Z "Chłopów" do "Lalki". Izabela Łęcka zyskała kolejną twarz
Choć zaledwie chwilę temu snuliśmy w tym miejscu rozważania dotyczące losów nieznanej jeszcze wówczas z nazwiska odtwórczyni roli Izabeli Łęckiej w najnowszej ekranizacji dzieła Prusa, dziś domniemywać już nie musimy. W ukochaną Stanisława Wokulskiego wcieli się bowiem Kamila Urzędowska – aktorka, która ma już za sobą wyjątkowo głośną reinterpretację klasyki. Przed dwoma laty to ona wykreowała bowiem postać Jagny w "Chłopach" Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. I choć pierwszy klaps na planie padnie dopiero za kilka miesięcy, emocji nie brakuje już dziś. Skrajnych, rzecz jasna.

Tyszkiewicz, Braunek i... Urzędowska. Kim jest (i będzie) nowa Łęcka?
Kamila Urzędowska na ekranie debiutowała w roku 2018 – niewielką rolą w "Śladzie", później zaś pojawiła się w serialach takich jak "Wzgórze psów" czy "Przesmyk", a także kilku produkcjach filmowych. Przełomem w jej karierze bezapelacyjnie była jednak rola Jagny Paczesiówny w animowanej adaptacji "Chłopów" Władysława Reymonta.
Nie było to jednak klasyczne wejście do świata wielkiego kina – trudno nazwać bowiem takim udział w projekcie wymalowanym pędzlem. Pełnokrwista i wyjątkowo emocjonalna interpretacja Jagny w wykonaniu Urzędowskiej spotkała się jednak z mieszanymi odczuciami tak krytyki, jak i publiki – jedni podkreślali zmysłowość i wrażliwość artystyczną, a także swego rodzaju "powiew świeżości", inni z kolei punktowali niewierne oddanie postaci nakreślonej przez samego Reymonta, wskazując wręcz na "nijakość", a także – co zaskakiwać nie powinno – porównując Jagnę-Urzędowską do Jagny-Krakowskiej (a więc do kreacji z początku lat 70. ubiegłego wieku).
Jak będzie w przypadku "Lalki"? Tuszymy, że podobnie. W jednej z rozmów, chwilę po ogłoszeniu wyników castingu, aktorka przyznała, że ma zamiar "tchnąć w Izabelę współczesną wrażliwość, która pozwoli na nowo spojrzeć na jej historię". Zwolennicy i zwolenniczki wiernego przenoszenia literatury na ekran mogą czuć się więc niepocieszeni. Z drugiej jednak strony, warto upatrywać w tym szansy na wydobycie z Izabeli Łęckiej tego, co przez lata pozostawało swego rodzaju tabu. Miast kolejnej opowieści o zimnej arystokratce, możemy więc otrzymać portret osoby zagubionej między epokami, rozdartej pomiędzy tym, co wypada, a tym, czego się pragnie. W tej perspektywie współczesna wrażliwość nie staje w opozycji do Prusa, lecz może być wyjątkowo precyzyjnym narzędziem, by jego bohaterkę opowiedzieć raz jeszcze – inaczej, pełniej, być może prawdziwiej.
Nowa panna Izabela nie uniknie też, rzecz jasna, porównań do odtwórczyń wcześniejszych – te pojawiać będą się i teraz, i na długo po premierze. Komentariat ogłosi, że Tyszkiewicz "ładniejsza", Braunek zaś "wierniejsza", a dyskusje na temat urody Urzędowskiej i dopasowania tejże do literackich konturów (a podobne dysputy, podobnie jak w przypadku Marcina Dorocińskiego, wcielającego się w rolę Wokulskiego, wybuchnęły niemal z marszu) toczyć będą się w nieskończoność.
Reinterpretacja klasyki nie musi, a nawet nie powinna być jednak uznawana za "zdradę tradycji" i "coś gorszego". Wręcz przeciwnie – może być jej przedłużeniem, swego rodzaju próbą dialogu z przeszłością przy użyciu nieco uwspółcześnionego języka. Kino, tak jak literatura, nie istnieje bowiem w próżni. Zmienia się świat, zmienia się publika, zmieniają się pytania, na które sztuka z założenia winna odpowiadać. A jeśli dziś potrzebujemy innej Łęckiej – mniej posągowej, a miejscami wręcz "popękanej" – nie oznacza to, że gardzimy dziedzictwem Prusa, Hasa czy Bera. I choćby sama Beata Tyszkiewicz upierała się, że wersja z końca lat 60. to ta jedyna i słuszna na wieki wieków, tym razem racji przyznać jej nie sposób. Bo klasyka nie po to przetrwała wieki, by stać się obumarłą klatką. Przetrwała, bo pozwala odkrywać się na nowo. I to właśnie czyni ją wiecznie żywą.
Za Kamilę trzymamy zaś kciuki.
Zobacz też: