Czeskie kartki, hiszpańskie winogrona i japoński makaron. O sylwestrowych zwyczajach z całego świata
Kamil Olek
Choć początków sylwestrowego świętowania dopatruje się na ogół w przełomie 999 i 1000 roku, w rzeczywistości kultywowane dziś tradycje pojawiły się wieki później – tak na polskim podwórku, jak i na całym świecie. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnia noc w roku zdążyła nabrać szczególnego, bo niezwykle symbolicznego znaczenia i stała się tym momentem w roku, kiedy to różnorodność (także ta kulturowa) błyszczy najjaśniej. W "halo tu polsat" o własnych zwyczajach opowiedzieli goście z Hiszpanii, Włoch i Brazylii, lecz to dopiero początek! Wyruszymy bowiem także w podróż do kilku innych krajów (bliższych i dalszych) – wszystko to zaś w poszukiwaniu najbardziej zaskakujących sylwestrowych obyczajów.
O winogronach, falach i... kolorowej bieliźnie, czyli sylwester w Hiszpanii, Brazylii i Italii
O ile w tradycjach Hiszpanii, Brazylii i Włoch można znaleźć nieco tożsamych elementów – szczególnie biorąc pod uwagę wspólne korzenie kulturowe, a także przywiązanie do symboliki – ich zwyczaje sylwestrowe pokazują, jak różnorodne bywają sposoby witania nowego roku. O ich wyjątkowości w "halo tu polsat" mówili: Hiszpan – Tulio Risueño Medina, Brazylijczyk – Felipe Kalinoski oraz Włoch – Salvatore De Bello.
Zacznijmy więc od Półwyspu Iberyjskiego i zwyczaju, który mimo długiej historii, od pewnego czasu podbija nie tylko hiszpańskojęzyczną część sieci. Chodzi o dwanaście winogron, które zjadane są o północy, w rytm uderzeń zegara, zaś każde z nich symbolizuje jeden miesiąc nowego roku.
"Dwanaście winogron w pierwszych dwunastu sekundach nowego roku. Cała Hiszpania w jednym momencie robi to samo", mówił Tulio.
Hiszpan przypomniał również o nietypowej genezie tego zwyczaju, wynika on bowiem... ze względów czysto praktycznych. Według powszechnie przyjętej wersji w 1909 roku producenci winogron z Alicante i Murcji zmagali się z nadwyżką owoców po wyjątkowo obfitych zbiorach – wypromowanie winogronowego rytuału miało być tym samym sposobem na zwiększenie sprzedaży. Jak widać – zadziałało.
Przenieśmy się więc na przeciwległe wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, konkretniej – do Brazylii. Pochodzący stamtąd Felipe opowiedział o zwyczaju, którego kultywowanie w warunkach klimatycznych Europy Środkowej mogłoby być... nieco problematyczne (no, chyba że ktoś lubuje się w morsowaniu). A mowa o przeskakiwaniu przez fale.
"Zanurzamy tylko stopy w wodzie. I wskakujemy w falę siedem razy. To przynosi szczęście i zdrowie, a siedem to ważna liczba", tłumaczył.
Tradycja ta wzięła się z kultywowanych w Brazylii wierzeń afroamerykańskich (między innymi candomblé czy umbanda), gdzie woda symbolizowała oczyszczenie i odnowę, zaś ocean uważany był za domenę bogini nazywanej Iemanjá. Skakanie przez fale miało być tym samym formą oddania jej hołdu – dziś pozostaje zaś nie tylko popularnym przesądem, ale i wyrazem noworocznej radości.
Brazylijki i Brazylijczycy dużą wagę przywiązują także do kolorów, które zakładają na siebie w ostatnim dniu roku. Najpopularniejszym (i wręcz obowiązkowym) kolorem jest biały – symbol pokoju, a także szeroko rozumianej harmonii. To jednak nie wszystko – kolor bielizny lub innych dodatków można bowiem dostosować do indywidualnych życzeń. I tak żółty ma zwiastować bogactwo, zielony – nowy początek, czerwony – miłość, a niebieski – życiową harmonię. Czy działa? Cóż, spróbować zawsze warto – nie tylko w Brazylii.
Na koniec tej części wracamy do Europy, konkretniej zaś – do Italii. Okazuje się, że i tam wiele toczy się wokół kolorów, a właściwie jednego z nich – czerwieni. Ma on przynosić Włoszkom i Włochom szczęście oraz pomyślność w nadchodzącym roku, zaś jego symbolika, jako barwy życia, witalności i ochrony przed złymi mocami, wynika jeszcze z tradycji Starożytnego Rzymu. Najważniejsza współcześnie jest zaś, a jakże, czerwona bielizna. Najlepiej nowa i otrzymana w prezencie, choć każde rozwiązanie ma być skuteczne. Podobno.
Ale, ale, odzież spodnia to przecież nie wszystko. Skoro jesteśmy już we Włoszech, grzechem byłoby nie wspomnieć o kuchni, która i ostatniego dnia roku odgrywa całkiem istotną rolę.
"We Włoszech mamy kiełbasy cotechino i zampone, które podaje się głównie w sylwestrową noc. I jako dodatek często serwuje się soczewicę. Kiełbasy są bardzo tłuste, więc są symbolem obfitości, na którą można liczyć w nowym roku. A ziarna soczewicy są okrągłe, symbolizować mają monety, które będziemy zarabiać", wyjaśniał pochodzący z Włoch Salvatore.
Dodajmy, że cotechino to długo gotowana kiełbasa z wieprzowego mięsa, skór oraz tłuszczu, zaś zampone może uchodzić za jej młodszą siostrę, w tym przypadku bowiem podobny farsz zamknięty jest w skórze wieprzowej nogi. Obie wywodzą się zaś z włoskiej Modeny, choć równie chętnie zjadane są także w innych regionach.
Tyle z historii naszych gości. W drugiej części zabieramy was jednak w dalszą podróż – zarówno do krajów sąsiadujących z Polską, jak i na drugi koniec świata.
Spacer z walizką, gryczany makaron i kartki z językowym błędem. Sylwestrowe zwyczaje na świecie
Na sylwestrowej liście mamy między innymi Kolumbię – kraj, w którym splatają się dziesiątki tak regionalnych, jak i "zewnętrznych" tradycji. Popularnie, podobnie jak w Hiszpanii, jest więc zjadanie dwunastu winogron (i to importowanych, bowiem owoce te należą do niewielu, których nie uprawia się w tym południowoamerykańskim kraju), w innych z kolei – niczym w Brazylii – przywiązuje się wagę do koloru sylwestrowej bielizny. Część zwyczajów wyróżnia jednak Kolumbię na mapie, do najpowszechniejszych należy zaś... spacer z walizką. W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia Kolumbijki i Kolumbijczycy wylegają więc na zewnątrz z walizkami i entuzjastycznie okrążają z nimi swoje domy. Szczęśliwie te nie muszą być jednak wypakowane po brzegi, równie dobrze sprawdzą się w tym przypadku i puste.
Czas na zupełnie inną stronę kuli ziemskiej, a mianowicie na Japonię. W Kraju Kwitnącej Wiśni nowy rok świętowany jest według kalendarza gregoriańskiego od XIX wieku, w tym czasie wykształciło się więc wiele tradycji, które łączą zarówno odwieczne tradycje oraz wierzenia, jak i nieco bardziej współczesne przyzwyczajenia. W odróżnieniu od krajów Zachodu raczej nie uświadczymy tu hucznych uroczystości (poza centrami największych miast) i pokazów sztucznych ogni (takie organizowane są zaledwie w kilku miejscach, między innymi w tokijskim Dinseylandzie). Dla większości Japonek i Japończyków jest to raczej moment refleksji nad upływającym czasem i okazja do spędzenia czasu w gronie najbliższych, aniżeli okazja do przyjęć i bali w zachodnim stylu. 31 grudnia w wielu domach serwuje się toshikoshi soba – długi makaron gryczany, który ma umożliwić pożegnanie się z trudnościami mijającego roku (soba wyjątkowo łatwo łamie się bowiem podczas jedzenia), zaś obowiązkowym punktem wieczoru jest emitowany od ponad 70 lat program "Kōhaku Uta Gassen" – muzyczne widowisko podsumowujące dwanaście miesięcy. Gdy wybija północ, w całym kraju rozbrzmiewa 108 uderzeń dzwonów buddyjskich świątyń, co stanowi jeden z najbardziej rozpoznawalnych japońskich zwyczajów sylwestrowo-noworocznych. Dźwięki te mają symbolizować pożegnanie z troskami mijającego roku i wprowadzenie w nowy z zupełnie czystą kartą.
Wróćmy jednak do Europy i zakończmy podróż zwyczajami z Danii, Niemiec oraz Czech. Dunki i Duńczycy nie mogą obejść się bez monarszego orędzia (a w 2024 roku po raz pierwszy od ponad pół wieku wygłosi je nie królowa Małgorzata II, a król Fryderyk X) oraz... wskakiwania w nowy rok. I to dosłownie. O północy najzwyczajniej w świecie skacze się więc, z krzesła czy innej sofy, wchodząc tym samym symbolicznie w kolejne 365 dni. Wspomnieć trzeba też o klasycznym brytyjskim skeczu zatytułowanym "Dinner for One" – krótkometrażowej, czarno-białej produkcji, pokazującej historię 90-letniej jubilatki, pragnącej spędzić dzień urodzin w towarzystwie nieobecnych przyjaciół (w role których wciela się ostatecznie jej lokaj). Mimo że ten oryginalnie pochodzi z Wysp Brytyjskich, stał się symbolem sylwestrowego wieczoru zarówno w Danii, jak i w Niemczech (a przy okazji również w Austrii czy Szwajcarii).
A skoro o naszym zachodnim sąsiedzie mowa jeszcze niedawno nieodłącznym elementem sylwestra w niektórych z niemieckich landów było... lanie ołowiu. Dziś tradycja zanika, a jeśli jest już kultywowana, ołów zastępowany jest woskiem (skąd my to znamy...) – niemniej jednak kształt, który ukaże się po przelaniu cieczy do zimnej wody, ma determinować zdarzenia w całym nadchodzącym roku.
Na ostatek – Czechy. Mieszkańcy i mieszkanki tegoż kraju świętują na ogół, co wydawać powinno się oczywiste, z kuflem (albo i kilkoma) tradycyjnego czeskiego piwa. My jednak nie o tym, a o zwyczaju przesyłania sobie noworocznych kartek (zwanych novoročenkami), który to na południe od naszej granicy znany był już na początku XIX wieku. Wymyślony miał zostać przez czeskiego szlachcica, hrabiego Chotka, który to mniej więcej 200 lat temu próbował w ten właśnie sposób poradzić sobie z pochodem gości odwiedzających go przy okazji nowego roku. Zaczął więc zawczasu wysyłać im życzenia na ozdobnych blankietach, opatrzonych literami "PF" (od francuskiego "pour féliciter", oznaczającego dosłownie "dla pogratulowania", a więc w języku Voltaire’a znaczącego tyle, co nic i będącego najprawdopodobniej błędnym zaadaptowaniem wyrażenia na potrzeby kartek).
Tym historycznym akcentem kończymy sylwestrową podróż, mając jednocześnie nadzieję, że niezależnie od miejsca i zwyczajów, każdy z nas znajdzie w tej nocy coś równie wyjątkowego.