Fryderyka ostatnie kroki na polskiej ziemi, czyli jak (i dlaczego) Chopin z kraju wyjeżdżał
W pierwszych dniach listopada 1830 roku Fryderyk Chopin - dwudziestoletni wówczas pianista i kompozytor, z szeregiem sukcesów na muzycznym koncie - wyruszył z Warszawy, przez Kalisz, Wrocław, Drezno i Pragę ku Wiedniowi, by niecały rok później na stałe osiąść w Paryżu. Nie wiedział jeszcze (choć wiele już przeczuwał), że nigdy więcej nad Wisłę nie powrócić.

Ostatnia polska podróż Chopina. "Dla zwiedzania obcych krajów"
"Nasz rodak, wirtuoz i kompozytor muzyczny, Fryderyk Szopę [jak, fonetycznie, zapisywano wówczas tu i ówdzie nazwisko Chopina - przyp. red.], wczoraj wyjechał z Warszawy dla zwiedzenia obcych krajów. Naprzód zatrzyma się w Kaliszu, skąd uda się do Berlina, Drezna, Wiednia; następnie zwiedzi Włochy i Francją. Liczni przyjaciele tego artysty, na których czele znajdował się rektor Elsner, odprowadzili go do Woli", pisał "Kurier Warszawski" 3 listopada 1830 roku.
Ostatni dzień Fryderyka w Warszawie przypadł tym samym na drugi dzień miesiąca - popołudniem powierzył bagaże pocztylionom w gmachu Poczty Saskiej (zwanej też Pałacem Wessla) przy Krakowskim Przedmieściu, później zaś - w towarzystwie przyjaciół, między innymi Józefa Elsnera, swego nauczyciela, a jednocześnie dyrektora Szkoły Głównej Muzyki - udał się ku Rogatkom Wolskim (u zbiegu Wolskiej, Chłodnej, Towarowej i Okopowej), skąd dziesięcioosobowym dyliżansem wyruszyć miał do Kalisza. Wedle relacji "Kuriera" przy pożegnaniu wykonano utwór "Zrodzony w polskiej krainie" - autorem kantaty do słów Ludwika Adama Dmuszewskiego był zaś sam Elsner. Niedługo później Chopin po raz ostatni miał zerknąć na Warszawę - szybko okazało się bowiem, że opuszcza ją na zawsze.
Dzień później Fryderyk dotarł do Kalisza, gdzie wraz z przyjacielem (choć, według niektórych źródeł, kim znacznie bliższym) Tytusem Woyciechowskim spędził trzy kolejne dni, przed udaniem się w kierunku Wiednia (przez Wrocław, Drezno oraz Pragę). Po niemal rocznej podróży (po Wiedniu obejmującej też między innymi Monachium oraz Stuttgart) - 5 października 1831 roku - Fryderyk Chopin ostatecznie osiadł w Paryżu.
Cisza przed burzą, czyli o motywach słów kilka
W istocie decyzja o opuszczeniu kraju nie zapadła nagle - rodzina Chopinów rozważała bowiem wyjazd Fryderyka już od kilku lat, widząc w nim naturalny etap edukacji w chwili, gdy Warszawa poczęła jawić się jako "zbyt ciasna". Jeszcze w kwietniu 1829 roku Nicolas Chopin pisał do ministra oświaty i wyznań, Stanisława Grabowskiego, prosząc o wsparcie finansowe dla syna, "aby się na dobrych wzorach dostatecznie mógł ukształcić". Bezskutecznie. Decyzja o zagranicznym wyjeździe wyrastała tym samym nie tylko z ambicji, lecz i z przekonania, że stolica Kongresówki nie jest już w stanie zapewnić mu dalszego rozwoju.
Mimo że w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku muzyczne życie miasta tętniło, brakowało mu głębi (Jarosław Iwaszkiewicz notował po latach, że "rozmuzykowana Warszawa tonęła w dyletantyzmie); Chopin nie był tym samym w stanie rozwinąć skrzydeł. Instynktownie czuł, że potrzebuje świata szerszego - nie tylko pojmującej więcej publiczności, ale i środowiska, w którym muzyka staje się językiem idei, nie jedynie dekoracją tejże. Wyjazd z Polski był tym samym logiczną konsekwencją artystycznego dojrzewania, a zarazem gestem bólu - koniecznym, lecz pełnym wahania.
Jeszcze w 1830 roku ojciec Chopina zaczął mieć wątpliwości - po lipcowych wydarzeniach we Francji Europa drżała od niepokojów, ceny rosły, a podróże stawały się niebezpieczne. Sam Fryderyk pisał zaś do Tytusa z melancholijną ironią, podkreślając ówczesną niepewność co do przyszłości.
"Jeszcze siedzę - nie mam dosyć siły do zdecydowania dnia, myślę, że wyjeżdżam po to, żebym na zawsze zapomniał o domu; myślę, że jadę umrzeć - a jak to przykro musi być, umierać gdzie indziej, nie tam, gdzie się żyło", kreślił wówczas, przeczuwając niejako nieodwracalność pożegnania.
11 października Fryderyk Chopin dał w Teatrze Narodowym koncert pożegnalny, a w programie tego znalazł się między innymi "I Koncert fortepianowy e-moll" (op. 11), utwór zapowiadany wcześniej w prasie jako "dzieło geniusza". Na widowni zasiadła warszawska elita, paradoksalnie jednak prasa nie opublikowała wówczas żadnych recenzji; choć jeszcze wiosną o młodym wirtuozie pisano z entuzjazmem, jesienią zapadła cisza. Historycy i historyczki tłumaczą to dziś atmosferą nadchodzących wydarzeń - gazety, zajęte relacjonowaniem nastrojów, miały "odwrócić się" od sztuki maści wszelkiej.
Jesienią 1830 roku napięcie, które doprowadziło ostatecznie do wydarzeń nocy z 29 na 30 listopada, zdawało się w Warszawie niemal namacalne. Jeszcze przed podróżą Fryderyka po stolicy krążyły plotki o planowanym "ruchu" i o ustalonym terminie zrywu, który odwołano w ostatniej chwili. W tym kontekście jego wyjazd, zorganizowany poniekąd pośpiesznie, nabrał w oczach późniejszych badaczy i badaczek wymiaru niemal symbolicznego - jakby ktoś, świadomie lub nie, wyprawił młodego kompozytora z kraju tuż przed wybuchem burzy. Nie bez znaczenia pozostawała też sytuacja sanitarna - na wschód od Kongresówki poczęła bowiem szerzyć się cholera, co przypuszczalnie mogło utrudnić przyszłe wojaże.
Chopin wyjeżdżał więc z miasta nie tylko jako artysta szukający świata, ale też jako człowiek uciekający przed zbliżającą się katastrofą. 5 listopada przekroczył więc granicę Królestwa Polskiego, świadom, że żegna coś więcej niż rodzinny dom. W listach z tego okresu wciąż powraca ton niepokoju, a późniejsze utwory staną się echem tej chwili. Po jego śmierci, 17 października 1849 roku, do ojczyzny powróciła jedynie cząstka - serce, które zgodnie z ostatnią wolą kompozytora sprowadziła z Paryża jego siostra, Ludwika Jędrzejowiczowa. To umieszczone ostatecznie w kościele Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu, nieopodal dawnego domu Chopinów.
Jarosław Iwaszkiewicz napisze po latach, że "rozstanie z Polską i Warszawą było koniecznością i wynikało z samej logiki sytuacji". Trudno o trafniejsze podsumowanie - Chopin wyjeżdżał bowiem, by poznawać świat, nie zaś uciekać. Nie wiedział jednak, że tym samym zostawia za sobą drzwi, które historia wkrótce zatrzaśnie już na zawsze.
Zobacz też:






