Kiedyś nie biegał w ogóle, teraz bije światowe rekordy. Roman Ficek znowu dokonał niemożliwego
Kamil Olek
"Dokonać niemożliwego" – cóż to tak naprawdę oznacza? Przy podobnych pytaniach zastosowanie znajduje najczęściej sentencja "ile ludzi, tyle zdań", choć nie w tym przypadku. Wątpliwości nie ulega bowiem, że za "niemożliwe" nie tyle można, ile trzeba uznać choćby pokonanie 170 kilometrów. Biegiem. W górach. I to pobijając rekord. A jednak jest ktoś, komu się udało (i to nie tylko to).
Biegiem przez góry. Ultramaratończyk Roman Ficek w "halo tu polsat"
Już przebiegnięcie zwykłego maratonu (a przypomnijmy, że jego trasa liczy "zaledwie" nieco ponad 42 kilometry) wydaje się dla większości nie do osiągnięcia. Co jednak powiedzieć o maratonie poczwórnym? I to na prawdziwie górzystym terenie? Bo za to właśnie (i to z wymiernym sukcesem) zabrał się zaledwie kilkanaście dni temu Roman Ficek, biorąc udział we włoskim ultramaratonie Adamello Ultra Trail i bijąc rekord. Nie był to też ani pierwszy, ani – z całą pewnością – ostatni podobny wyczyn w jego karierze.
Jeśli bowiem, jakimś cudem, włoski bieg to dla kogoś mało, należy wspomnieć o Rysach. Tak, tak, tych tatrzańskich. I choć szczyt ten nieprzerwanie zdobywają tysiące turystów i turystek, nie ma wśród nich takich, którym udałoby się to... 9 razy w ciągu jednej doby. Oczywiście biegiem. Wśród amatorów górskich wędrówek próżno także szukać zdobywców Wielkiej Korony Tatr (czyli czternastu najwyższych szczytów) w czasie... 29 godzin. A to jeden z ostatnich sukcesów Romana.
"Kocham taki sposób spędzania czasu w górach, lubię stan takiej trochę samotności tam", mówił, przyznając jednocześnie, że stało się to dla niego pewną formą medytacji.
"Od zera do ultrasa". O inspiracjach, przygotowaniach i wielkim wsparciu
Górska samotność podczas biegów swoją drogą, Ficek na kanapie "halo tu polsat" nie zasiadł jednak sam, a w towarzystwie ukochanej Patrycji oraz córki Liwii. Przyznał, że są one dla niego największym wsparciem. Partnerka sportowca dodała, że choć początki były trudne, obecnie takie życie stało się sposobem na zwiedzanie świata.
"Nie zawsze akceptowałam, że tak często wyjeżdża, aczkolwiek, gdy urodziła się Liwia, zaczęliśmy mieć możliwość jeździć razem, zwiedzać świat. Byliśmy w Walii, kilka razy w Austrii, a w Polsce zawsze staramy się z Romkiem jeździć", mówiła.
Ostoja psychiczna to jedno, ale jak Roman przygotowuje się do tak ekstremalnych przedsięwzięć od strony fizycznej?
"Przeważnie są to dwa treningi dziennie, jeden przed południem, do godziny, do dwóch. Ale są też dni, to zależy od cyklu treningowego, że mam jednostki treningowe nawet po kilka godzin, po pięć, sześć, siedem", przyznał.
Sportowa kariera Ficka jest imponująca także dlatego, że jeszcze kilka lat temu nie biegał w ogóle.
"Od zera do ultrasa, że tak powiem. Gdy miałem 24 lata, nie uprawiałem sportu wcale, potem zacząłem stopniowo od małych kilometrażów, które zwiększałem, zwiększałem, zwiększałem i od razu wiedziałem, że chcę biegać te długie dystanse, że to będą ultrasy, 100 kilometrów, 200, 500 i tak dalej, że to jednak nie krótkie, ale te długie od razu były w sercu", wspominał.
I choć mogłoby się wydawać, że powrót do "normalnego życia" po podobnych przygodach zajmuje sporo czasu, nasz rekordzista udowadnia, że w jego przypadku nie jest to do końca zgodne z prawdą.
"Te pierwsze godziny są najgorsze i pierwsza noc też taka jest, ciężko się śpi, wszystko boli, człowiek obraca się z boku na bok. Ale już na drugi, trzeci dzień jest całkiem nieźle, a tak po pięciu, sześciu dniach już spokojnie rower, truchtanie", dodał.
Nie mamy wątpliwości, że Roman nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Niezmiennie życzymy jednak dalszych sukcesów i rekordów!
Rozmowę z rekordzistą znajdziecie tutaj.