Karnawałowe stolice Europy. O płynącej kwieciem Nicei i przesiąkniętej magią Rijece

Kamil Olek
"Jaki sens ma obchodzenie karnawału w świecie, w którym karnawał jest nam oferowany przez 365 dni w roku?" – zachodził niegdyś w głowę Umberto Eco. I choć pytanie to zdaje się nie tracić na aktualności, odpowiedź z perspektywy różnie pojmowanego "teraz" nasuwa się niejako sama. Otóż... właśnie dlatego. W rzeczywistości, która sama w sobie jawi się jako spektakl, a każdy dzień to kolejny etap festiwalu coraz to nowszych bodźców, potrzeba autentyczności sprawia bowiem wrażenie wyraźniejszej niż kiedykolwiek. I właśnie dlatego zapraszamy dziś w pierwszą część podróży po przesławnych karnawałach europejskiej części świata – tym razem do chorwackiej Rijeki i francuskiej Nicei.

Rijeka. O magicznym mariażu wielowiekowych tradycji
Karnawał, którego domem jest chorwacka Rijeka, trafił na naszą listę nie tylko ze względu na swoje rozmiary (uznawany jest za jeden z największych w Europie), ale i wyjątkowy charakter, łączący w sobie każdy z elementów burzliwej historii miasta. Tym właśnie sposobem klimat szykownych balów oświeconej Europy miesza się tu z mocą słowiańskich rytuałów, zaś cesarsko-królewskie wpływy naturalnie łączą z bałkańskim folklorem. Efekt? Spektakl pełen kontrastów i symboliki, który potrafi przenieść w miejsce równie rzeczywiste, co i magiczne.
Pomówmy jednak o konkretach. Kulminacją karnawału jest bowiem międzynarodowy orszak, który zamienienia Rijekę w jedno z najbarwniejszych miejsc na mapie Starego Kontynentu. Wśród uczestników i uczestniczek jaskrawego pochodu nie sposób jednak znaleźć króla oraz królowej karnawału – na czele kroczących bez trudu dostrzec można zaś... kocioł. Otoczony buchającymi płomieniami stanowi wyjątkowo wyraźną metaforę oczyszczenia przed rozbudzeniem świata do wiosennego życia. Na wspomnienie zasługują także Zvončari – dzwonnicy odziani w owcze kożuchy, z twarzami pokrytymi masywnymi maskami o wysuniętych językach, których zadaniem jest odegnanie ustępującej z wolna zimy, a wraz z nią wszelkiego zła.
Myliłby się jednak każdy, uważający, że to właśnie oni stanowią najoryginalniejszą część karnawałowego pochodu. Dzięki pełnej dowolności, która przyświeca kroczącym ulicami Rijeki, obok siebie dostrzeżemy i postacie ze słowiańskiej mitologii, i postaci historyczne, i symbole współczesnej popkultury, i wiele, wiele więcej. Granice absurdu nie istnieją, a sacrum bez zająknięcia przechodzi w profanum. I między innymi dlatego warto odwiedzić Rijekę.

Nicea. Karnawałowy festiwal kwiatów i światła
Gdy w większości europejskich zakątków zimowy chłód wciąż daje się we znaki, na Riwierze Francuskiej słońce nieśmiało rozpoczyna swoją niemalże wiosenną wędrówkę, a śródziemnomorskie powietrze wypełnia zapach tysięcy kwiatów. Te, pozornie tylko subtelne, sygnały to dla zaznajomionych z tematem znak bardziej niż wyraźny – rozpoczyna się jedna z najstarszych, a jednocześnie najbardziej spektakularnych francuskich tradycji. Niezaznajomionych z okolicznościami nicejskiego karnawału (bo o nim, rzecz jasna, mowa) służymy zaś wyjaśnieniem. Otóż jego symbolem pozostaje Bataille de Fleurs – bitwa kwiatów, która zamienia kilkukilometrową Promenade des Anglais w tańczący czarodziejski ogród – pełen tysięcy kolorów i jeszcze większej liczby zapachów. Jedną z głównych arterii miasta przemierzają tedy platformy udekorowane mimozami, różami, gerberami i wieloma innymi gatunkami kwiecia – wszystko to zaś na tle morskiego lazuru. Powiedzieć, że widok to niezapomniany, to nie powiedzieć nic.
Jednak kwiaty to dopiero początek spektaklu, który Nicea serwuje z iście południowoeuropejskim rozmachem. Gdy słońce zdecyduje się bowiem schować za horyzontem, a niebo przybierze odcienie różu i fioletu, na ulice miasta wyrusza corso carnavalesque illuminé – parada światła, która zmienia Niceę w magiczną krainę migoczących refleksów i ekspresywnych iluminacji. W powietrzu wciąż unosi się kwietna woń zmieszana z morskim wiatrem, a muzyka zdaje się płynąć razem z tłumem.
W centrum uwagi znajduje się jednak król karnawału – postać iście groteskowa, przerysowana i karykaturalna, co roku personifikująca inne, nierzadko przynajmniej zaskakujące hasło przewodnie. I choć to on "rządzi" wówczas miastem, zezwalając na odwrócenie ustalonego porządku, panowanie to jest krótkotrwałe. Finał nicejskiej feerii barw i dźwięków wieńczy bowiem spalenie kukły króla na Place Masséna, co symbolizuje zapowiedź nowego początku. I choć spektakl kwiatów oraz światła dobiega tym samym końca – magia miejsca nie przemija przez dwanaście kolejnych miesięcy.
Karnawałowy ciąg dalszy nastąpi.
