Jej Wysokość Ambicja. Rzecz o Ludwice Marii – jedynej w polskiej historii "podwójnej" królowej
Choć karty dziejów Rzeczypospolitej przepełnione są posunięciami tych czy innych monarchów, królewskie małżonki traktowane są na ogół "po macoszemu". Ot, trwająca w cieniu korony żona swojego męża, której imię pozostaje nieistotne dla szerszej narracji. Powiedzieć jednak, że podejście to jawi się jako ze wszech miar niesłuszne – to nic nie powiedzieć. Wśród polskich królowych nie brakuje bowiem postaci, które nie udało się zamknąć li w roli niemego dodatku; jedną z nich pozostaje zaś Ludwika Maria Gonzaga – jedyna w polskiej historii królowa "podwójna", a przy tym jedna z najbarwniejszych figur swojej epoki.

Maria, która została Ludwiką. O wyboistej drodze do (pierwszej) korony
Maria Ludwika Gonzaga de Nevers przyszła na świat w sierpniu 1611 roku jako córka Karola Gonzagi, księcia burgundzkiego Nevers (a później także lombardzkiej Mantui) oraz Katarzyny de Mayenne, księżnej de Longueville, a przy tym spadkobierczyni lotaryńskich Gwizjuszów. Podwójne dziedzictwo niemal od kołyski czyniło z Ludwiki postać obarczoną ciężarem rodowych aspiracji, które zdawały się rozkwitać niejako samoistnie.
Nie powinno tym samym dziwić, że pierwszym kandydatem na męża mademoiselle Gonzagi stał się Gaston d'Orléans, zwany Grand Monsieur – młodszy brat króla Ludwika XIII. Francuski monarcha nie wyraził jednak zgody na ów mariaż, a niedoszła panna młoda miast na ślubny kobierzec trafiła... do twierdzy Vincennes na przedmieściach Paryża; trzy kolejne lata spędziła zaś w zamkniętym klasztorze.
Niedługo później Maria Ludwika po raz pierwszy spotkała ówczesnego królewicza Jana Kazimierza, a dwójkę tę połączyły między innymi wspólne losy – i Waza miał za sobą blisko dwa lata spędzone w odosobnieniu (do czego przyczynił się osławiony kardynał Armand de Richelieu – pierwszy minister Francji). I choć Paryż huczał wówczas o romansie, a "człowiek w czerwieni" miał snuć matrymonialne plany, historia potoczyła się zupełnie inaczej – mimo że jej koniec może wydawać się bez mała predestynowany. Jan wrócił więc do Polski, a starania o rękę Marii rozpoczął Henri Coiffier de Ruzé, markiz de Cinq-Mars; i w tym przypadku skończyło się jednak niczym, jako że do potencjalnego ożenku nie dopuścił – a jakże – Richelieu.
Gonzaga znalazła się tym samym w sytuacji aż nazbyt klasycznej – przynajmniej dla osób z jej sfer – zostając kolejną arystokratką, której życie rozpisano cudzym piórem; w międzyczasie jednego kardynała zastąpił drugi – pierwszym ministrem Francji został bowiem Jules Mazarin, który okazał się mieć własny plan na nową księżną Nevers (tytułem tym Maria Ludwika posługiwała się po śmierci ojca). Na tapet powróciła tym samym sprawa polska, uosabiana jednak nie przez Jana Kazimierza, a jego przyrodniego brata – Władysława IV, owdowiałego dopiero co polskiego króla. Sama zainteresowana miała nie przejawiać zbytniego entuzjazmu co do anturażu przyszłego małżonka, jednak propozycję przyjąć wyjątkowo chętnie – spełniła wszak tym samym marzenie o zostaniu "koronowaną głową" (co według części historyków i historyczek towarzyszyło jej od najmłodszych lat).
W lipcu roku 1645 doszło więc do podpisania intercyzy, zaś dwa miesiące później – przyjęcia kontraktu ślubnego, w którym ustalono, że wraz z ręką Marii Władysław otrzyma posag w wysokości siedmiuset tysięcy skudów (co stanowiło wówczas sumę astronomiczną) oraz rekompensatę za rezygnację z dóbr w Mantui, a jego małżonka in spe zachowa dochody ze sprzedaży swych francuskich włości. Uroczystość zaślubin odbyła się w Warszawie – 10 marca 1646 roku, natomiast 15 lipca – już na Wawelu – doszło do koronacji, która na dobre uczyniła z włosko-francuskiej księżniczki Marii królową Rzeczypospolitej o imieniu Ludwika (gdyż wcześniejsze miano kojarzyło się nad Wisłą z obszarem nietykalnego sacrum).
Mowy o wielkiej miłości nie było – królowa zaspokajała małżeństwem tak osobiste, jak i rodowe ambicje, król z kolei korzystał głównie z posagu (zapewniającego mu środki na nie do końca realne plany). Władysław – podobnie jak i wcześniej Ludwika – miał mieć zresztą wątpliwości co do urody (trzydziestopięcioletniej wówczas) małżonki, choć powszechnie uważano ją za kobietę nie tylko inteligentną, ale i urodziwą.
Na dworze utrwaliło się tymczasem przekonanie, że nowa królowa zdobyła niemały wpływ na męża, płacąc zań... fortuną – w grę wchodziło nie tylko wspomniane już wiano, ale i siedemset tysięcy złotych pożyczki (których Władysław nigdy zresztą nie oddał). Ludwika nie zdobyła także sympatii wśród szlachty, która uważała mieszanie się kobiet do "męskich spraw" – a więc rządzenia – za gorszące.
20 maja 1648 roku, po ledwie dwóch latach małżeństwa, królowa Ludwika Maria została wdową. Choć nie na długo.
Stara miłość nie rdzewieje, czyli królowa po raz drugi
Pół roku po śmierci Władysława IV Wazy na tron wstąpił, wybrany wcześniej przez sejm elekcyjny, Jan Kazimierz – jego przyrodni brat. Już 30 maja roku 1649 zawarto zaś małżeństwo, które wyniosło dawną paryską znajomość na zupełnie inny poziom – Ludwika Maria, niegdyś niedoszła narzeczona królewicza, stawała się oto u jego boku ponowną królową Polski (po raz pierwszy i ostatni w historii). Związek od początku wzbudzał jednak niemałe kontrowersje – o ile bowiem papieska dyspensa rozwiała formalne (i "duchowe") przeszkody, o tyle opinia publiczna z nieskrywanym zaskoczeniem patrzyła na poczynania miłościwie panujących. Dla "podwójnej" królowej liczyło się jednak coś więcej niż głosy poddanych – odzyskiwała wszak wpływy, które miała zamiar przekuć w realną władzę.
I w tym przypadku nie było jednak mowy o romantycznych uniesieniach (na te było bowiem miejsce kilkanaście lat wcześniej) – nową parę królewską łączyła raczej wspólnota doświadczeń i charakterów. Jan Kazimierz ufał przeto żonie i coraz częściej pozwalał jej uczestniczyć w decyzjach państwowych, co szybko doprowadziło do przekonania, że to właśnie ona rządzi Polską (choć nieswoimi rękami). W części przypadków nie odbiegało to zresztą od prawdy – to z inicjatywy Ludwiki doszło do słynnych ślubów lwowskich w roku 1656 roku, zaś kilka miesięcy później do zawarcia sojuszu z Ferdynandem III Habsburgiem; ona również odegrała kluczową rolę w dyplomatycznych negocjacjach, które doprowadziły do pokoju oliwskiego.
Królowa nie poprzestawała jednak na sprawach międzynarodowych – postulowała reformę sejmu, ograniczenie liberum veto, wzmocnienie pozycji senatu i samego monarchy, a nade wszystko – elekcję vivente rege, czyli wybór następcy za życia panującego króla. Kierowała się przy tym nie tylko troską o stabilność państwa, ale i interesem rodzinnym – na polskim tronie widziała bowiem w przyszłości księcia francuskiego, który poślubiłby jej siostrzenicę. Dzięki wsparciu profrancuskiego stronnictwa magnackiego budowała wokół siebie potężny obóz, zderzając się z postępującą niechęcią szlachty, broniącej "złotej wolności" i straszącej widmem absolutyzmu. Ambitne plany władczyni zostały ostatecznie pogrzebane przez rokosz Jerzego Lubomirskiego w roku 1665.
Ludwika Maria tworzyła także własny dwór kulturalny i religijny. To ona sprowadziła do Polski szarytki i wizytki, a w Warszawie założyła Instytut świętego Kazimierza – szkołę dla ubogich dziewcząt; wsparła również powstanie "Merkuriusza Polskiego" – pierwszej polskiej gazety, a także stworzyła pierwszy salon literacki w kraju. Na jej dworze znalazła się Maria Kazimiera d'Arquien – późniejsza Marysieńka Sobieska – której obecność wzbudzała plotki tak intensywne, że zaczęto spekulować, że jej matką jest... sama królowa. Choć przesłanki były mgliste (eufemistycznie rzecz ujmując), środowiska przeciwne Ludwice chętnie podsycali tę pogłoskę.
W istocie córka królowej – Maria Anna Teresa – zmarła w roku 1651, zaś jej syn – Jan Zygmunt – rok później. Bez własnego potomka (lub potomkini) inwestowała więc w projekty, które miały zapewnić jej trwałe miejsce w historii. Nie ulega przy tym wątpliwości, że potrafiła rzucać cień dłuższy niż jej mąż, co z kolei wywoływało wzmiankowaną już powszechną niechęć szlachty i rodziło zarzuty o "kobiece rządzenia".
Gdy 10 maja 1667 roku Maria Ludwika zmarła, obrady sejmu przerwano ledwie na jeden dzień, nie obijając tronu czy ław czarnym suknem, co dobitnie podkreślało stosunek magnaterii do królowej. Wraz z królową zgasła też energia Jana Kazimierza – rok później abdykował, niezdolny rządzić bez jej obecności. Sejm elekcyjny z 1669 roku postanowił zaś, by od tej pory "Królowa Jejmość się in negotia Status [do spraw państwowych] nie mięszała" – próbując tym samym zamknąć drzwi otworzone przez królową. Ludwika Maria Gonzaga pokazała bowiem, że kobieta może nie tylko współtworzyć rządy, ale i nadawać im ton, stając się równorzędną graczką w świecie zarezerwowanym dotąd dla mężczyzn. Jej odwaga, ambicja i intelekt sprawiają zaś, że pamięć o "podwójnej królowej" nie powinien sprowadzać się jedynie do żony dwóch Wazów, lecz do kobiety, która – na przekór epoce – uczyniła ze swego życia świadectwo sprawczości.
Zobacz też: