Mit w filiżance, czyli o kawie, która wcale zdrowiu nie szkodzi. Wręcz przeciwnie
Kamil Olek
Czy kawa może być... kontrowersyjna? Okazuje się, że jak najbardziej. Spory wokół niej dotyczą bowiem i miejsca, które miałaby zajmować w rankingu "najpopularniejszych napojów", i tego, skąd tak naprawdę pochodzi oraz za czyją sprawą dziś wypijamy ją hektolitrami, ale również niezliczonych mitów, które wyrosły wokół "małej czarnej". Z nimi właśnie postanowiliśmy się więc rozprawić. Raz na zawsze.
O historii kawy słów kilka. Na dobry początek
Nim jednak o mitach, wspomnijmy i o niejasnej historii kawowego naparu. Najprawdopodobniej pochodzi z Etiopii i znany był już w czasach, gdy na terenie obecnej Polski nikt nie słyszał jeszcze o Mieszku czy Chrobrym. Legenda mówi zaś, że pobudzające właściwości kawowca odkryć miał jeden z pasterzy, obserwujący zachowanie swoich kóz po zjedzeniu owoców tego drzewa (pierwotnie spożywano je bowiem właśnie w tej formie, ziarna przyszły zaś dużo później). Ile w tym jednak prawdy? Dziś nie sposób tego ustalić. Podobnie jak tego, kiedy owoce kawowca dotarły do Arabii Szczęśliwej, czyli terenów dzisiejszego Jemenu. To właśnie tam zaczęły się dzieje kawy takiej, jaką znamy dziś – palonej i spożywanej już jako aromatyczny napój.
Wiemy za to, kiedy i jak pierwsze ziarna dotarły do Europy. Wszystko za sprawą handlujących Wenecjan, którzy na początku XVII wieku zaczęli rozprowadzać je po Starym Kontynencie. Kawa szybko zyskała pokaźne grono zwolenników, zaś pierwszą kawiarnię otworzono w Wiedniu, krótko po bitwie pod Wiedniem, a przedsięwzięcie to przypisuje się... Polakowi – Jerzemu Franciszkowi Kulczyckiemu.
I tak to właśnie było... A jak jest dzisiaj? Kawę pijemy na potęgę – na świecie każdego roku jest to bowiem około 400 miliardów (!) filiżanek. Mimo to jednak wciąż pokutuje wiele przekonań, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Nie taka straszna kawa, jak ją malują
Kawa w odpowiedniej ilości nie jest szkodliwa, zaś wszelkie twierdzenia, jakoby już jedna filiżanka miała druzgocący wpływ na ludzki organizm, należy włożyć między bajki. Czym jest jednak owa "odpowiednia ilość"? W określeniu tejże z pomocą przychodzi EFSA, czyli Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, który wskazuje, że za element dobrze zbilansowanej diety uznać należy od 3 do 5 filiżanek kawy dziennie.
No dobrze, ale przecież kawa wypłukuje magnez i przyczynia się do odwodnienia organizmu, prawda? Otóż nic z tych rzeczy! Czarna kawa składa się w ponad 90 procentach z wody, a picie jej w umiarkowanych ilościach prędzej dostarczy nam płynów, aniżeli doprowadzi do dehydratacji. Co prawda, ma ona nieznaczne działanie moczopędne, jednak nie na tyle, by spowodować jakiekolwiek odchylenia od normy. Podobnie ma się sprawa magnezu – kawa w żaden sposób nie usuwa go z organizmu. Ba, wręcz przeciwnie. W zależności od metody parzenia, w jednej filiżance znajduje się bowiem od 7 do 24 miligramów tego składnika.
A! Jeśli myśleliście, że napój ten wpływa negatywnie na układ krwionośny – w tej kwestii również musimy was rozczarować. Nie tylko nie szkodzi ona sercu, ale wręcz wspiera jego funkcjonowanie – może zmniejszać ryzyko choroby niedokrwiennej czy migotania przedsionków. Raz jeszcze zaznaczamy jednak, że mowa o zdrowej ilości, od 3 do 5 filiżanek na dobę.
Najlepsza pochodzi z Włoch? Niekoniecznie. A to tylko początek
Zostawmy jednak kwestie zdrowotne i zajmijmy się mitami z innej dziedziny. Powszechnym przekonaniem jest bowiem to, że najlepsza kawa na świecie pochodzi z Włoch. I choć rzeczywiście kultura jej parzenia i picia najbardziej rozwinęła się właśnie w Italii, należy przypomnieć, że kawowiec nie występuje na Półwyspie Apenińskim. Ziarna "włoskiej kawy" sprowadzane są więc z innych regionów – najczęściej z tak zwanego "pasa kawowego", w którym leżą między innymi Brazylia, Kolumbia, Wietnam czy Indie. A przy okazji – Włosi wcale nie są największymi kawoszami na świecie, ten tytuł należy bowiem do... Finów (zużywają aż 12 kilogramów rocznie na osobę).
Idźmy dalej – ciemno palona kawa wcale nie jest mocniejsza i nie zawiera większej ilości kofeiny. Wręcz przeciwnie! Podczas palenia ciemniejszego ziarna jej część jest bowiem w stanie się wytrącić, co w rzeczywistości czyni ją... słabszą. Choć kwestia smaku może w tym przypadku wprowadzać w błąd. Zaznaczmy też, że włoskie espresso, choć intensywne w smaku, zawiera mniej kofeiny niż filiżanka zaparzona chociażby metodą drip.
Na koniec warto wspomnieć o kawie rozpuszczalnej, która uważana jest za gorszy odpowiednik tej prawdziwej. I choć rzeczywiście niektórzy producenci używają do jej stworzenia ziaren gorszej jakości, nie jest to reguła. Rozpuszczalna powstaje więc z prawdziwej kawy i zawiera składniki podobne jak jej parzona siostra (mimo że w nieco mniejszej ilości). Dodatkowo jest łagodniejsza i zawiera mniej kofeiny, co w wielu przypadkach może stanowić zaletę.
Podsumowując – nie bójmy się kawy, jednak pamiętajmy o tym, by pić ją z głową.