Karnawałowe stolice Europy. O bazylejskim świętowaniu na przekór światu

Kamil Olek

Kamil Olek

Aktualizacja

​"Karnawał nie jest fetą wydaną dla ludu, lecz fetą, którą lud wydaje dla siebie" – pisał swego czasu Johann Wolfgang von Goethe, dostrzegając w organizowanych rokrocznie obchodach więcej aniżeli jedynie zabawę w określonej z góry konwencji. I mimo że od tamtej pory minęło ponad 200 lat, podobna myśl wciąż zdaje się przyświecać ostatkowym szaleństwom. Bo karnawały to nie tylko święta tego i owego, ale i swego rodzaju akty buntu wobec codzienności, wywracają do góry nogami ustalone porządki. Idea przewrotności prowadziła nas już przez słońce Nicei i kontrasty chorwackiej Rijeki, teraz pozwala zaś kontynuować podróż do miejsca, które od polskich zwyczajów różni właściwie wszystko. Wspólnie dowiedzmy się więc, jakie tajemnice kryją maskarady szwajcarskiej Bazylei.

Bazylea
BazyleaAgencja FORUM

Karnawał po karnawale, czyli o bazylejskim świętowaniu w mrokach nocy

Bazylea położona jest na styku trzech krajów – Szwajcarii, Niemiec i Francji, a granice przenikają się tu w sposób niemalże niezauważalny, tworząc harmonijną, językowo-kulturową mozaikę. Ów wielonarodowy tygiel od setek lat gości wydarzenie inne niż wszystkie – a Basler Fasnacht rozpoczyna się w chwili, gdy jego odpowiedniki w innych częściach świata zdążyły już zgasnąć.

Trudno nie zgodzić się bowiem ze stwierdzeniem, że poniedziałek po oficjalnym zakończeniu karnawałowego okresu to dość specyficzna data na inaugurację świętowania (choć ma swoje historyczne uzasadnienie). Gdy dodamy do tego fakt, że wszystko rozpoczyna się o 4:00 nad ranem (!), otrzymujemy mieszankę jedyną w swoim rodzaju. Jednak to właśnie wtedy w Bazylei nie śpi już (albo i jeszcze) nikt, mimo że miasto zdaje się jednocześnie spowijać gęsty mrok, połączany z nieprzeniknioną ciszą. Wszystko trwa do chwili, gdy milczenie przerywa niedająca się przegapić komenda – "Morgestraich, vorwärts marsch!" (oznaczają tyle, co "Poranny alarm, naprzód marsz!"). Trzy słowa sprawiają, że ciemne uliczki ożywają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, werble zaczynają wybijać rytm, pikujące flety przywodzą na myśl echa przeszłości, a wszystko to wciąga zgromadzonych na ulicach w wir niezwykłego korowodu, oświetlanego światłami ręcznie malowanych lampionów. W ten sposób zaczynają się 72-godzinny spektakl, zwany przez miejscowych "drey scheenschte Dääg" – "trzema najpiękniejszymi dniami".

Dlaczego tak i dlaczego wtedy? Odpowiedź leży głęboko w historii, a znalezienie jej wymaga cofnięcia się do XVI wieku. Tym sposobem dowiemy się, że Bazylea to jedno z niewielu miejsc, które karnawałowe tradycje wyniosło z tradycji protestanckiej. I tak w czasach reformacji, gdy Bazylea znalazła się pod wpływem nauk Jana Kalwina, huczne zabawy zostały surowo zabronione – kojarząc się z przedpostnymi zwyczajami, którym hołdowała katolicka część Europy, nie pasowały bowiem do zasad religijnego novum. Aby ominąć owe zakazy, a jednocześnie uniknąć konfliktów lud Bazylei zdecydował o przesunięciu terminu obchodów – wszystko to zaś w duchu protestu i przekory wobec władzy.  

A skąd 4:00? Tradycja ta narodzić miała się później, bo na początku wieku XIX, kiedy po raz pierwszy zorganizowano nielegalny zaranny pochód z bębnami i pochodniami, znany dziś jako "Morgestraich". Mimo początkowych sprzeciwów władz, w 1835 roku oficjalnie zezwolono na rozpoczynanie karnawału o tej właśnie godzinie, co ustanowiło tradycję, która przetrwała do dziś. Połączenie niełatwej historii, bogatej symboliki i ducha buntu sprawia tym samym, że Basler Fasnacht jest czymś więcej niż tylko świętowaniem. To żywy spektakl, który kpi z zasad i norm, traktując świat na opak. Kiedyś i gdzieś trzeba.

Enigmatyczne maski, niepowtarzalne dźwięki i... obiad bladym świtem

Co dalej? Ano, skoro karnawał, to i maski. Te, nazywane w Bazylei Larven, stanowią jednak coś więcej, aniżeli jedynie pokaz artystycznego kunsztu i nieograniczonej kreatywności. Stanowią symbol anonimowości, a przez to i równości – raz zasłoniętej twarzy nie powinno się zaś odkrywać przez bite 72 godziny. Dzięki temu wszyscy, bez względu na status, pochodzenie i inne podobne kwestie, są równorzędni – i wobec karnawału, i wobec siebie.

Pod osłoną masek powstają Cortège – ogromne pochody, złożone z maszerujących klik, tematycznych bractw, które przygotowują na tę właśnie okazję własne sujets – motywy przewodnie, komentujące na ogół bieżące wydarzenia, tak lokalne, jak i międzynarodowe. Całość staje się tym samym żywym teatr satyry, gdzie polityka, społeczeństwo czy kultura zamieniają się w obiekty groteskowych karykatur. Wszystko to odbywa się dodatkowo w niezwykłej oprawie, za którą odpowiadają między innymi Gugge – orkiestry wygrywające przeboje (na ogół popowe) w absurdalnych aranżacjach. W szaleństwie tym jest jednak metoda – przerysowane dźwięki podkreślać mają absurd współczesnego świata i potęgować karnawałową grę.

Bazyela
Bazyela123RF/PICSEL

Pochody odbywają się na ogół w poniedziałki i środy, wtorek jest z kolei dniem dzieci. To czas na Kinderfasnacht, gdy najmłodsi (zwani pieszczotliwie Binggis) maszerują w małych grupkach, poprzebierani za fantastyczne postacie, rozdając napotkanym cukierki i własnoręcznie spisane wierszyki, a także obrzucają ich konfetti zwanym Räppli, w którym tonie później całe miasto. 

Basler Fasnacht powinien też zainteresować amatorów i amatorki nocnego podjadania – jako że miasto żyje nieustannie przez 72 godziny, obiady na śniadanie (i to o 5 czy 6 nad ranem) nie stanowią nic nadzwyczajnego. W menu otwartych nieustannie restauracji królują zaś Mählsuppe - ciemnobrązowa zupa mączna o intensywnym, nieco przypalonym smaku, a także Ziibelewaije – placek cebulowy, który smakuje o niebo lepiej, niż mogłaby to sugerować jego nazwa.

Festiwal trwa do chwili, aż zegary pokażą 4:00 w czwartkowy poranek. Wtedy też wyraźnie wybrzmiewa "Ändstraich" – ostatni takt karnawału – a miasto zdejmuje maski, gasi latarnie i wraca do codzienności. Pozostaje jedynie długo rozbrzmiewające echo karnawałowego gwaru, a także konfetti w kieszeniach, stanowiące dowód na to, że przez kilkadziesiąt godzin mogliśmy doświadczyć bazylejskiej magii.

Bazylea
Bazylea123RF/PICSEL

Zobacz też:

halo tu polsat
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?