Muzyczny fenomen (w który nie wierzył nikt) zmarnowany więcej niż raz. Prawdziwa historia Modern Talking
"You’re My Heart, You’re My Soul" - tego tytułu nie da się po prostu przeczytać, od razu zaczynamy go nucić. Ten hit, podobnie jak "Cheri, Cheri Lady" i "Brother Louie" znają w wszyscy, bo od 40 lat. towarzyszą nam na najlepszych imprezach, od sylwestrów przez wesela, aż po imieniny u cioci. Modern Talking było (dla niektórych nadal jest) czymś więcej niż zespołem muzycznym, było prawdziwym muzycznym fenomenem, a charakterystycznego falsetu, który dzwonił w jego refrenach, nie da się wymazać z pamięci, chociaż niektórzy bardzo by tego chcieli. Bo, chociaż trudno w to uwierzyć, krytycy muzyczni nie dawali temu duetowi żadnych szans, a historia Thomasa Andersa i Dietera Bohlena skrywa wiele sekretów, mimo iż ich piosenki znamy na pamięć.

"You’re My Heart, You’re My Soul" było pierwszym utworem Modern Talking, a jego sukcesu nie da się porównać z żadną inną piosenką. Debiutancki singiel zespołu wyszedł w 1984 roku i momentalnie podbił listy przebojów. Ale w potencjał duetu nie wierzył nikt, mało tego, krytycy drwili z ich pomysłu. Musieli bardzo się zdziwić, gdy Modern Talking sięgało po kolejne rekordy popularności. Są gusta i guściki, z falsetu można się śmiać, a można go podziwiać, jedno pozostaje jednak obiektywne. Niemiecki zespół był fenomenem zwłaszcza w Polsce, a swój potencjał spektakularnie roztrwonił. I to również pozostaje faktem nieznanym nawet dla największych jego fanów.
Tego nie wiesz o Modern Talking. Jak naprawdę nazywał się Thomas Anders?
Zespół Modern Talking został założony w 1983 przez Dietera Bohlena, producenta i kompozytora, który po długich poszukiwaniach do współpracy przy projekcie wybrał Thomasa Andersa. Pierwszy singiel został wydany 29 października 1984 roku i od razu stał się hitem - dotarł do pierwszych dziesiątek list przebojów w aż 35 krajach na całym świecie. I nikt ze słuchaczy prawdopodobnie nie wiedział, że brunet, którego podziwiali, nie przedstawia się swoim prawdziwym nazwiskiem.
Thomas Anders to pseudonim artystyczny, którego geneza jest więcej niż praktyczna. Chociaż piosenkarz przez dłuższy czas rozwijał karierę pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, to jednak Bernd Weidung nawet dla niemieckojęzycznej publiczności było trudne do zapamiętania. Nawet w słynnym magazynie "Bravo" ktoś się pomylił i zrobił z niego "Weigunga"... W końcu szefowie wytwórni płytowej, z którą podpisywał kontrakt, zaproponowali, aby przybrał pseudonim. I tak narodził się Thomas Anders, a ślad po jego oryginalnym mianie pozostał w nazwisku jego żony. Ale do niej jeszcze wrócimy.
Zobacz też: Ponad 40 lat temu wyśpiewała hit, który do dziś jest symbolem polskiego lata. I wciąż skrywa kilka sekretów
Na czym polegał fenomen Modern Talking w Polsce?
Gdy piosenki Modern Talking rozbrzmiały w polskich stacjach radiowych w latach 80. stało się coś niesamowitego. Skala zachwytu Polaków niemieckim duetem była nieporównywalna z niczym innym w tamtym czasie. Co o tym decydowało?
Taneczne i przystępne rytmy, teksty o miłości, spektakularne stroje na scenie i w teledyskach? A może to, że dwoje przystojnych mężczyzn tworzących muzykę, przy której nie dało się usiedzieć, pochodziło tuż zza granicy, której w tamtych czasach prawie nie dało się przekroczyć, a przez to jawiła się nie tylko jako granica między państwami, ale też między dwoma zupełnie różnymi światami? Pewnie wszystko po trochu.
Dzisiaj większość osób mogła o tym zapomnieć, ale w drugiej połowie lat 80. i na początku lat 90. Modern Talking było w Polsce wszędzie. W radio, na kasetach, które kopiowaliśmy aż do granicy ich wytrzymałości, w popularnych gazetach i na plakatach na ścianach pokojów w mieszkaniach z wielkiej płyty.
A wszystkie dziewczyny nosiły charakterystyczne wisiorki z serduszkiem, które były znakiem rozpoznawczym Thomasa Andersa. Piosenkarz nosił je z pomysłu, albo na życzenie żony, Nory Balling, przez chwilę zwanej Norą Balling-Weidung. I to dobry moment, aby wyjaśnić jej destrukcyjny wpływ na karierę Modern Talking.
Dlaczego Modern Talking zawiesiło działalność u szczytu popularności?
Pierwsza płyta Modern Talking okryła się platyną, druga wydana w 1985 roku podobnie. W 1986 powstały kolejne dwa albumy, w 1987 jeszcze dwa, a chwilę później działalność zespołu zawieszono. Zaskakujące, biorąc pod uwagę sukces, jaki udało im się osiągnąć w zaledwie 3 lata. Powodem tej dziwnej decyzji była, jak się dzisiaj ładnie mówi, dezorganizacja pracy zespołu przez żonę Andersa, Norę Balling. A co kryje się za tym eufemizmem?
Thomas i Nora poznali się w 1983 roku, szybko wzięli ślub i zaczęli wieść wspólne życie. Ale idealni byli tylko na zdjęciach. W tym związku zdecydowanie i niepodzielnie rządziła kobieta i udało jej się podporządkować sobie męża tak skutecznie, że ani na chwilę nie ściągał z szyi ogromnego naszyjnika z jej imieniem.
Nora nie opuszczała piosenkarza na krok - chodziła z nim nawet na wywiady. I naciskała, aby rozpoczął karierę solową, co przyczyniło się do rychłego konfliktu między nią a muzycznym partnerem. Nie trudno zgadnąć, że w takiej sytuacji popsuły się też relacje w zespole.
I tak Modern Talking zawiesiło działalność, a małżeństwo Thomasa Andersa rozpadło się, ale dopiero kilka lat później. W 1994 roku zdecydowali się na separację, a w 1998 wzięli rozwód, a Nora Balling raz na zawsze zniknęła z mediów. Gdy "druga Yoko Ono" odeszła, niemiecki duet znów połączył siły.
Zobacz też: Wszyscy pamiętają ją z roli Krystle Carrington w "Dynastii". Co dziś słychać u Lindy Evans?
Modern Talking - zespół, który rozpadał się więcej niż raz
Pisaliśmy wcześniej, że Modern Talking roztrwoniło swój potencjał i nie zmieniamy stanowiska, mimo iż za zawieszenie działalności grupy obwinić trzeba nie jej członków, a osobę trzecią. Bo Anders i Bohlen mieli drugą szansę i tę zmarnowali już całkowicie samodzielnie.
W 1987 roku Dieter Bohlen założył własny zespół, z którym nagrał 13 płyt. Thomas Anders, wbrew przewidywaniom żony, nie odniósł większego sukcesu jako solista. W końcu w 1998 roku, po jego rozwodzie, panowie postanowili znów połączyć siły. I znów odnieśli wielki sukces. Album "Back for Good" wydany po 11 latach przerwy sprzedał się w nakładzie 10 milionów egzemplarzy. Kolejne pięć płyt również rozchodziło się jak świeże bułeczki. Ostatnia z nich, "Universe" z 2003 roku poprzedziła to, co trzeba dzisiaj nazwać nieuchronnym.
W tym roku stosunki w zespole znów zaczęły się psuć. Tym razem nie chodziło o niczyją żonę, ale po prostu o pieniądze. Dokładnie o kwestię podziału zysków z koncertów, na których Thomas Anders występował samodzielnie. Oliwy do ognia dolało jeszcze zaangażowanie się Dietera Bohlena w niemiecką wersję programu "Idol".
21 czerwca 2003 w parku Wuhlheide w Berlinie odbył się więc pożegnalny koncert Modern Talking, a niecałe dwa miesiące później ukazała się płyta "The Final Album" z największymi przebojami zespołu.
Historia Modern Talking, o której nie wiedzą nawet najwięksi fani
Modern Talking pozostaje do dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych zespołów w Polsce, a do jego hitów tańczy już trzecie pokolenie, chociaż niektórzy, zarówno teraz jak i cztery dekady temu, kpią sobie z falsetów w każdym refrenie i scenicznego wizerunku obydwóch panów. Ale chociaż tak wielu z nas zna na pamięć ich piosenki, to o prawdziwej historii zespołu słyszał mało kto. A szkoda.
Nie chcielibyśmy, aby stała się przyczynkiem do wznowienia dyskusji o tym, jak to kobiety potrafią zniszczyć nawet najbardziej utalentowanych mężczyzn. Lepiej zastanowić się nad czymś zupełnie innym. Jak to jest, że muzyka, której nikt nie dawał szans, nie dość, że odniosła sukces w swoich czasach, to jeszcze przetrwała kolejne czterdzieści lat? I dlaczego Bohlen i Anders zmarnowali tak wielki potencjał? Czy naprawdę chodziło tylko o pieniądze, czy jednak coś o wiele potężniejszego, czyli męską dumę?