Następstwo – nie zastępstwo. Romantowska i Olbrychski o pamięci Jankowskiej-Cieślak i teatrze, który nie zna pustki
Choć odejście Jadwigi Jankowskiej-Cieślak - w kwietniu bieżącego roku - pozbawiło rodzimy pejzaż teatralny głosu o niepodrabialnym tonie, ostatnia z jej ról - w "Przebłyskach" Serge'a Kribusa (reżyserowanych przez Agatę Dudę-Gracz) - stała się nie tylko wybitną kreacją aktorską, lecz i symbolicznym testamentem, z zapisaną weń świadomością ciągłości. Z tejże wyrasta pojęcie "następstwa" - wskazujące na przechowującą pamięć przestrzeń, której obce jest utrwalanie pustki. W tak ukształtowanej rzeczywistości spotykają się Anna Romantowska i Daniel Olbrychski - przez dekady mijający się w artystycznych orbitach, teraz spleceni losem sztuki, która w swej istocie czyni z głosów nieobecnych niegasnące przebłyski pamięci.

Prolog, czyli o półwiecznej znajomości i wspólnocie doświadczeń
Nim rozpoczął się jednak akt właściwy, w studiu wybrzmiała historia znajomości, której rytm towarzyszy Romantowskiej i Olbrychskiemu od ponad pięćdziesięciu lat.
Wspominając o jej początkach, Daniel wrócił pamięcią do realiów Teatru Narodowego z początków lat 70. ubiegłego stulecia, gdzie - pod reżyserskim okiem Adama Hanuszkiewicza - wcielał się w szekspirowskiego Hamleta (kreacja którego do dziś pozostaje przedmiotem teatrologicznych rozważań). Tam też po raz pierwszy natknął się na grupę adeptów szkoły teatralnej, wśród których znaleźli się Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger.
"Porwali mnie na bankiet", skwitował opowieść.
Anna podkreślała z kolei, że w dorobku aktorskim duetu Romantowska-Olbrychski jak dotąd znajdowały się zaledwie dwie filmowe kreacje (w "Dzieciach i rybach" z 1996 roku oraz w "To ja, złodziej" z roku 2000), choć przez dekady zainteresowanych łączyły kwestie o wiele ważniejsze - między innymi wspólnota doświadczeń (wynikająca nie tylko z tożsamej drogi zawodowej, ale i podobnego pejzażu dzieciństwa - Drohiczyna w przypadku Olbrychskiego i Białegostoku u Romantowskiej) i wrażliwość, która każe krytycznie patrzeć na pyszałkowatość elit, chaos współczesności czy klimatyczne niepokoje.
Rytuał pamięci i obecność nieobecnych. Od Jankowskiej-Cieślak do Romantowskiej
Najistotniejszym punktem niniejszej opowieści stał się jednak powrót do stycznia 2025 roku i rozmowy przeprowadzonej w "halo tu polsat" na kilka dni przed premierą wspomnianych na wstępie "Przebłysków" (spektaklu Teatru Gudejko, gościnnie zaprezentowanego na scenie Collegium Nobilium), w których partnerowała mu Jadwiga Jankowska-Cieślak.
"Powiedziałem wtedy, by przyniosła Złotą Palmę, którą dostała w Cannes, w 1982 roku. Jadzia nie chciała, była zbyt skromna", wspominał Olbrychski, dodając, że "Przebłyski" w oryginalnej obsadzie wystawiono kilkukrotnie.
Wkrótce choroba zaczęła jednak odbierać Jankowskiej-Cieślak siły - artystka poprosiła wówczas znalezienie dublury, wierząc, że wróci na scenę, gdy tylko zdrowie jej na to pozwoli. Wtedy też po raz pierwszy padło nazwisko Anny Romantowskiej.
"Cudownie, nawet kostiumów nie trzeba będzie zmieniać", miała powiedzieć.
Nie wróciła - odeszła 15 kwietnia 2025 roku. Mimo to - przedstawienie miało trwać. Jak "zastąpić" jednak artystkę, której kreacje wymykały się wszelkim porównaniom?

"To nie jest zastępstwo, bo są ludzie niezastępowalni. Jadzia była tak unikalna, tak wyjątkowa, że zastąpić jej się nie da. Bardziej adekwatne byłoby więc »następstwo«", przyznała Romantowska.
W rozróżnieniu tym kryje się zresztą wyjątkowy aspekt filozofii teatru - scena nie znosi pustki, ale nie pozwala też na unieważnienie śladu pozostawionego przez nieobecnych. "Przebłyski", napisane przez Serge'a Kribusa, reżyserowane przez Agatę Dudę-Gracz i uzupełnione głosami Mai Kleszcz i Wojciecha Krzaka, stają się czymś więcej niż dramatem o dwojgu ludzi nadrabiających spóźnioną czułość po śmierci - są bowiem rytuałem pamięci, w którym aktorskie głosy brzmią niczym pieśń anamnezy.
Spotkanie Anny Romantowskiej i Daniela Olbrychskiego nie jest więc jedynie wydarzeniem repertuarowym czy powrotem na scenę (sama aktorka zaznaczała bowiem, że na deskach teatru nie pojawiała się "od wieków"). To moment, w którym teatr ujawnia swoją najważniejszą funkcję - bycia przestrzenią, w której nieobecni wciąż mówią, w której każda rola staje się świadectwem, a każde "następstwo" - aktem wierności wobec tych, którzy odeszli. "Przebłyski" trwają więc (niezmiennie w warszawskim Teatrze Gudejko), ale ich sens pozostanie na zawsze związany z Jadwigą Jankowską-Cieślak - niezastąpioną, a jednak obecną w każdym słowie, w każdym geście, w każdym scenicznym "przebłysku" pamięci.
Pełen zapis rozmowy z Danielem Olbrychskim i Anną Romantowską znaleźć można poniżej.
Zobacz też: