Białych Dam ci u nas dostatek, czyli o polskich zamkach i ich dawnych legendach – część pierwsza
"Zamek" - w rodzimym imaginarium słowo to przywołuje najczęściej skojarzenia z trzema emblematycznymi fasadami, a więc obronno-rezydencyjnym zespołem na Wawelu, zrekonstruowanym zamkiem (a właściwie pałacem) królewskim w Warszawie albo monumentalnymi murami twierdzy w Malborku. Nadużyciem nie będzie tymczasem stwierdzenie, że w istocie Rzeczpospolita zamkami stoi - według różnych szacunków nad Wisłą naliczyć można ich bowiem od czterystu do nawet sześciuset. Na potrzeby niniejszego tekstu pośród imponującej liczby tychże wybraliśmy jednak trzy, które wyróżniają się nie tylko malowniczym położeniem czy architektoniczną urodą, lecz także pełnymi niedopowiedzeń dziejami. Zapraszamy tym samym na pierwszą część opowieści o zamkach, które w tej czy innej formie ostały się na terenie Polski (jest wszak w czym wybierać).

Zamek Czocha w Suchej
Świadectwem przedziwnych kolei losu tego dolnośląskiego zamku granicznego - wzniesionego na gnejsowych skałach przełomu Kwisy, ponad taflą Jeziora Leśniańskiego - pozostają nie tylko jego mury, ale i nie do końca oczywista nazwa. Wśród językoznawców i językoznawczyń brak bowiem zgody co do etymologii tejże - część wskazuje na pochodzenie od ptaka, czajki (co zdają się potwierdzać średniowieczne dokumenty, notujące nazwy takie jak "Caychow" i "Cachow"), a tym samym późniejsze zniemczenie miana, które zmieniło ostatecznie "Czajków" w "Tzschocha"; inni skłaniają się natomiast ku wersji, w której niemieckie określenie "Tzschocha" powstało wskutek zniekształcenia przymiotnika "Tschöchisch", a więc "czeski". W roku 1945 zabudowania ochrzczono jeszcze inaczej - nazywając je "Czachowem" - by niedługo później powrócić jednak do nazwy, pod którą znane są po dziś dzień.
Historia zamku Czocha jest zaś równie burzliwa, co jego nazwa. Wzniesiony w połowie XIII stulecia jako warownia graniczna - według jednych z rozkazu Piastów śląskich, według innych z inicjatywy króla czeskiego Wacława I - wielokrotnie zmieniał właścicieli; należał między innymi do książąt jaworskich czy do łużyckiego rodu von Nostitz. W XIX wieku popadł w ruinę, by na początku kolejnego zostać wykupionym przez Ernsta Gütschowa, drezdeńskiego fabrykanta, który z pomocą architekta Boda Ebhardta (odpowiedzialnego również za restaurację kilku innych zamków, w tym posiadłości w Grodźcu czy Bytowie) nadał mu romantyczny wygląd znany z zachowanych rycin.
Nowy właściciel bywał na zamku rzadko, co nie przeszkodziło mu jednak w zgromadzeniu na miejscu pokaźnej kolekcji dzieł sztuki oraz innych kosztownych artefaktów. Gdy w roku 1945 opuszczał posiadłość (jak miało się wkrótce okazać - na zawsze) część wyposażenia - z oczywistych względów - pozostała na miejscu, co z kolei szybko przyczyniło się do powstania legendy o ukrytym skarbie (choć w istocie ten... nigdy nie istniał). Opowieści, które nie mają za wiele wspólnego z rzeczywistością, a mimo to żyją własnym życiem, jest jednak więcej - po zamkowych korytarzach błąka się bowiem podobno Biała Dama (będąca duchem właścicielki posiadłości, która za woreczek złota zdradziła własnego brata), zaś ze studni wydobywać mają się głosy niewiernych żon (które dokonały tam żywota).

Pałac w Mosznej
Choć de facto jest pałacem (wbrew powszechnemu mniemaniu różnica między zamkiem a pałacem jest wszak diametralna), na ogół bywa nazywany zamkiem - i trudno się temu dziwić, o ile bowiem funkcji obronnych nie pełnił nigdy, o tyle jego sylwetka z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma wieżyczkami oraz strzelistymi basztami mówi sama za siebie. Położony pomiędzy Prudnikiem a Krapkowicami, na ziemi prudnickiej, wyrasta z rozległego parku niczym fantasmagoryczna scenografia do baśni (nie bez przyczyny nazywany jest tym samym polskim odpowiednikiem niemieckiego zamku Neuschwanstein, który dzięki czołówce bajek Disneya poznał cały świat).
Mimo że wzmianki źródłowe w sprawie samego pałacu prowadzą do XVIII wieku, kiedy w miejscu tym funkcjonowało założenie dworsko-parkowe, w istocie historia miejsca sięga czasów znacznie wcześniejszych - archeologowie i archeolożki potwierdzają, że miejscu obecnej rezydencji istniały niegdyś ślady średniowiecznej, drewnianej budowli, co tylko pogłębia aurę wielowarstwowej historii Mosznej. Niemniej jednak, w połowie XIX stulecia majątek trafił w ręce rodziny Tiele-Wincklerów - przemysłowych potentatów, którzy przekształcili dawny dwór w jedną z najbardziej rozpoznawalnych rezydencji Górnego Śląska. Obecny kształt pałacowi nadano po 1896 roku, rozbudowując skrzydła w stylach neogotyckim i neorenesansowym, dzięki czemu całość sprawia wrażenie twierdzy, której mury rosły przez stulecia.
Pałacowa architektura i parkowa sceneria to jedno, Moszna żyje jednak i legendami. Jedna z najstarszych głosi, że Franz Hubert von Tiele-Winckler (starosta prudnicki odpowiedzialny za dzisiejszy wygląd zamku), pragnąc odbudować rezydencję w zawrotnym tempie, miał podpisać pakt z samym... czartem - na dowód czego w kaplicy znajdowała się podobno figurka tegoż, której fragmenty widywano (i to w różnych miejscach) przez kolejne dziesiątki lat. Inna opowieść mówi o Białej Damie (a tych, podobnie jak i zamków, w Polsce nie brakuje) - duchu bratanicy właściciela, który ukazuje się przy pełni księżyca; po korytarzach pałacu snują się ponoć także między innymi rusałka z pobliskiego jeziora, zjawa guwernantki zakochanej bez wzajemności, duch hrabiego rozpoznawany po błysku orderu na płaszczu, a nawet widmowy lokaj w pałacowej liberii. Nic więc dziwnego, że co roku organizowane są tu nocne "zwiedzania z duchami", podczas których fakty historyczne splatają się z opowieściami pełnymi niedopowiedzeń.
Ruiny Krzyżtoporu w Ujeździe
Krzyżtopór udowadnia, że i ruiny mogą być malownicze - zwłaszcza te, które w swej monumentalności przewyższają niejedną zachowaną rezydencję. Położony w sercu ziemi sandomierskiej, w miejscowości Ujazd, pałac-forteca powstał w latach 1621-1644 z inicjatywy wojewody sandomierskiego Krzysztofa Ossolińskiego. Zbudowany na planie pięcioboku, z bastionami na narożach, miał być nie tylko warownią, lecz także najokazalszą magnacką rezydencją Europy - tak okazałą, że jeszcze przed powstaniem Wersalu uchodziła za jedną z największych budowli tego typu na całym Starym Kontynencie. Zamek wyróżniał się nie tylko skalą, ale i symboliką - cztery baszty odpowiadały porom roku, dwanaście sal - miesiącom, pięćdziesiąt dwie komnaty - tygodniom, a trzysta sześćdziesiąt pięć okien - dniom roku. Wojewoda cieszył się jednak wyjątkowym gmachem niezwykle krótko - zmarł w 1645 roku, pozostawiając majątek zadłużonym, a jego przyszłość niepewną. Kolejne pokolenia Ossolińskich i spokrewnionych z nimi rodów nie zdołały przywrócić świetności pałacowi; w XIX stuleciu pozostał już tylko trwałą ruiną. Tak też pozostało do dziś (choć w 2018 roku obiekt uzyskał miano pomnika historii).
Krzyżtopór pozostaje przy tym niezwykłym teatrem legend - o takie wszak w podobnym anturażu nietrudno. Według podań już sam fundator miał w pałacowych salach wywoływać duchy, a potęga jego rodu nierozerwalnie spleciona była podobno z zaklęciami. Do dziś mówi się o Białej Damie (tak, kolejnej) - której życie zakończyło się rzekomo za sprawą zazdrosnego brata - oraz o duchu Krzysztofa Baldwina Ossolińskiego (syna wojewody), który w bezksiężycowe noce miał galopować po dziedzińcu na widmowym koniu. Inne podania wspominają o magicznych stajniach, gdzie w marmurowych żłobach błyszczały kryształy, odbijając światło słońca, a także o tunelach prowadzących do odległych posiadłości Ossolińskich - tak długich, że pozwalały ponoć podróżować saniami po śniegu, który wykonywano... z cukru. Nie brak i historii bardziej współczesnych - turyści i turystki opowiadają o niewyjaśnionych zdjęciach, na których pojawiały się postacie w zakonnych habitach. Całość dopełnia legenda o klątwie, wedle której każdy mężczyzna z rodu miał żegnać się z życiem młodo (albo popadać w obłęd), jakby sam pałac domagał się od swoich właścicieli najwyższej ofiary.
I choć dziś opowiedzieliśmy dziś zaledwie o trzech - Czosze, Mosznej i Krzyżtoporze - w istocie każdy region Polski kryje podobne opowieści, a mapa zamków, pałaców i ruin tychże usiana jest miejscami równie pięknymi, jak i tajemniczymi. Tak więc - ciąg dalszy nastąpi.

Zobacz też: