Mury, które szepczą. O (niekoniecznie "białodamskich") legendach polskich zamków – część druga
Choć pierwsza część zamkowych rozważań mogłaby sugerować, że w niemal każdej z polskich fortec napotkać można tę czy inną Białą Damę, odwieczne opowieści snute w cieniu murów dowodzą, że ludowa fantazja nie ogranicza się do jednego wizerunku, lecz trwa w rozmaitych kształtach - te z kolei pozostają nierozerwalnie splecione z losem i miejsc, i ludzi, którzy odcisnęli w nich swój ślad. Wstępem tym otwieramy drugą - i ostatnią mówiącą o zjawach maści wszelkiej - część wędrówki po zamkach Rzeczypospolitej.

Zamek w Baranowie Sandomierskim
W Baranowie Sandomierskim - ledwie kilkanaście kilometrów od Tarnobrzega - wyrasta budowla nie bez powodu nazywana "Małym Wawelem" - perła architektury renesansowej, a zarazem forteca o dziejach porównywalnych zawiłością do historii samej Rzeczypospolitej. U swych początków był to bowiem rycerski dwór, o którym Jan Długosz pisał jeszcze w XV stuleciu. Pod koniec wieku własność przeszła w ręce Kurozwęckich z Poraja - jednego z najbogatszych rodów ówczesnej Małopolski - a w ślad za nimi do Górków, możnych wielkopolskich panów. Przełom nastąpił w roku 1568, gdy Stanisław Górka sprzedał dobra Rafałowi Leszczyńskiemu. Leszczyńscy przekształcili tedy baranowski dwór w renesansowy pałac - początkowo prostokątny, później zaś, dzięki Andrzejowi Leszczyńskiemu, rozbudowany o dziedziniec z krużgankami, okazałą bibliotekę i reprezentacyjne komnaty. Mówi się, że swego czasu bywać miał tu sam Stefan Batory, a około 1620 roku zamek otoczono ziemnymi fortyfikacjami, których śladów próżno dziś jednak szukać.
Kolejne stulecia zapisały w murach nazwiska kolejnych rodów - Wiśniowieckich, Lubomirskich, Sanguszków, Małachowskich, Potockich i wreszcie Krasickich; ostatni zadbali o powiększenie biblioteki i zgromadzili we wnętrzach dzieła sztuki, które nadawały siedzibie blask. Niestety, ten dwukrotnie gasł w płomieniach - w latach 1849 oraz 1898, kiedy to zniszczenia okazały się na tyle poważne, że odbudowę powierzono Tadeuszowi Stryjeńskiemu (krakowskiemu architektowi, do realizacji którego należą też między innymi tamtejsze Willa Pod Stańczykiem czy Pałac Tyszkiewiczów). Z jego prac pochodzi między innymi kaplica w duchu secesji, z witrażami Józefa Mehoffera i obrazem Jacka Malczewskiego).
Właścicielami w XIX wieku byli już Dolańscy z Grębowa, którzy po modernizacjach doprowadzili wodociąg i elektryczność, lecz nie zdołali uchronić rezydencji przed dramatami kolejnego stulecia. Te, wbrew pozorom, nie skończyły się też w roku 1945 - Baranów Sandomierski, jak wiele podobnych rezydencji, został bowiem przejęty przez państwo i potraktowany w sposób, który dziś wydaje się nie do wyobrażenia, wnętrza przez kilka lat służyły wszak jako stajnie i magazyny.
Dopiero druga połowa XX wieku przyniosła odbudowę i ponowne odkrycie uroku baranowskiej rezydencji. Dziś "Mały Wawel" kusi turystów i turystki odrestaurowanymi krużgankami i parkowym spokojem, ale nocą - jak twierdzi lokalna tradycja - staje się miejscem, w którym wyraźnie słychać echa dawnych wydarzeń. Najczęściej przywoływaną postacią nie jest jednak Biała Dama, lecz... czarny koń, który ma galopować przez dziedziniec w godzinach zmierzchu. W części opowieści wierzchowcowi towarzyszą postacie w czerni, które mają "rozpływać się" w okolicach baszty, gdzie przed wiekami zakończyło się życie dwóch braci Krasickich. Ściana tejże do dziś ma nosić ślady owego wydarzenia, których nie zdołano usunąć mimo wszelkich podjętych kroków.

Zamek w Bolkowie
Na Dolnym Śląsku, w sercu malowniczego Pogórza Kaczawskiego, góruje nad miasteczkiem Bolków twierdza, która w swej formie i dziejach ucieleśnia całą złożoność średniowiecznej architektury obronnej. Zamek powstał w XIII wieku z inicjatywy księcia legnickiego Bolesława II Rogatki, ale to jego syn, Bolko I Surowy - fundator przynajmniej kilku podobnych budowli - nadał mu obecny kształt (na szczególną uwagę zasługuje charakterystyczna wieża dziobowa, sięgająca dwudziestu pięciu metrów i mająca w Europie jedynie garść odpowiedniczek - wysunięta w kierunku potencjalnych przeciwników, przypomina bowiem kamienny taran) i uczynił jednym z filarów księstwa świdnicko-jaworskiego; w końcu XIV wieku zamek przeszedł pod panowanie królów czeskich, a dalej w ręce Logauów, Zedlitzów i cystersów z Krzeszowa, którzy ostatecznie opuścili mury po sekularyzacji w 1810 roku.
Od średniowiecza zamek żył jednak nie tylko swą funkcją, lecz także opowieściami, które przetrwały do naszych czasów. Najsłynniejszą z nich dotyczy błazna - Jakuba Thaua - dworskiego trefnisia księcia Bolka II Małego. Wedle przekazów jego żarty miały zakończyć się tragicznie - rzucony przezeń kamień miał bowiem trafić książęcego syna, za co sam "wesołek" zapłacił najwyższą cenę (choć inne źródła twierdzą, że wziął na siebie, by ocalić prawdziwego winowajcę - stąd też upamiętniający go). Tak czy inaczej, jakubowy duch - w rogatym czepcu - po dziś dzień ma przechadzać się po blankach, lubując się zwłaszcza w świetle księżyca. Bolków znany był też swego czasu z opowieści o tunelu prowadzącym ku pobliskim Świnom (który miał kryć tajemnicze depozyty) oraz o skarbach, jakie już w epoce Piastów przechowywano w zamkowych murach; miejscowa tradycja uparcie przypomina zaś także o cysterskich dobrach, które rzekomo ukryto na dziedzińcu.
Dziś Bolków, choć częściowo zrujnowany, trwa jako muzeum i arena kulturowych wydarzeń - od kilku turniejów rycerskich po Castle Party, festiwal gotyckiej muzyki, który co roku ściąga miłośników i miłośniczki mroku z całej Europy.

Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu
Na wapiennych skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej - w krajobrazie, gdzie natura i architektura zdają stapiać się w jedno - od stuleci wznoszą się zabudowania zamku Ogrodzieniec (od początku XVIII wieku funkcjonujące jako - początkowo częściowa, aż wreszcie niemal całkowita - ruina). Choć pierwsze umocnienia powstały tu jeszcze za Bolesława Krzywoustego, zostały one zniszczone przez siły tatarskie, a murowaną warownię wzniósł na ich miejscu dopiero Kazimierz Wielki (by wkrótce oddać ją w dożywotnie władanie marszałkowi Przedborowi z Brzezia). Kolejne dzierżawy i nadania sprawiły, że Ogrodzieńcem władali Sulimczycy, później Bartoszowie, a od końca XV wieku Rzeszowscy i Pileccy; wreszcie zamek trafił w ręce Bonerów. To właśnie oni (a konkretnie Seweryn Boner), w latach 1530-1545 przekształcili gotyckie zabudowania w renesansową rezydencję, której monumentalne mury, wpisane w wapienne ostańce, miały wymiar nie tylko obronny, lecz i reprezentacyjny. Po Bonerach przyszli Firlejowie, a w XVII wieku - Warszyccy. Działania szwedzkie w XVII wieku, a także kolejne pożary z czasem pogrążyły jednak Ogrodzieniec w ruinie, której odbudowania zaprzestano - Męcińscy, Jaklińscy, Kozłowscy i Wołczyńscy jedynie dopełnili procesu degradacji. Dopiero konserwacja z lat 1949-1973 zachowała całość w formie trwałej ruiny, którą udostępniono zwiedzającym.
Tu właśnie, wśród skalnych ścian i zawalonych baszt, narodziła się legenda o Czarnym Psie - widmie, które nocą pojawia się podobno u stóp ruin, ciągnąc za sobą brzęczący łańcuch. Zwierzę, jak twierdzą rzekomi świadkowie i równie rzekome świadkinie, jest większe od każdego znanego przedstawiciela tego gatunku, a jego obecność ma zwiastować więcej aniżeli zwykłe "straszenie". Ludowa wyobraźnia powiązała wszak ową postać ze Stanisławem Warszyckim, XVII-wiecznym kasztelanem, który - choć w kronikach uchodził za bohaterskiego obrońcę króla - w pamięci miejscowych zapisał się jako pan niezwykle srogi (jego imię obrastało nawet w opowieści o paktach z samym czartem). Karą za bezwzględność ma być powracanie na ziemski padół pod postacią psa, który to strzeże legendarnych skarbów ukrytych w ruinach.
Dziś Ogrodzieniec przyciąga tłumy turystów i turystek, a także branżę filmową (to tu kręcono "Janosika", "Zemstę" czy nowego "Wiedźmina"), a nocne zwiedzania cieszą się niesłabnącym powodzeniem. W świetle księżyca ruiny nabierają bowiem niezwykłej mocy, a echa kroków w pustych salach przypomina, że nie są to mury martwe. Jak każdy wielki zamek, Ogrodzieniec jest jednocześnie świadectwem historii i zwierciadłem ludowej wyobraźni - a jego czarny pies, prawdziwy czy nie, pozostaje jednym z najbardziej sugestywnych duchów polskiego folkloru.
Ciąg dalszy, choć w nieco mniej "upiornym" wydaniu, (najpewniej) nastąpi.
Zobacz też: