Matka Polka wychodzi z domu, czyli o początku końca destruktywnego mitu
Poświęcenie miało być jej naturą, milczenie zaś – pieśnią codzienności. Matka Polka – figura niemal święta, winna bowiem znosić, dźwigać i przebaczać, nie odwołując się przy tym do języka, który poznał słowo "ja". Przez dziesięciolecia mitem tym obudowano pokolenia kobiet – narzucając im fantasmagoryczny wzór i nie pytając o świadomą zgodę. I choć mogłoby się wydawać, że dziś – w świecie wielkiej reorientacji – nikt nie ośmieli się już podważać ich podmiotowości, prawda zdaje się nie nadążać za rzeczywistością. O tych, które mają dość – i nareszcie mówią o tym głośno – w "halo tu polsat" rozmawiały Joanna Przetakiewicz-Rooijens i Anna Wojciuk.

Matka Polka – figura nie do odwołania (?)
Choć "matka Polka" przez wieki stanowiła nośnik narodowej dumy, wchodząc w skład “domowego systemu podtrzymywania życia" – i dziś, w XXI wieku, zdaje się funkcjonować jako wzorzec, do zmiany którego spieszno niewielu, choć ten niezmiennie nie pozostawia miejsca na oddech.
Wspomniany stan rzeczy potwierdzają badania, które stały się fundamentem akcji "Matka Polka wychodzi z domu" – przeprowadzone na próbie 16 tysięcy kobiet z całego kraju.
"[Badania] pokazały dramatyczną sytuację Polek, zwłaszcza matek, które są wypalone podwójnym modelem obciążenia. Tym, że sprawy związane z domem i dziećmi niejako z automatu i w sposób domyślny przypadają im, a także koniecznością ekonomiczną. Jasne jest bowiem, że polskie kobiety mają swoje ambicje i chcą się realizować zawodowo", mówiła drka hab. Anna Wojciuk, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego i jedna z członkiń zespołu badawczego.
Aż 78% respondentek czuje presję związaną z osławionym wizerunkiem matki Polki. Presję, która mimo upływu lat ma się nadzwyczaj dobrze.
"Przeżyłam to sama. Studiowałam, pracowałam i miałam trójkę dzieci w tym samym czasie. [...] W Polsce wystawiamy tę ikonę, ideał matki Polki, na presję, po czym nie okazujemy jej szacunku", dodała zaś Joanna Przetakiewicz-Rooijens, jednak z ambasadorek akcji.
Zmęczone, samotne i niedoceniane. O polskim "SOS"
Presja świata? Jak najbardziej. Wbrew pozorom nie chodzi jednak wyłącznie o oczekiwania zewnętrzne, ale i o relację z samą sobą, na którą te zdają wpływać się bezpośrednio.
Joanna wspominała między innymi o deprawowaniu roli kobiet, które zrezygnowały z pracy zawodowej na rzecz rodziny.
"Mówimy o nich »niepracujące«. Ot, siedzą w domu i nic nie robią. [...] Kobiety tak przyzwyczaiły się do tej myśli, że rozmawiając ze znajomymi, koleżankami czy psychoterapeutkami mówią: »Nic nie robię«. A pracują ciężko, na przykład z dwójką czy trójką dzieci", wyjaśniała, podkreślając przy tym brak szacunku dla matek, okazywany nagminnie mimo karykaturalnych wręcz oczekiwań.
Przemilczanie zmęczenia i poczucie samotności wracają jak refren.
"Gdy przypominam sobie siebie sprzed lat... Byłam robotem. Nie brałam udziału w życiu towarzyskim, bo byłam mamą. Nigdy nie wyjechałam sama na wakacje, przez kilkanaście lat. Dopiero w wieku 34 lat zrozumiałam, jaka jestem w tym wszystkim samotna. [...] Nie ma opcji, by kobieta dała sobie radę z dziećmi, studiami i pracą w tym samym czasie", dodała Przetakiewcz.
“Polki potrzebują odpoczynku, potrzebują chwili dla siebie. Potrzebują, tak od społeczeństwa, jak i od samych siebie, przyzwolenia, by nie poświęcać wszystkiego dzieciom, rodzinie, pracy, tylko mieć też kawałek własnego życia. To jest dla nich niezwykle istotne" tłumaczyła z kolei prof. Wojciuk, podsumowując bieżące potrzeby krótkim, acz nad wyraz dobitnym stwierdzeniem: "Polskie kobiety wołają »SOS«".
Badaczka zauważyła także, że wspomniane przyzwolenie nie może pochodzić wyłącznie z zewnątrz – jeśli kobiety nie udzielą go sobie samodzielnie, żadne społeczne hasła nie przyniosą realnej zmiany.
"Polki, w porównaniu do kobiet z innych krajów, nie dają sobie możliwości, by być nieperfekcyjne. Ta »matka Polka-perfekcjonistka« jest w naszej głowie", dopowiedziała.
Oczywiste staje się, że zmiany – tak systemowe, jak i codzienne – są bardziej niż niezbędne. Zredefiniowane partnerstwo i taka też równość pozwolą bowiem na wyznaczenie miejsca, w którym kończy się mit, a zaczyna rzeczywistość.
"Nie zmieni się przecież to, że kobiety rodzą dzieci i to, że jeszcze bardziej niż kiedyś chcą robić karierę i rozwijać się, a doba ma 24 godziny. Ale wiele możemy zdziałać sposobem myślenia", przekonywała Przetakiewicz.
Zmiana nie może być przy tym wyłącznie statystyką. To nie moment na poszukiwania winnych czy prowadzenie potyczek światopoglądowych, a czas na zrozumienie, że bez wzajemności i realnej współpracy nie sposób zbudować ani codziennego spokoju, ani wspólnej przyszłości.
I choć zewsząd otaczają nas kobiety, które w istocie "wychodzą z domu", nie chodzi jedynie o wyjście. Równie istotny jest powrót. Do siebie i własnej sprawczości. Do głosu, który przez lata tłumiono frazesem o "matczynej miłości". Jeśli głos ten ma dziś szansę wybrzmieć, niech nie będzie echem, lecz początkiem nowej opowieści, w której cierpienie nie jest warunkiem szacunku.