Monika Richardson z synem w "halo tu polsat". O spektrum autyzmu, życiu pod lupą i szczęściu – na przekór wszystkim

Kamil Olek
W świecie pełnym narzuconych z góry opinii (tych mniej i bardziej potrzebnych), najwięcej odwagi wymaga na ogół mówienie własnym głosem. Doskonale wiedzą o tym i Monika Richardson, i jej syn, Tomasz Malcolm, którzy od lat idą "po swoje" – nawet jeśli droga doń nierzadko prowadzi pod prąd. W "halo tu polsat" opowiadali między innymi o spektrum autyzmu czy życiu w świetle reflektorów, ale i o szczęściu, które odnaleźli z dala od cudzych oczekiwań. Monika po raz pierwszy od dawna zdecydowała się też na komentarz w sprawie plotek krążących wokół jej prywatnego życia. Bez żalu i tłumaczeń. Po swojemu.

"Chronicznie szczęśliwi" – tak po prostu
Są ludzie, którzy, niezależnie od okoliczności, trzymają się z góry obranego kursu – nawet w chwilach, gdy świat wokół niekoniecznie im sprzyja. Monika Richardson i Tomasz Malcolm zdają się należeć właśnie do tej kategorii.
"Jesteśmy chronicznie szczęśliwi", powiedziała Monika.
"Najlepiej reagować na wszystko z poczuciem humoru", dodał zaś jej syn.
I choć mogłoby się wydawać, że opowieści o hejcie, która wybrzmiała w studiu chwilę później, towarzyszyć będzie właściwa jej gorycz, Monika i Tomasz ani razu nie zabrzmieli tak, jakby szukali współczucia.
Niepochlebne komentarze (eufemistycznie rzecz ujmując) spadały na Monikę głównie za życie prywatne, które – jak sama mówi – "jest bogate w nieaktualnych mężów". Jej syna krytykowano z kolei... za samą obecność, jakby wystarczyła, by obudzić w ludziach złe słowa.
"To przykre, bo nie było w żaden sposób zawinione z jego strony. Hejt spływał na Tomka per procura – zamiast spływać na mnie", mówiła Richardson.
Malcolm przyznał jednak, że od początku liczył się z konsekwencjami obecności "na świeczniku".
"Radzę sobie z tym. Zanim zacząłem się pokazywać, miałem już znajomych w polskim show-biznesie. Czytałem te okropne komentarze. Ale od początku wiedziałem, że jeśli chcę się pojawiać publicznie, muszę spodziewać się hejtu", dopowiedział.
O spektrum bez lukru
Choć temat spektrum autyzmu w ostatnim czasie pojawia się w mediach znacznie częściej, aniżeli jeszcze kilka lat temu, dla wielu wciąż pozostaje kwestią "tabu". Monika i Tomasz opowiedzieli zaś o nim bez lukru i wyświechtanych haseł. Doskonale wiedząc, co mówią.
"Gdy miałeś mniej więcej 18 lat, Krysia Pytlakowska zaproponowała nam wywiad, w którym Tomek sam opowiedziałby o tym, że ma Aspergera [w nowej Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-11) dawny "zespół Aspergera" określany jest jako "spektrum autyzmu" – przyp. red.] i co to jest. I wtedy wyraziłeś zgodę. Od tego czasu się zaczęło takie nieformalne ambasadorowanie spektrum autyzmu w ogóle. Ty w ogóle jesteś wyjątkowy jak na Aspergera, bo jesteś komunikatywny, lubisz ludzi. Nie wszyscy tacy są", wspominała Richardson, zwracając się do syna.
On sam przyznał z kolei, jak ważne u osób w spektrum jest rodzicielskie wsparcie, a co za tym idzie - kwestia uświadomienia, by, jak sam wspomniał, "gdy dziecko z Aspergerem czy innym rodzajem autyzmu. dorośnie, nie myślało, że jest złe".
"To są normalni ludzie, a nie chorzy psychicznie, jak niektórzy nas określają. Pewne zachowania mogą wydawać się dziwne, ale one są inne, niekoniecznie dziwne", mówił.
"Nie muszę być częścią show-biznesu"
Odpowiadając na pytanie Kasi i Maćka, Monika postanowiła też odnieść się do tych elementów jej życia – tak zawodowego, jak i prywatnego – które najczęściej pojawiają się w kolorowej prasie. Przyznała jednak, że nie wie, dlaczego akurat ten aspekt miałby stanowić przedmiot zainteresowania.
"Pytacie o Artura, Mojego ukochanego, który jest bardzo intrygującym i ciekawym człowiekiem i jest może, co dla mnie ważne, pięknym mężczyzną. I mówię to, choć mam świadomość, że to jest dosyć szowinistyczna uwaga, ale mam wrażenie, że po wszystkich latach traktowania kobiet jak obiekty seksualne, można czasami coś takiego powiedzieć o mężczyźnie. Bardzo się cieszę, że mi się Artur w życiu przydarzył, ale nie jesteśmy ze sobą", ucięła.
Richardson podkreśliła też, że od lat nie komentuje doniesień tabloidów, gdyż "nie ma to najmniejszego sensu" – do podobnego przekonania doszła zaś przy okazji rezygnacji z obecności w mainstreamowych mediach.
"To jest fajne, że nie muszę być częścią show-biznesu. Nie muszę być celebrytką, żeby korzystać z mojego doświadczenia, z moich kompetencji. A jeszcze przy okazji udaje mi się cały czas spełniać marzenie i prowadzić szkołę językową, w której już w ogóle nie jestem celebrytką", dodała.
Rozmowę zamknęło zaś zdanie, które równie dobrze mogłoby stanowić jej clou.
"Chodzi o to, żeby nie być sterowalnym i by wartość brać z siebie, a nie z tego, co ktoś powiedział czy napisał", podsumowała Richardson.
I może właśnie to stanowi przepis na tak upragniony "święty spokój".