Tatry mniej znane, czyli część pierwsza opowieści o szlakach świętego spokoju [halo tu wakacje]
Choć historia ludzkości stanowi bezkresny katalog mniej lub bardziej zasadnych pytań o sens jednego i nonsens drugiego, większość z nich zdaje się blaknąć wraz z pierwszymi majakami nadchodzącego sezonu urlopowego. Wtedy też intelektualne konstrukcje ustępują na ogół miejsca dylematowi tak banalnemu, jak powszechnemu, a mianowicie... góry czy morze? O ile bowiem Polska naturalnie wymyka się temu podziałowi, o tyle turystyczna dychotomia niezmiennie trzyma się mocno – co nie oznacza jednak, że wybór musi prowadzić prosto w tłum. Nawet jeśli wakacyjnym kierunkiem stają się Tatry – te nie kończą się wszak na Morskim Oku i Kasprowym Wierchu. Gdzie szukać więc spokoju?

Poniższe zestawienie stanowi pierwszą część subiektywnego wyboru tatrzańskich lokacji, które – niezależnie od aktualnego natężenia ruchu turystycznego – uchodzą za wyjątkowo spokojne. Za ewentualną obecność przedstawicieli i przedstawicielek gatunku homo sapiens redakcja nie ponosi jednak odpowiedzialności.
W cieniu zatłoczonych sióstr, czyli o Dolinie Lejowej słów parę
Wiedza na temat tatrzańskich dolin sprowadza się na ogół do znajomości dwóch największych (a przez to najpopularniejszych) z nich – Chochołowskiej i Kościeliskiej. I choć uroku odmówić im nie sposób, zagęszczenie turystów i turystek na metr kwadratowy niekoniecznie sprzyja spokojnym wędrówkom (szczególnie w szczycie sezonu). Między nimi odnaleźć można jednak miejsce omijane przez tłumy, choć nie mniej urzekające – Dolinę Lejową.
To jednak z większych dolin reglowych w Tatrach – rozciąga się między polaną Biały Potok a Niżnią Polaną Kominiarską na długości około 5 kilometrów, nazwę zawdzięcza zaś rodzinie Lejów z Podczerwonego, która to przed laty wypasała w niej owce.
Wędrówka biegnącym dnem doliny żółtym szlakiem zajmuje około półtorej godziny, a rozpoczyna się nieopodal wyrastającej z numulitowych wapieni skały zwanej Między Ściany, która to stanowi efektowną bramę prowadzącą w głąb Lejowej. Po jednej ze stron rozciągają się niemal całkowicie wylesione stoki Kościeliskich Kopek i Suchego Wierchu (do losu których przyczynił się halny sprzed ponad dekady), po drugiej natomiast nieustannie trwa gęsty świerkowo-bukowy las na Cisowej Turni.
Mniej więcej w połowie trasy szlak mija dwie polany – Huty Lejowe (z historią sięgającą XIX wieku, kiedy funkcjonował tu niewielki ośrodek hutniczy) oraz Jaworzynę Lejową (z drewnianym szałasem i wspomnieniem o niewielkim wyciągu narciarskim); dalej ścieżka prowadzi zaś wzdłuż Lejowego Potoku, przez mostek i zakręt doliny, aż do Niżniej Polany Kominiarskiej, skąd rozciąga się widok na Zadnią Kopkę, Diabliniec i północne zerwy Kominiarskiego Wierchu.
Czasem wystarczy zaś niewiele ponad godzina, by zrozumieć, że nie wszystkie szlaki muszą prowadzić wysoko.
Ze Staników Żlebu na Przysłop Miętusi. Tatrzański klasyk w wersji piano
Większość docierających na Przysłop Miętusi wybiera na ogół którąś z dwóch popularnych tras – Ścieżkę pod Reglami (a więc szlak czarny) wiodącą tamże z Polany Małołąckiej albo szlak niebieski, który prowadzi od wylotu Doliny Małej Łąki aż na Małołączniak, jeden ze szczytów Czerwonych Wierchów. Tymczasem z kościeliskiej Nędzówki wiedzie tam i droga wybierana relatywnie rzadziej – znacznie spokojniejszy, choć równie malowniczy szlak czerwony, prowadzący przez Staników Żleb (stanowiąc przy okazji jedno z trzech bezpłatnych wejść do Tatrzańskiego Parku Narodowego i jedyne, które pozwala zawędrować w jego głąb).
Trasa niemal natychmiast zanurza się w cieniu reglowego lasu – przez pierwsze kilkanaście minut prowadzi pod górę rzeczonym Staników Żlebem – wąską dolinką o stromych zboczach (i nazwie, która wbrew pozorom nie pochodzi o górnej części garderoby, ale od góralskiej rodziny o tym nazwisku). Po obu stronach ścieżki rozciągają się świerki (poprzetykane gdzieniegdzie bukami), dnem dolinki biegnie zaś szemrzący Staników Potok.
Po kilkudziesięciu minutach marszu las przerzedza się, a teren lekko wypłaszcza, przechodząc w nieco zarośniętą dziś polanę, zwaną Jaworzynką Miętusią (wchodzącą niegdyś w skład Hali Miętusiej), z której to rozpościerają się pierwsze widoki na rejon Czerwonych Wierchów i Gubałówki. Niedługo później szlak osiąga Wyżnie Stanikowe Siodło – płytką przełączkę, z której zboczem Hrubego Regla prowadzi na Przysłop Miętusi. Ścieżka w tym miejscu trzyma się południowych stoków reglowych i bywa zalewana po intensywnych deszczach – dawniej właśnie tędy wypędzano owce na górne hale.
Podejście na właściwą przełęcz, łączącą regle z wyższymi partiami Tatr Zachodnich, zajmuje około półtorej godziny – widok z pewnością wynagrodzi jednak ów wysiłek. Panorama w kierunku Doliny Kościeliskiej obejmuje bowiem Kominiarski Wierch, Halę Stoły czy Zadnią Kopkę, a na pierwszym planie dostrzec można wznoszącą się nad polaną Zawiesistą Turnię. Bez trudu dostrzec można także Giewont i Czerwone Wierchy z kotłami polodowcowymi Wielkiej i Małej Świstówki oraz wiszącą Dolinę Litworową.
Przysłop Miętusi łączy reglową codzienność z początkiem czegoś większego – nie tyle gór wysokich, ile gór głębokich. Takich, które nie wymagają wspinaczki, by zapuścić się w dalej. Choćby w myślach.

Między Kopą a Szpiglasowym Wierchem. Wrota Chałubińskiego Zawracikiem zwane
Choć wyprawa do Morskiego Oka kończy się dla większości w schronisku lub – co najwyżej – na odbiciu w stronę Szpiglasowej Przełęczy, tuż obok czeka miejsce, które łączy w sobie surowość Tatr Wysokich z nieoczywistym spokojem – Wrota Chałubińskiego. Przełęcz, która wbrew swojej nazwie nie otwiera się nazbyt szeroko – przeciwnie, tworzy bowiem charakterystyczne wcięcie w głównej grani Tatr, pomiędzy Kopą nad Wrotami a Szpiglasowym Wierchem. Dziś prowadzi tam mało uczęszczany czerwony szlak, odbijający od Ceprostrady (żółtego szlaku biegnącego na Szpiglasową) – przed laty przejście to stanowiło jednak górska droga na słowacki Liptów. Wrota, nim na wniosek Walerego Eljasza-Radzikowskiego nadano im imię Tytusa Chałubińskiego, znane były jako Zawracik.
Właściwa droga zaczyna się wraz z początkiem wspomnianego czerwonego szlaku, który odbija z drogi na Szpiglas w Dolinę za Mnichem (by dotrzeć na miejsce z okolic Nowego Schroniska nad Morskim Okiem potrzeba około godziny, wędrówkę uprzyjemnia jednak widok na Mięguszowieckie Szczyty). Podejście przez Dolinę wiedzie wśród surowych rumowisk skalnych – mijając między innymi Staw Staszica oraz kilka mniejszych, okresowych zbiorników (które latem znikają niemal całkowicie). Choć szlak prowadzi miejscami po ziemi i bywa grząski (zwłaszcza po obfitych opadach), większa część trasy wyłożona jest kamiennymi stopniami. Trudności technicznych brak – choć na końcowym odcinku podejścia zalecana jest szczególna ostrożność. Droga od rozwidlenia szlaków do Wrót zajmuje zaś około godziny.
Sama przełęcz, choć wąska i niepozorna pozwala wkroczyć w zupełnie inny rodzaj górskiej rzeczywistości. Spomiędzy skał rozpościera się widok na słowacką Dolinę Ciemnosmreczyńską z jej stawami, a przed laty rozpoczynał się tu szlak przez Liptowskie Mury na Gładką Przełęcz (obecnie zamknięty dla ruchu turystycznego). I choć dziś Wrota nie prowadzą dalej, wciąż zdaje się tu pobrzmiewać echo dawnych wędrówek – jakby czas zatrzymał się wśród ciszy kamieni i szelestu przeszłości.
Ciąg dalszy nastąpi.

Zobacz też: