Woda wodzie nierówna. W jakich krajach (i dlaczego właśnie tam) unikać kranówki?
Europejska perspektywa sprawia, że niezwykle trudno wyobrazić jest sobie codzienność, w której woda przestaje być źródłem życia, by miast tego stać się nośnikiem chorób i lęku. Aż jedna czwarta ziemskiej populacji żyje jednak w rzeczywistości, która: A – nie dostarcza wody w ogóle lub B – dostarcza ją w stanie, który sam w sobie stanowi zagrożenie. Kran – w zależności od szerokości geograficznej – może wszak oznaczać zarówno naturalną pewność, jak i nieustanny niepokój. W których częściach świata należy więc mieć się na baczności? I dlaczego jedni mogą, podczas gdy inni skazani są na chroniczny niedobór?

In aqua sanitas, czyli o kranówce bez restrykcji
Do krajów, w których woda z kranu uchodzi za naturalny sposób nawadniania organizmu, należą przede wszystkim państwa Europy Zachodniej i Północnej – między innymi Finlandia czy Islandia (w tychże krajach woda uznawana jest za najczystszą), a także Norwegia, Szwajcaria, Austria, Niemcy czy Dania – oraz kilka spoza Starego Kontynentu, między innymi Japonia, Kanada, Australia oraz Nowa Zelandia. Miejsca te charakteryzują nie tylko regularne badania, ale i nowoczesna infrastruktura wodociągowa – ryzyko zatrucia zdaje się zaś znikome.
Nieustanne testowanie jakości łączy się na ogół z jakością ujęć, szczelnością instalacji oraz wysokim poziomem społecznego zaufania. Do państw, w których można pić bez zastrzeżeń, poza większością krajów europejskich oraz wspomnianymi już przypadkami, należą również: Korea Południowa, Singapur, Izrael, Zjednoczone Emiraty Arabskie, a także większość rejonów Stanów Zjednoczonych. W wielu z tych miejsc kranówka trafia na stoły restauracyjne bez pytania, a publiczne poidełka zdają się dobrem publicznym – woda pitna nie jest wszak usługą, a prawem.
Co z Polską? Choć ta przez dekady zmagała się z infrastrukturą odziedziczoną po czasach powszechnych niedoborów, dziś woda nad Wisłą nie budzi zastrzeżeń – według danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego ponad 99,9% próbek spełnia wszelkie aktualne normy. Kranówka nadaje się do picia zarówno w największych miastach, jak i w mniejszych miejscowościach z rozbudowaną siecią wodociągową, a różnice – o ile występują – dotyczą głównie twardości, smaku i użytych metod uzdatniania. Problemem pozostaje raczej przyzwyczajenie niż realne ryzyko – o ile filtrowanie wody z kranu może być bowiem praktyką kulinarną czy domowym przyzwyczajeniem, o tyle w ujęciu sanitarnym nie uchodzi za konieczność.
Między pewnością a ryzykiem. Świat wodnych nierówności
Nie wszędzie sytuacja wygląda jednak równie przejrzyście – jakość wody nierzadko uzależniona jest bowiem od współrzędnych (nie tyle geograficznych, ile infrastrukturalnych oraz klasowych). W dużych miastach, takich jak argentyńskie Buenos Aires, brazylijskie São Paulo, tajlandzki Bangkok, malezyjskie Kuala Lumpur czy południowoafrykański Kapsztad, systemy uzdatniania bywają więc na tyle rozwinięte, że kranówka uchodzi za zdatną do spożycia. Wystarczy jednak opuścić granice metropolii, by rzeczywistość uległa zmianie: nieszczelne instalacje, zanieczyszczone ujęcia, przypadkowe podłączenia czy brak stałego nadzoru sprawiają, że woda staje się nieprzewidywalna – choć z pozoru zdaje się taka, jak każda inna, w rzeczywistości stanowi niemałe ryzyko.
Jak wygląda to w praktyce? Otóż w Brazylii ponad 15 milionów mieszkańców wciąż nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej; w Meksyku – nawet na obszarze dzielnic stołecznych – zaleca się jej przegotowanie; w Tajlandii, Indonezji czy na Filipinach oficjalnie uzdatniona woda bywa zaś przewodzona przez rury, których stan pozostawia wiele do życzenia. Podobna sytuacja dotyczy też części krajów afrykańskich – zwłaszcza rejonów subsaharyjskich oraz peryferiów północnych aglomeracji – gdzie dostępność nie zawsze oznacza jakość, a zawartość kranu potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie lepiej dzieje się i w wielu regionach Ameryki Środkowej, gdzie lokalne sieci wodociągowe okazują się nie spełniać nawet minimalnych standardów bezpieczeństwa.
Wyjątki zdarzają się również na mapie Europy – zwłaszcza tej południowej i południowo-wschodniej. W Grecji, Bułgarii, Albanii czy Bośni i Hercegowinie woda z kranu nadaje się do picia wyłącznie w dużych miastach – poza nimi może być zanieczyszczona, nadmiernie chlorowana lub przechowywana w nie do końca zabezpieczonych zbiornikach. Szczególną ostrożność zaleca się także na wyspach – zarówno greckich, jak i hiszpańskich – gdzie dostęp do czystych źródeł bywa ograniczony, a instalacje pozostają nieprzystosowane do wzmożonego ruchu turystycznego.
Płynne zagrożenie. W jakich krajach woda szkodzi?
Na koniec – część świata, w której woda nie jest synonimem bezpieczeństwa. Nie dlatego, że nie istnieją tam sieci wodociągowe, ale dlatego, że te okazują się nieszczelne, niewydolne, niekontrolowane i zwyczajnie niebezpieczne. Gdzie? Na przykład w Indiach – ponad siedemdziesiąt procent tamtejszych wód powierzchniowych nie nadaje się do spożycia, a nawet w największych metropoliach zawartość kranów bywa skażona bakteriami E. coli, metalami ciężkimi czy pasożytami. Obraz uzupełniają nieprzefiltrowane osady, przestarzałe rury i brak nadzoru – a wszystko to sprawia, że ryzyko zatrucia dotyczy nie tylko turystów i turystek, ale także mieszkańców oraz mieszkanek.
Indie nie są, rzecz jasna, jedyne. I tak w Egipcie intensywne chlorowanie nie wystarcza, by zagwarantować czystość – a słynna "zemsta faraona", zwana też "klątwą Montezumy" (a więc szereg dolegliwości żołądkowo-jelitowych, które odczuwają podróżujący tamże) to nie mit, lecz powszechne doświadczenie osób, które choć raz zdecydowały się sięgnąć po nieprzegotowaną wodę z sieci – także poza państwem piramid. W Nigerii, Pakistanie, Bangladeszu czy Indonezji kranówka bywa traktowana z rezerwą nawet w największych aglomeracjach – bo choć formalnie pozostaje uzdatniona, w praktyce często skażona jest związkami chemicznymi, odpadami komunalnymi lub mikroorganizmami chorobotwórczymi. Kran służy tam głównie do mycia – i to nie bez ryzyka.
Niepokojąco długa pozostaje lista krajów z niezdatną do spożycia wodą, które regularnie pojawiają się na wakacyjnych mapach Polek i Polaków. Mowa tu choćby o Tunezji, Turcji, Maroku, Sri Lance, Dominikanie, Wietnamie czy Tanzanii. W wielu z tych miejsc ryzyko zatrucia wiąże się nie tylko z wodą pitną, ale też z kostkami lodu, warzywami mytymi w kranówce czy zębami szczotkowanymi w hotelowej łazience. Dlatego też przed każdą podróżą – niezależnie od jej charakteru, długości czy prestiżu hotelu – warto sprawdzić aktualne zalecenia sanitarne i nie zakładać, że to, co oczywiste w Polsce, będzie identyczne setki (albo i tysiące) kilometrów dalej. W wielu zakątkach świata bezpieczna woda nie płynie z kranu – tylko z wcześniejszego rozeznania.
I choć szklanka wody z kranu może wydawać się czymś oczywistym, w rzeczywistości jest przywilejem – świadectwem sprawnie działającego państwa, dostępności infrastruktury i respektowania podstawowych praw człowieka. Tam, gdzie kran nie niesie ryzyka, nie chodzi wszak wyłącznie o technologię, ale również o równość, godność i bezpieczeństwo.