążył tym razem Jędrzej Majka.

Kopernik jako punkt wyjścia. O "niebiańskiej" odsłonie Torunia
Dom, w którym urodził się Mikołaj Kopernik (prawdopodobnie - kwestia ta od wieków pozostaje bowiem przedmiotem historycznych sporów, co stanowi jednak materiał na inną opowieść), znajduje się przy ulicy Kopernika (a jakże), w sercu toruńskiego Starego Miasta - od 1997 roku wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co świadczy o wyjątkowym stanie zachowania średniowiecznego układu urbanistycznego; toruńska wycieczka - w części poświęconej rodzimemu polihistorowi - nie mogła zaś zacząć się nigdzie indziej. Warto przy tym przypomnieć, że twórca teorii heliocentrycznej związany był z miastem nie tylko w chwili przyjścia na świat, ale i przez osiemnaście kolejnych lat swojego życia.
Kopernikański dom stanowi jednak ledwie początek - za równie istotny punkt na mapie uchodzi bowiem i miejscowe planetarium - a konkretniej Centrum Popularyzacji Kosmosu "Planetarium - Toruń" - jedno najpopularniejszych w Polsce. Astronom Stanisław Riks, opowiadając o tym miejscu, bez zawahania uznał niebo nad Toruniem "za najpiękniejsze w Polsce"; w mieście tym patrzenie w górę staje się wszak częścią lokalnego kodu kulturowego.
Widzowie i widzki, których ścieżki nie przecięły się jak dotąd z toruńskimi ulicami, mogli przy okazji zerknąć na serce całego obiektu - projektor gwiazd, a więc urządzenie pozwalające ujrzeć tylko wiernie odwzorowane niebo, ale i kosmiczne sceny niemożliwe do zobaczenia z ziemskiej perspektywy (w tym wnętrze stacji orbitalnej, księżycowy horyzont, marsjańską bazę, a nawet pierścienie Saturna). Planetarium działa jednocześnie "dla wszystkich" - od najmłodszych po pamiętających czasy, gdy o lotach w kosmos mówiło się wyłącznie w trybie przypuszczającym.
Riks nie zdecydował się jednak na wybór między Kopernikiem a piernikiem.
"To dwa równorzędne symbole Torunia", stwierdził, uchylając jednocześnie furtkę do drugiej części miejskiej opowieści.
Toruń w korzennym wydaniu. Lokalne piernikarstwo w telegraficznym skrócie
Muzeum Toruńskiego Piernika, będące częścią lokalnego Muzeum Okręgowego, mieści się w dawnej fabryce Gustava Weesego (która pod nazwą Fabryka Cukiernicza "Kopernik" działa zresztą i dziś) - świadectwie czasów, gdy miejskie wypieki trafiały na stoły tak w Europie, jak i poza nią (w tym do Chin, Japonii czy Australii). Małgorzata Mikulska-Wernowicz - kierowniczka i kustoszka jednostki - wyjaśniając, dlaczego to właśnie Toruń, a nie Gdańsk, Wrocław czy Kraków (gdzie również wypiekano korzenne ciastka) stał się stolicą piernikarstwa, przyznała, że sekret leży w połączeniu wyjątkowego smaku, najwyższej jakości oraz średniowiecznej tradycji.
W muzeum można poznać nie tylko historię toruńskich wypieków (a ta, wbrew pozorom, nie należy do banalnych - wystarczy wspomnieć o niegdysiejszym przekonaniu o leczniczych właściwościach pierników i sprzedawaniu tychże w aptekach), ale też wejść w rolę czeladnika lub czeladniczki i spróbować własnych sił w piernikarskiej sztuce. Całość nie ogranicza się przy tym do kwestii czysto kulinarnych, ale obejmuje też między innymi rzeźbienie form. To - jak wyjaśniała snycerka Beata Pranke-Zdziebło - rozpoczyna się od szkicu; następnie w ruch idzie pobijak oraz dłuto, całość wykonywana jest zaś li i jedynie przy użyciu drewna drzew liściastych, a na dodatek w lustrzanym odbiciu. Rzemieślniczka przyznała również, że zajęcie to należy do czasochłonnych - stworzenie prostego projektu zajmuje jej bowiem około godziny, w przypadku trudniejszych wzorów należy zaś poświęcić nawet sześć godzin na jeden element.
Instruktorka wypiekania pierników, Monika Włodarek, przybliżała z kolei skład oryginalnych słodkości - w recepturach poza miodem czy mąką (dziś głównie pszenno-żytnią), odnaleźć można było również mieszankę złożoną z siedmiu przypraw (które trafiały do Torunia dzięki handlowym szlakom - pierniki długo uznawane były zresztą za dobro luksusowe); miks składa się z goździków, anyżu, imbiru, kardamonu, gałki muszkatołowej, pieprzu i cynamonu, a jego amodzielne przygotowanie pomoże uniknąć dodatków cukru czy mąki, które zawierają na ogół gotowe wersje. Włodarek przypomniała też, że - niezależnie od powszechnego przekonania - do pierników nie dodaje się kakao, a ich kolor jest wynikiem zastosowania wspomnianych przypraw.
Wędrówka "od piernika do Kopernika" nie jest więc jedynie zabiegiem słownym, lecz sposobem czytania miasta. Toruń potwierdza zaś, że w dwoistości tkwi jego wyjątkowo trwała siła.
Zobacz też:






