Wata na choince, orzechy w "pozłotku" i karp w wannie, czyli święta w PRL we wspomnieniach naszych gości
Choć nikt dziś nie tęskni za czasem, gdy konserwową szynkę na święta kupowało się pół roku wcześniej, a pomarańcze pod choinką były najwspanialszym prezentem, dawne wspomnienia wzruszają. Głównie dlatego, że mimo pustych półek i skromnych prezentów jednoczyliśmy się wtedy, a rozmowy i wspólnie spędzany czas miały znaczenie. O świętach w PRL w "halo tu polsat" rozmawialiśmy dziś z gwiazdami - Joanną Żółkowską, Michałem Milowiczem oraz Andrzejem Nejmanem.

W piątkowy poranek na kanapie "halo tu polsat" zebrało się nam na wspomnienia. W przemiłym towarzystwie znakomitych aktorów - Joanny Żółkowskiej, Andrzeja Nejmana i Michała Milowicza wróciliśmy myślami do dekad, gdy trudno było o rarytasy w sklepach, na choinkach układało się watę, a dostępu do wanny, w co drugim domu, pilnował karp. Mimo braków i skromniejszych niż dziś prezentów dla wielu z nas tamte czasy i tak były piękne, a świętowanie Bożego Narodzenia oznaczało wielką radość i wspólnotę.
Joanna Żółkowska o świętach w PRL: "Tak naprawdę nie było nic"
Joanna Żółkowska z nutą nostalgii wspominała czar dawnych choinek, którym, niestety, zdarzało się "nie współpracować". Płonące na gałązkach świeczki wzniecały nie tylko cudowną atmosferę, ale i płomień, który trzeba było nieraz gasić... kocem. Aktorka opowiadała w naszym studiu historię, która wraca do niej przy okazji każdych świąt, a której finałem było właśnie zarzucenie koca na świąteczne drzewko.
"(...) Wtedy ktoś krzyknął: koc, koc, kocem ją, kocem!" - opowiadała, angażując swój aktorski kunszt gwiazda. - "I koc jakiś się znalazł i nakryliśmy ją kocem. To był koc taki zwykły. I tyle było z choinki. I tak się skończyła choinka, ale to przeżycie we mnie zostało..." - podsumowała.
Zresztą, zdaniem Joanny Zółkowskiej, czasy PRL miały w sobie coś ciekawego, a wszelkie wyzwania mobilizowały: "Tak, trudne są zawsze ciekawsze od tych łatwych, które są nudne. Wszystko jest, nie ma żadnych problemów, nie ma o co walczyć. To jest beznadziejne. A wtedy na półkach sklepowych tak naprawdę nie było nic, ale wszystko było ciekawe, dlatego że trzeba było wszystko zdobywać" - wspominała Joanna Żółkowska.
Wata na choince i klej z mąki
Łatwo powiedzieć, nieco trudniej zrobić, czasem więc wyszukane produkty ze sklepu zastępowało się czymś innym. Skromne łańcuchy na choinkach uzupełniał na przykład śnieg z waty, który to pamiętają nie tylko najstarsi górale, ale i Michał Milowicz: "Prababcia jeszcze ze mną, jak ubierała choinkę, potem babcia, tę watę nakładała >>pod włos<< tak zwany, żeby >>śnieżył<<. Teraz to już jest passe" - wspominał z nostalgią.
A Joanna Żółkowska wynalazła w pamięci jeszcze inny sposób dekorowania drzewka: "Ja pamiętam jeszcze, jak kleiłam takim klejem z mąki łańcuchy. Było strasznie dużo roboty przy tym. I wtedy można było się spotkać, porozmawiać. Rozmawialiśmy, to trwało, prawda? To było ekscytujące" - mówiła.

Łańcuchy i orzechy w "pozłotku" pamiętali też Michał Milowicz i Andrzej Nejman. Wspominali również karpia, który pływał w polskich wannach przed wigilią.
Egzotyczne święta, czyli niezapomniany smak cytrusów
W pamięci naszych gości pozostał też niezapomniany smak egzotyki, która trafiała pod nasze strzechy z każdymi świętami:
"Ja to pamiętam - u dziadków zawsze długi stół, bo wszyscy się zjeżdżali, z dwadzieścia osób. Wujkowie, cała duża familia. Myśmy nurkowali pod stołem, rozwiązywali sznurówki. I pamiętam do dziś, jak tam >>lataliśmy<< od stołu, a na stole były raz w roku pomarańcze, mandarynki, banany, orzechy. To było takie święte - ta wigilia była czymś wyjątkowym" - mówił Michał Milowicz.
Najważniejszy był wspólny czas
Joanna Żółkowska zauważyła, że ważna była atmosfera. Spotkania i rozmowy, czas spędzany w gronie bliskich, którego nie przeliczało się na pieniądze.
"Ale to była też ogromna radość. Teraz też daje mnóstwo radości, ale wtedy wszystko tworzyliśmy razem. Czekało się na ten dobry dzień" - wspominali nasi goście.
Andrzej Nejman z kolei wyznał, że w tamtych czasach uczył się grać na gitarze, a jego talent miał być głównym punktem celebracji świąt w jednym roku. Okazało się jednak, że talent gwiazdora musiał się jeszcze szlifować: "Ja uczyłem się grać na gitarze. Jak przyjeżdżała rodzina z Łodzi, to było jakby przyjechał król Karol. Wyciągnąłem gitarę i zacząłem śpiewać. A moja ciocia poprosiła mamę, żebym już nigdy więcej tak nie robił" - opowiadał nasz gość ze śmiechem.
Wołowina zamiast kwiatów i pierwszy banan w życiu
W czasach, gdy za wszystkim stało się w kolejkach, ludzie robili sobie różne prezenty, inne niż dziś i nieraz zaskakujące: "Ja pamiętam, że dostałam w prezencie wołowinę zamiast kwiatów od widza" - opowiadała Joanna Żółkowska, a inni jej wtórowali: "To był rarytas. Mięsa nie było, na półkach był ocet. Szynka czekała pół roku tylko na święta" - wspominały gwiazdy.
A Andrzej Nejman dodał: "Ja pamiętam, jak mój tata przywiózł na wigilię jednego banana i podzielił go na kawałki, żeby każdy mógł spróbować, jak smakuje banan, bo ja nigdy wcześniej w życiu nie znałem tego smaku" - opowiadał.
Wielu rzeczy nie było, ale bliskości było jednak więcej niż dziś, o czym wspomnieli prowadzący i goście w studiu: "Niczego nie było, ale ludzie byli bliżej. Relacje były cudowne" - stwierdził Tomek Wolny.
Jednak i dziś relacje mogą być cudowne, a święta pełne bliskości. Michał Milowicz nie krył radości, gdy opowiadał o czekających go pierwszych świętach z synkiem: "To będą wyjątkowe święta, bo pierwszy raz z moim ukochanym Maurycym" - mówił szczęśliwy tata. - "Patrzył, jak ubieramy choinkę. To mnie unosi" - aktor nie krył wzruszenia.
I takich właśnie świąt - obfitych, ale i pełnych bliskości oraz czułości warto dziś sobie życzyć.
Zobacz też:






