W "drugim domu" Agaty Kuleszy – o matkowaniu na deskach, teatralnych kościach i równoległym życiu
Kamil Olek
Agata Kulesza częściej niż często określana jest mianem "artystki kompletnej". Czy sama uważa się jednak za dobrą aktorkę? Co stało za wyborem takiej, a nie innej drogi zawodowej? I ile wspólnego ma z nią poczwórne ostatnimi czasy "matkowanie"? O wszystkim tym – przy okazji zbliżającej się wielkimi krokami premiery – Agata opowiedziała Agnieszce Hyży.
"Mój syn chodzi, tylko trochę wolniej", czyli Kulesza-matka powraca
Przedsięwzięcie o dość enigmatycznym tytule "Mój syn chodzi, tylko trochę wolniej", reżyserowane przez Iwonę Kempę, to gorzka opowieść o trzypokoleniowej rodzinie, której wzajemne relacje toczą się wokół choroby i prób odnalezienia recepty na "normalne życie". I choć premierę w warszawskim Teatrze Ateneum zaplanowano na pierwszy dzień marca, rozmawiać warto na każdym etapie. A jeśli interlokutorką staje się Agata Kulesza, dyskusja nabiera szczególnego znaczenia.
Sztuka Ivora Martinića będzie kolejną odsłoną matki w wykonaniu aktorki, poruszenie tej kwestii stało się tym samym naturalne. Mam i innych rodzicielek Agata ma bowiem w aktorskim dorobku sporo.
"W życiu jestem jednak zupełnie inną matką niż te, które gram. [...] Myślałam o tym, by zrobić listę osób, których matki już zagrałam. Bo to już naprawdę wiele nazwisk, ciągle jestem czyjąś mamą", mówiła, dodając, że nadchodzący spektakl obdarzył ją rolą matki poczwórnej.
"Kiedy popatrzyłam na tę czwórkę dorosłych dzieci, na te moje teatralne dzieciaki, pomyślałam sobie, że ten dom huczy problemami. Ale za to jest intensywny. I jakoś mi się to spodobało", dodała.
Nie zabrakło także wspomnienia o prawdziwej córce Agaty. Artystka wyznała, że choć tęskni za czasami, gdy Marianna – dziś 27-letnia – była dzieckiem, nie chciałaby "cofać się w czasie".
"Jest świetnym człowiekiem. Bardzo ją lubię. Tęsknię za czasami, gdy była malutka, [...] Warszawę widzę na przykład oczami »z małą Marianką«. Gdy jeżdżę po Warszawie, to widzę, że tu z Marianką byłyśmy, tutaj pojechaliśmy. I trochę mnie to wzrusza. Natomiast nie, nie wróciłabym", stwierdziła, dopowiadając, że "każda ma swoje życie" i teraz mogłaby już... niańczyć wnuki.
Skąd jednak wspomnienie o "drugim domu", a także... "innej rodzinie"?
Agata Kulesza o życiu w teatralnej rzeczywistości. "Umiem grać"
Agnieszka zapytała też Agatę o jej stosunek do własnego aktorstwa. Czy sama wychodzi z przekonania, które wyrażają miliony Polek i Polaków?
"Tak, jestem dobrą aktorką, umiem grać. Nie wszędzie dotykam tego, czego chciałabym dotknąć w mojej pracy, ale zdarzyło się to parę razy i mam świadomość, że aktor może przejść przez całe życie nie mając możliwości, nie dostając takiego materiału, gdzie może pójść gdzieś wyżej. A ja miałam to szczęście i po prostu uwielbiam ten zawód uprawiać", przekonywała Kulesza.
"Drugim domem" okazuje się, rzecz jasna, teatr. "Inną rodziną" zaś – obsada.
"Gdy wychodzę na scenę, mam dwie godziny z życia innej rodziny. Mojej rodziny, ale innej. W ogóle uważam, że zawód ten wybrałam dlatego, by prowadzić równoległe życia. Żeby móc się po prostu pobawić. Tylko te zabawy są trochę bardziej skomplikowane", dopowiedziała.
A na koniec -– wiecie w co jeszcze (poza sztuką) gra się w teatrze? Otóż... w kości. Naprawdę.
"W kości grało się z Dorocińskim, a raz ograłam też Mariana Opanię. Powiedział, że było to szczęście debiutantki. Kocham anegdotę o Jerzym Kamasie, który tak grał w kości, że usłyszał w głośniku oklaski. Myślał, że to koniec sztuki, więc wybiegł na scenę i zaczął się kłaniać. A okazało się, że te oklaski były po monologu Aleksandry Śląskiej. Nie była zadowolona podobno", podsumowała.
I tym też akcentem kończymy, życząc Agacie Kuleszy kolejnych genialnych ról. Sobie zaś – więcej Agaty Kuleszy.
Zobacz też: