O Bonie, która włoszczyzny nad Wisłę nie przywiozła. Skąd wziął się popularny mit?
Bona Sforza d'Aragona od niepamiętnych czasów jawi się w rodzimej świadomości kulinarno-historycznej jako "królowa jarzyn" - to ona miała bowiem "sprowadzić" nad Wisłę włoskie dobra kulinarne (lądujące dziś przede wszystkim w wywarach maści wszelkiej), a przy okazji jednoosobowo zrewolucjonizować tak monarsze stoły, jak i podniebienia ówczesnego możnowładztwa. Opowieść ta - choć sugestywna, a przez to zakorzeniona w potoczności - pozostaje jednak wyłącznie odpowiednio skrojoną interpretacją, która nie znajduje potwierdzenia w źródłach. Gdzie leży więc prawda o zasługach Bony? I skąd wziął się wdzięcznie brzmiący mit?

Sforzy porządki na królewskim dworze. "Dziwne wymysły"
Bona Sforza - potomkini włoskiego rodu książąt Mediolanu - przybyła do Krakowa w roku 1518, oficjalnie stając się drugą żoną króla Zygmunta I (zwanego później Starym). Świeżo upieczona monarchini z dnia na dzień stanęła tym samym wobec kultury stołu, która niemal w każdym aspekcie odbiegała od lombardzko-apulijskich przyzwyczajeń - dziwić nie powinno więc, że ciężka, a przy tym wyjątkowo obfita kuchnia nie przypadła jej do gustu. Przywiązanie Bony do niekoniecznie polskich upodobań smakowych szybko dało o sobie znać - organizowane przez nią fety poczęły być zaś odbierane jako minirewolucja kulinarna (miast służyć niepohamowanemu łakomstwu, ograniczano bowiem ilość na rzecz jakości).
Choć legenda o Bonie mogłaby sugerować entuzjazm w kwestii włoskiego smaku, reakcje nań pozostały chłodne, co wyrażał choćby Mikołaj Rej, twierdząc wówczas, że "z tych dziwnych wymysłów jeno sprośna utrata, a potem łakomstwo, a potem różność wrzodów a przypadków szkodliwych, a rozlicznych"; w opinii tej nie był rzecz jasna odosobniony (podobnie o zwyczajach monarchini miał wyrażać się też między innymi Jan Kochanowski). Trudno mówić tym samym o jakimkolwiek "rozpowszechnieniu" italskich zwyczajów nad Wisłą - ba, źródła jasno sugerują, że Sforza nie przekonała do nich ani męża, ani syna.
O ile więc królowa faktycznie sprowadzała na dwór granaty, migdały, oliwki, przyprawy czy wina, a także zatrudniała kuchmistrzów "sprowadzonych" z własnej ojczyzny (na czele z Colą Marią de Charisem), o tyle nie miała ani ambicji, ani możliwości, by przekształcać gusty mas; jej kuchnia pozostawała więc enklawą, do której dostęp mieli jedynie nieliczni (z wyłączeniem jej własnej synowej - Elżbiety Habsburżanki; wieść niesie, że po "wypożyczeniu" tejże kawałka parmezanu z królewskiej spiżarni, Bona miała wpaść we wściekłość, zakazując podobnych praktyk na przyszłość).
Z ziemi włoskiej do Polski (choć bez udziału Bony)
Czy królowa Sforza rzeczywiście odpowiada jednak za pojawienie się nad Wisłą warzyw, które pozostawały wcześniej nieznane (nawet, jeśli te rozpowszechniły się na długo po jej śmierci)? Wbrew powielanym twierdzeniom zestaw zwany dziś znamiennie "włoszczyzną" (tak więc marchew, pietruszka, seler czy por), a także sałata, kalafior i kapusta występowały na polskich stołach już w średniowieczu, goszcząc między innymi w menu Władysława II Jagiełły - choć, rzecz jasna, w odmiennym od współczesnego otoczeniu.
Italskie wpływy na dworze Jagiellonów pojawiały się na długo przed nastaniem Bony. I tak Filip Kallimach - osiadły nad Wisłą włoski humanista, sekretarz Kazimierza IV, a następnie doradca Jana I - zaznajamiał kręgi uniwersyteckie z pierwszą drukowaną w Italii książką kucharską - "De honesta voluptate et valetudine" (" O zaszczytnych przyjemnościach i zdrowiu") Platiny - jeszcze w XV wieku; podróżujący na Południe (a takowych ówcześnie nie brakowało) siłą rzeczy przywozili zaś ze sobą wieści o tamtejszych przysmakach.
Gdyby opowieść o Bonie - jako dobrodziejce polskiego talerza - miała swe korzenie w XVI-wiecznych zapisach, można by przypuszczać, że istnieją przesłanki, by uznać tęże za wiarygodną. Tymczasem pierwsza wyraźna wzmianka łącząca monarchinię z rozpowszechnieniem rzekomo włoskich warzyw w Polsce pochodzi z 1825 roku i jest dziełem Juliana Ursyna Niemcewicza. Jego "Jan z Tęczyna. Powieść historyczna" (gdzie kreśli panoramiczny obraz czasów Zygmunta II Augusta) zawiera dialog o czasach bez "tej włoszczyzny", którą to z "zamorskich krajów" sprowadzić miała dopiero "stara królowa". Historycy i historyczki, nie bacząc na romantyczne konstrukcje, bez cienia wątpliwości wskazują jednak, że podobne twierdzenia nijak mają się do rzeczywistości.
O osobowości oraz wpływie Bony Sforzy powiedzieć można wiele, choć z całą pewnością nie była ona matroną rozdysponowującą selery czy pory; jej udział w przemianach kulinarnych ograniczony był natomiast do wąskich elit. Mimo to opowieść o włoskiej królowej pokazuje, jak na styku kultur rodziły się nieporozumienia, jak smaki południa przenikały na północ, a także jak łatwo późniejsze pokolenia kreowały postacie odpowiadające własnym wyobrażeniom. Wszystko to tworzy historię znacznie ciekawszą niż bajkowy obraz królowej przemierzającej Europę z sałatą w walizce.
Zobacz też:






