Ile kosztuje arcydzieło? O najdroższych płótnach świata i tych, których na nie stać
15 maja 1990 roku nazwisko Vincenta van Gogha po raz kolejny wzniosło się na artystyczny piedestał – i choć mit tragicznego geniusza wpłynął zapewne na ten stan, jego istotną stała się wymierna liczba: osiemdziesiąt dwa i pół miliona (dolarów). Tyle zapłacono bowiem za "Portret doktora Gacheta" – obraz nie tyle znany czy efektowny, ile trafiający w czas, nastrój i logikę rynku. I choć pobity wówczas rekord widniał na liście “najdroższych dzieł sztuki" przez kilkanaście lat, z czasem ustąpił miejsca kolejnym – coraz droższym, a przez to i coraz głośniejszym. Do czasu – w roku 2017 mechanizm zatrzymał się bowiem na dłużej, wszystko zaś dzięki obrazowi, który przez wieku uznawano za nieistniejący.

Jak przez kolejne dekady kształtowała się więc czołówka osobliwego katalogu, gdzie nazwiskom malarzy towarzyszą kwoty porównywalne z PKB niektórych państw? Które z dzieł trafiły doń bez oficjalnych wyróżnień? I wreszcie – czy wszystko to istotnie warte jest setek milionów, czy może warte jest przez to, że tyle kosztuje?
Od Vincenta do Leonarda, czyli krótka kronika malarskich rekordów
Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku rynek sztuki bezsprzecznie należał przytoczonego już Vincenta van Gogha (choć od śmierci tegoż mijało wówczas całe stulecie). Już w 1987 roku jego "Irysy" sprzedano bowiem za 53,9 miliona dolarów, ustanawiając tym samym pierwszy w historii przypadek przekroczenia magicznej granicy 50 milionów za dzieło sztuki. Dwa lata później "Portret Josepha Roulina" osiągnął 58 milionów, by w roku 1990 "Portret doktora Gacheta" uzyskał wspomniane 82,5 miliona dolarów, co (po uwzględnieniu inflacji) stanowi równowartość 680 milionów obecnych złotych. Obraz, wystawiony na sprzedaż w nowojorskim oddziale domu aukcyjnego Christie's zakupił japoński kolekcjoner Ryoei Saito, który niedługo później zadeklarował... zniszczenie obrazu po własnej śmierci. Czy tak właśnie się stało? Według nie do końca potwierdzonych wieści w połowie lat 90. (a więc po śmierci Saito) dzieło ponownie trafiło na rynek, by ostatecznie znaleźć się w kolekcji prywatnej. Gdzie znajduje się obecnie i czy wciąż istnieje? Nie wiadomo.

Rekord miał się dobrze do roku 2004, kiedy to padł pierwszy trzycyfrowy rekord aukcyjny – 104,2 miliona dolarów (co daje 590 milionów dzisiejszych złotych) zapłacono za "Garçon à la pipe", czyli "Chłopca z fajką" Pabla Picassa. Obraz z różowego okresu twórczości, uznawany raczej za sentymentalny aniżeli przełomowy. Dzieło powędrowało prawdopodobnie w ręce Guida Barilli, włoskie przedsiębiorcy i do dziś znajduje się w rękach prywatnych.
Dwa lata później, w 2006 roku, na rynku pojawiła się "Złota Adela", czyli "Adele Bloch-Bauer I" Gustava Klimta – dzieło nie tylko spektakularne i uważane za jedno z najważniejszych w dziejach wiedeńskiej secesji, ale i symbolicznie naładowane: obraz, zarekwirowany w trakcie wojny i stanowiący po niej własność Austrii, został odzyskany przez rodzinę Bloch-Bauerów po latach sądowych batalii i sprzedany ostatecznie za 135 milionów dolarów (700 milionów złotych dziś), by trafić do nowojorskiej Neue Galerie.
Jeszcze w tym samym roku padł kolejny rekord – tym razem amerykański. Wtedy też "No. 5, 1948" Jacksona Pollocka osiągnęło wartość 140 milionów dolarów (730 milionów dzisiejszych złotych) w sprzedaży prywatnej. Choć styl obraz – jak przystało na ekspresjonizm abstrakcyjny – nie należy do przejrzystych i jasnych, niemożność odnalezienia początku i końca, a co za tym idzie pozorny chaos, stały się idealnym medium dla epoki, w której wartość mierzy się nie tym, co przedstawione, lecz tym, jak silnie można to zinterpretować.
W roku 2011 sprzedano "Graczy w karty" Paula Cézanne'a – obraz nawiązujący do twórczości braci Le Nain, stanowiący część całej serii podobnych dzieł artysty, choć niezmiennie pozostający najbardziej znanym. Stateczni mężczyźni, karciany stół, pozorny brak akcji i kontemplacyjna pustka uczyniła zeń najdroższy obraz świata – przynajmniej na chwilę. Nabywcy, czyli katarska rodzina królewska, zapłacili wówczas kwotę 250 milionów dolarów (czyli nawet 1,2 miliarda złotych dziś).
W 2015 roku przyszedł czas na abstrakcję w najczystszej postaci. Willem de Kooning i jego "Interchange" sprzedano za 300 milionów dolarów (blisko 1,4 miliarda dzisiejszych złotych), dzieło powędrowało zaś do prywatnej kolekcji Kennetha C. Griffina, amerykańskiego inwestora. Obraz, przedstawiający refleksję autora na temat zatłoczonych i dynamicznych ulic Nowego Jorku może uchodzić za ruchomy, nieczytelny czy rozedrgany, jednak to właśnie ta cecha uczyniła go idealnym dla rynku – wyrazem sztuki, która nie znosi interpretacji, a je mnoży.
Po dwóch latach – w roku 2017 – nastąpił moment graniczny. Leonardo da Vinci i "Salvator Mundi", czyli "Zbawiciel Świata" – dzieło stworzone najprawdopodobniej na zamówienie króla Francji Ludwika XII, które przez lata uznawano za zaginione, apokryficzne albo i nieistniejące. Po odnalezieniu autorstwo długo przypisywano Beltraffiemu, uczniowi Leonarda, aż do drugiej dekady XXI wieku, kiedy ostatecznie potwierdzono, że obraz wyszedł spod pędzla da Vinci. Rekordowa cena wyniosła 450,3 miliona dolarów (w przeliczeniu na złotówki około 1,7 miliarda złotych) i została uiszczona przez saudyjską rodzinę królewską. Obraz, który miał zbawić świat, został kupiony, jakby sam stał się światem – nie jako dzieło, ale sygnał, że wartość stała się niezależna od treści.
Między podium a strefą absurdu
Poza wspomnianymi rekordzistami na liście najdroższych znajdują się także dzieła, które, choć nie ustanowiły historycznego maksimum – osiągnęły ceny wystarczająco wysokie, by znaleźć się w ścisłej czołówce. Wśród nich zaś:
- "Kiedy wyjdziesz za mąż?" ("Nafea Faa Ipoipo?") Paula Gauguina –sprzedany za 210 milionów dolarów rządowi Kataru (w 2014 roku), obecnie w zbiorach prywatnych,
- "Shot Sage Blue Marilyn" Andy'ego Warhola – sprzedany za 195 milionów dolarów prywatnemu kolekcjonerowi (w 2022 roku),
- "Chorąży" ("De Vaandeldrager") Rembrandta – sprzedany za 198 milionów dolarów rządowi Królestwa Niderlandów (w 2021 roku), obecnie w zbiorach Rijksmuseum w Amsterdamie,
- "No. 6 (Fiolet, zieleń i czerwień)" ("No. 6 (Violet, Green and Red)") Marka Rothki – sprzedany za 186 milionów dolarów Dmitrijowi Rybołowlewowi (w 2014 roku),
- "Wodne węże II" ("Wasserschlangen II") Gustava Klimta – sprzedany za 183,8 miliona dolarów Dmitrijowi Rybołowlewowi (w 2013 roku), obecnie w zbiorach Österreichische Galerie Belvedere w Wiedniu,
- "Kobiety z Algieru (wersja O)" ("Les Femmes d'Alger, Version O") Pabla Picassa – sprzedany za 179,4 miliona dolarów katarskiemu kolekcjonerowi (w 2015 roku), obecnie najprawdopodobniej w zbiorach państwowych Kataru,
- "Akt leżący" ("Nu couché") Amedea Modiglianiego – sprzedany roku za 157,2 miliona dolarów prywatnemu kolekcjonerowi (w 2018 roku),
- "Krzyk" ("Skrik") Edvarda Muncha – sprzedany za 119,9 miliona dolarów Leonowi Blackowi (w 2012 roku), obecnie w zbiorach Narodowe Muzeum Sztuki, Architektury i Projektowania w Oslo.
- "Stogi" ("Meules") Claude'a Moneta – sprzedany za 110,7 miliona dolarów Hassowi Plattnerowi (w 2019 roku), obecnie w zbiorach Museum Barberini w Poczdamie.
Czy seria pociągnięć pędzla zamknięta w płótnie może kosztować więcej niż szkoła, szpital, samolot pasażerski czy kilkunastopiętrowy wieżowiec? Odpowiedź – jak zawsze w przypadku sztuki – nie mieści się w słowach "tak" albo "nie". Bo choć w istocie jest ona bezcenna – nierzadko powstając wbrew logice czasu i pieniędzy – realia świata przeliczającego na gotówkę wszystko i wszystkich sprawiają, że staje się warta dokładnie tyle, ile ktoś gotów jest za nią zapłacić. A skoro płaci coraz więcej, nierzadko przekraczając granice absurdu, można przypuszczać, że mechanizm już wkrótce ponownie się rozkręci, a rekordów nie zabraknie.

Zobacz też: